Meewa Profile picture
"Patrz szeroko. I nawet kiedy wydaje ci się, że patrzysz szeroko – ciągle patrz jeszcze szerzej."

Dec 14, 2021, 21 tweets

"Węgrów, 14 grudnia 1939 (zapis): W Sokołowie na dworcu,10 rano, stoi pociąg, z przodu kilka wagonów osobowych, z tyłu dużo wagonów bydlęcych. We wszystkich ciasno upchani Polacy, wypędzeni z byłych polskich terenów, które teraz stały się częścią Niemiec. Jakaś kobieta pyta mnie,

gdzie może dostać ciepłą wodę dla swojego dziecka, któremu chce się pić. Wartownicy nie wpuszczają jej na dworzec. Pokazuję jej wyjście. Ludzie siedzą już trzeci dzień stłoczeni w pociągu. - Po południu, koło trzeciej, wracam tam, deportowani są właśnie wyładowywani. Stoją już

godzinę przed dworcem i nie wiedzą, dokąd mają iść. Obraz nędzy i rozpaczy. Wśród wielu innych moją szczególną uwagę zwrócił starszy mężczyzna. Zagaduję go. Mówi mi to samo, co wszyscy inni: „Co mamy robić. Dokąd mamy iść? - Ma miłą, starczą twarz, jest 76-letnim chłopem.

Wypędzono go z jego gospodarstwa razem ze wszystkimi innymi. - Mężczyźni i kobiety otaczają mnie, wszyscy pytają o to samo, jeden z mężczyzn pokazuje swoje małe dzieciątko, które leży przemarznięte w rozpadającym się wózku. Nie ma już siły, żeby krzyczeć. Śnieg wiruje i pkrywa

ludzi białym puchem. Stoją bezbronni, opuszczeni. Jeden z mężczyzn podchodzi do policjanta, który konwojował pociąg: "Mój panie, co mamy robić?" Ma na sobie stare futro, za nim stoi jego żona. Mężczyzna płacze. "Wróciłem z lasu z moimi końmi i moim wozem, od razu powiedzieli mi,

wynoś się stąd natychmiast, wszyscy mają się wynosić,twoja żona i dzieci, za dziesięć minut ma cię tu nie być. Moi starzy rodzice mają już po 80 lat, mam 6 dzieci. Od trzech dni nie dostaliśmy nic do jedzenia. Moje dzieci umierają z głodu. Nie mogłem ze sobą nic zabrać, nie mam

pieniędzy". Wyciera sobie twarz spracowanymi dłońmi, stoi przede mną bezradny. A ja nie mogę im pomóc. To nieszczęście chwyta mnie za serce. Tak wyglądają te przesiedlenia, o których mówi się tak podniosłym tonem. W hali dworcowej tłoczy się wielu ludzi, szukają schronienia przed

zimnem. Wysoki, chudy mężczyzna z elegancką futrzaną czapą na głowie z powaga patrzy mi w oczy. Czy we mnie też widzi potwora, czy też wyczuwa, że mam dobre serce? Chętnie bym z nim porozmawiał, ale boję się go zagadnąć. Jest jednvm z tych inteligentów, których chce się wytępić,

być może jest duchownym. Kobiety otaczają mnie, pytając, czy wolno im pojechać do swoich krewnych w okolice Sandomierza pod Lublinem. Gdybym to ja wiedział. Tak, mogą iść dokąd chcą,ale nie mogą kupić sobie biletów. Ukradziono im pieniądze, zrabowano,po prostu zabrano. Nic więcej

nie mają. Nie mają też już nic do jedzenia. Przyjechała policja i wyrzuciła je z mieszkań, w 10 minut musiały opuścić dom, wszystko zostawić, szybko chwyciły tylko najpotrzebniejsze rzeczy, ale dzieci, dzieci. Kiedy o Was myślę, moje kochane dzieci, które jesteście w domu,to robi

mi się gorąco na duszy i chciałbym wziąć każde dziecko na ręce i pocieszyć, chciałbym pocieszyć wszystkie te nieszczęsne istoty i prosić je o wybaczenie za to, jak Niemcy obchodzą się z nimi, tak haniebnie niemiłosiernie, tak brutalnie, nieludzko. Dlaczego wyrzuca się tych ludzi

z mieszkań, skoro nie wiadomo, gdzie ich zakwaterować? Cały dzień stoją na zimnie, siedzą na tobołkach, na swoim nędznym dobytku, nie dostają nic do jedzenia. To jest celowe działanie, ci ludzie mają być chorzy, biedni, bezradni, mają umrzeć. W ten haniebny sposób chce się zabić

tych, których oszczędziła wojna.[...] Węgrów, 15 grudnia 1939 (zapis): Dworzec w Sokołowie. Staruszek, który tak przypominał mi ojca, siedzi w kącie na dworcu. Jego twarz zrobiła się od wczoraj zupełnie blada, policzki zapadnięte. Trzyma tabakierkę w trzęsących się rękach. Jego

żona zdejmuje z niej pokrywkę, wyjmuje ze środka szczyptę tabaki i kładzie ją swojemu dobremu, staremu mężowi na dłoń. On dziękuje jej wzruszającym gestem. Nie tak wyobrażali sobie swoje ostatnie dni, ale mają jeszcze siebie nawzajem, i to będzie dla nich ostatnią, miłą pociechą.

Nie próbują stąd odejść, jest im wszystko jedno, gdzie umrą. Nad wszystkimi góruje wielki chłop o dobrotliwej twarzy w czarnym futrze i futrzanej czapce. Sześć lat służył w pruskim wojsku, przez 4 lata walczył w [pierwszej] wojnie światowej. Nie może pojąć, jak to się stało, że

się go tu wywozi. Chce wracać na piechotę do Poznania. Na tobołku siedzi stara matka, ma trzech synów na froncie zachodnim. Przed wojną mieszkali w Niemczech i walczą za kraj, który wypędza ich matkę z domu i gospodarstwa. Trzy kobiety urodziły w pociągu. Jedna kobieta podcięła

sobie żyły na szyi i odwieziono ją do lazaretu. W jednym z wagonów leży zmarły. Wśród wypędzonych znajduje się bardzo stary człowiek, ma podobno 103 lata. Przyniosłem bochenek chleba i ser, i kiełbasę, i rozdzielam to wśród dzieci. W kasie dworcowej polski kolejarz zdaje utarg ze

sprzedaży biletów. Brakuje mu 3,20 marki. Skwapliwie wykłada je z własnej kieszeni, to więcej niż jego dzienny zarobek. Młody Polak, który płynnie mówi po niemiecku, prosi o pozwolenie na przejazd stąd do swojej matki,do Kielc. Zabrano mu pieniądze. Przepędzono go ze starostwa.

Urzędnik kolejowy nie może wydać biletu bez zaświadczenia od starosty. Ale urzędnik ma dobre serce, wyda bilet, kiedy wróci. Pytam go, "czym się pan zajmuje w cywilu?" "Jestem nauczycielem", mówi Polak. "Mój brat miał w Polsce dużą odlewnię żeliwa. Z majątku o wartości 1,25 mln

pozwolono mu zachować 50 złotych. Siedzi z żoną i dziećmi po drugiej stronie, w cukrowni i nie wie, co ma robić".

Na peron znów wjeżdża kolejny pociag z polskimi wysiedleńcami. Ile ludzkich losów, ile nieszczęść przywozi ze sobą każdy taki pociąg?[...]"

Wilm Hosenfeld, „Staram się ratować każdego: życie niemieckiego oficera w listach i dziennikach"

Share this Scrolly Tale with your friends.

A Scrolly Tale is a new way to read Twitter threads with a more visually immersive experience.
Discover more beautiful Scrolly Tales like this.

Keep scrolling