Historyczny moment uchwycony na zdjęciu @michalwu7 czyli pierwsze w Europie strzelania z systemem IBCS przypomniały mi, że to już drugi raz, gdy Polska jako jedyna podejmuje niezwykłe wyzwanie integracji swojego systemu OPL.
Zapraszam na wątek, jak to było za pierwszym razem. 1/
Ten pierwszy raz to po części efekt doświadczeń na Bliskim Wschodzie z lat 60. i roku 1973, które obnażały słabość sowieckiej koncepcji obrony powietrznej, szczególnie w warunkach przeciążenia systemów naprowadzania.
W 1966 minister Spychalski podpisał dyrektywę o rozwoju WOPK i WL, która na dwa dziesięciolecia zorganizowała proces organizacji OPK. Ale nie mniej ważny z uwagi na konsekwencje był przesłany w tym samym roku meldunek dowódcy WOPK gen. Paszkowskiego do Szefa Sztabu gen. Jaruzelskiego w którym zawarto wnioski i kalkulacje całej rozbudowy OPK.
Koszt zamierzeń określono wówczas na 190mln zł, tj. 2/3 ówczesnego budżetu PRL.
I wiecie co? Ten plan, z kosmetycznymi zmianami, wcielono w życie! 2/
Na użytek wątku pominiemy całą skomplikowaną (choć ciekawą) chronologię wydarzeń i przejdziemy do roku 1988/89, gdy system nabrał swojego ostatecznego kształtu.
Jego opis to wyzwanie - internet nie zna zagadnienia, a tysiące stron dokumentacji nie zachęcają do tworzenia zgrabnej syntezy. Być może to pierwsza kompleksowa próba opisania jak to działało, więc bądźcie wyrozumiali. Zacznijmy więc od samej podstawy systemu - radiolokacji. 3/
Podstawowa komórka społeczna w wojskach radiotechnicznych to kompania. Zbudowaliśmy w całej Polsce około 40 umocnionych obiektów dla kompanii rdtech.
Każda z nich składała się z części mieszkalno-bytowej, koszarowej i technicznej.
Sercem części technicznej był schron z pięcioma garażami, salą dowodzenia i węzłem sanitarnym, oraz górki dla 4 radiolokatorów (zwykle były to radiowysokościomierz, dalekomierz, i stacja wykrywania celów nisko lecących).
Tajemnica tkwiła w garażach.
Zarówno radiolokatory, jak i ukryte w garażach agregaty i kabiny były samojezdne - cała kompania w ciągu kilku godzin mogła się zwinąć z pozycji stacjonarnej do kolumny marszowej i skierować się do wyznaczonego rejonu alarmowego.
Ale najciekawsze było, jak to działało. 4/
W garażach oprócz agregatu zasilającego i wozu łączności radioliniowej schowane były dwa samojezdne cudeńka. Nie rzucały się zupełnie w oczy - ot zwykłe ciężarówki, ktoś by powiedział. I tak miało właśnie być..
Jeden to obiekt WP11 - automatyczny punkt naprowadzania komunikujący się łączem szyfrowanym z samolotami MiG-21 i MiG-23 poprzez anteny Lazur - te zielone płetwy pod silnikiem. Na radiokompasie i wysokościomierzu samolotów były specjalne znaczniki, które bez pomocy komend głosowych naprowadzały samolot na wybrany cel. Dzięki 40 kompaniom zapewniono działanie tego systemu w dowolnym miejscu w Polsce.
Drugi to tzw obiekt WP01M - wóz zbierający ujednolicone dane z wszystkich kompanijnych stacji radiolokacyjnych i wysyłający je wyżej, do batalionu. Nie, tych danych również nie wysyłano fonicznie. Cztery osoby obsługi za pomocą specjalnych koordynatografów mocowanych do monitorów sytuacji powietrznej zaznaczali punkty wykrytych obiektów i nadawali im cechy. Dane te trafiały łączem szyfrowanym do batalionu, a ściślej, do jego połączonego stanowiska dowodzenia (PłSD).
5/
PłSD to podziemny, lokalny mózg systemu. Dziś nazwalibyśmy go ośrodkiem dowodzenia i naprowadzania.
Jego rolą było zapewnienie koordynacji wojsk rakietowych i lotnictwa myśliwskiego w warunkach walki powietrznej. Tu trafiał obraz radiolokacyjny z kabin WP01M z podległych 4-5 batalionów, tu był przetwarzany i tu grupy operacyjne rodzajów wojsk podejmowały decyzje jakimi środkami należy zniszczyć konkretny cel.
Na terenie PRL zbudowano kilkanaście podziemnych PłSD, połączonych ze typowymi schronami garażowymi dla stacji radiolokacyjnych i radionamierników szczebla batalionu. A dlaczego garaże? Bo oczywiście cały obiekt w warunkach wojny mógł być w kilka godzin gotowy do wyjazdu.
6/
Działanie PłSD to temat na grubą książkę, wybiorę więc dla Was najważniejsze informacje.
W dużej mierze stanowisko działało automatycznie. Za przetwarzanie informacji radiolokacyjnej odpowiadał system automatyzacji Wozduch-1M (i starszy 1P) lub polski odpowiednik Dunajec. Na owe czasy były to zaawansowane technicznie kabiny przeliczające współrzędne i azymuty celów i podające je dalej do tzw PORI, czyli węzła drugiego systemu - Wektor-2WE.
Wektor to prawdziwa petarda. Oparty na prymitywnych lampach, był w stanie przetworzyć dane radiolokacyjne z Wozducha na trójwymiarowe współrzędne celu i przesłać je do kabiny 5F24 w wybranym dywizjonie rakietowym Wołchow lub Newa, gdzie następowało sprzężenie danych ze stacją naprowadzania rakiet (SNR). Odtąd operator SNR mógł w zasadzie tylko obserwować pracę zestawu, bo całość łącznie z komendą ognia sterowana była zdalnie. Prawdopodobieństwo trafienia rakiety w cel o powierzchni minimum 0,5m2 oceniano wówczas na 0,6.
W razie potrzeby na powtórzenie procesu system potrzebował około jednej minuty.
7/
Na PłSD dowodzono także lotnictwem myśliwskim. Każdy pułk OPK miał swoje SD przyporządkowane do konkretnego PłSD - tam na wypadek WSGB udawała się grupa operacyjna z oficerami naprowadzania aby koordynować działania lotnictwa.
W jednym tylko PłSD, niedaleko Słupska, zainstalowana została specjalna aparatura WP04M dedykowana do dowodzenia pułkiem myśliwskim, trochę podobna w sposobie działania do Wektora w wojskach rakietowych. Jej użytkownikiem na PłSD był 28.plm. Teraz już wiecie, dlaczego MiG-23 trafiły do Redzikowa:) 8/
Wszystkie PłSD na terenie PRL przyporządkowane były do 3 korpusów OPK, z dowództwami w Warszawie, Bydgoszczy i Wrocławiu.
Każdy korpus posiadał swoje stanowisko dowodzenia i zapasowe stanowisko dowodzenia. Większość z tych obiektów była dwukondygnacyjnymi schronami przeciwatomowymi typu Z-500, budowanymi na początku lat 60. a następnie adaptowanymi na potrzeby nowej struktury. Jeden z nich, już opuszczony, widzicie na zdjęciu i planie technicznym. Na tym szczeblu działały jednocześnie trzy systemy automatyzacji dowodzenia
Wozduch - jako „wtyczka” danych z batalionowych PłSD
Ałmaz-3 - jako nowy system zbierania danych na wyższym szczeblu operacyjnym
Cyber-W - polski odpowiednik systemu Ałmaz-3
Jak zapewne się domyślacie upakowanie wszystkich tych agregatów tym razem w formie stacjonarnej w podziemnych obiektach dowodzenia generowało olbrzymie kłopoty techniczne (miejsce, zapotrzebowanie na energię, generowanie ciepła, wrażliwość na wilgoć). Warunki pracy szczególnie w ZSD były trudne, a obiekty pełniły istotną rolę zbierając grupy operacyjne na szczeblu korpusu z lotnictwa myśliwskiego i szczebla brygady z wojsk radiotechnicznych i rakietowych.
Z pewnością było to więc wąskie gardło całego systemu, niemniej obiekty te zarządzały imponującą organizacją obronną, złożoną z dziesiątek złożonych podsystemów. Chyba najlepszą jego wizualizacją jaką znam jest ta mapa - prezentująca rozwinięcie operacyjne 2.korpusu OPK. Naprawdę o tej małej mapce można by napisać całkiem sporą książkę.. 9/
Finałowym bossem całej struktury OPK było Centralne Stanowisko Dowodzenia w Pyrach, zbudowane na bazie słynnej, historycznej jednostki dekryprażu IIRP. To tam, w specjalnie rozbudowanych podziemiach ulokowano serce dowodzenia obroną powietrzną - aparaturę Ałmaz-2. Dziś jej moc obliczeniowa z pewnością nie robi takiego wrażenia jak we wrześniu 1981, kiedy osiągnęła gotowość operacyjną.
Ałmaz-2 umożliwiał identyfikację i grupowanie celów i obliczanie najwłaściwszego efektora do ich neutralizacji. To tutaj zapadały decyzje o zadysponowaniu konkretnych sił w walce powietrznej. Rezultaty obliczeń trafiały drogą powrotną poprzez opisane elementy systemów do modułów wykonawczych - punktów automatycznego naprowadzania lotnictwa i kabin 5F24 sterujących ogniem rakiet ziemia-powietrze.
Wiem to jedynie z drugiej ręki, ale zapadło mi w pamięć, że ponoć w 1991 w Pyrach przebywała delegacja amerykańskich oficerów i po prezentacji wyraziła zdumienie, że udało nam się całość systemu spiąć w automatykę dowodzenia. W tamtych czasach takie „zabawki” miały tylko USA i Rosja, ale wyłącznie dla określonych, strategicznie ważnych obszarów.
10/
To był nasz pierwszy „IBCS”. Kosztował nas, Polaków, majątek, zarówno pod kątem sprzętu jak i bezprecedensowej rozbudowy inżynieryjnej (ponad 100 podziemnych obiektów umocnionych). Uproszczony, autorski schemat całego systemu załączam poniżej.
Stety bądź niestety, cały ten potwornie drogi system zaczął być demontowany już w latach 90., głównie za sprawą postępującej komputeryzacji i miniaturyzacji aparatury. Kiedy na początku nowego wieku demontowano ostatnie agregaty Wozducha, Wektora i Ałmaza, wciąż były one jeszcze tajne. To dlatego do dziś są taką białą plamą na mapie wojskowej historii, a warto o nich pamiętać, by nie powielić tamtych błędów, a nowy IBCS mógł nam skutecznie służyć przez lata.
Dzięki! 11/11
Share this Scrolly Tale with your friends.
A Scrolly Tale is a new way to read Twitter threads with a more visually immersive experience.
Discover more beautiful Scrolly Tales like this.
