Proszę się dobrze przyjrzeć:
Sandro Botticelli „Narodziny Wenus” (ok. 1485, tempera na płótnie, 172,5 × 278,5 cm, Galleria Degli Uffizi we Florencji).
W 2018 r. stojący przed tym arcydziełem turysta doznał nagłych zawrotów głowy i zawału serca.
Co się wydarzyło? Wątek ⬇️
Przedstawiona na obrazie bogini uznawana jest od czasu Renesansu za ideał kobiecej urody. Niedaleko, zwiedzając Florencję, można zobaczyć inne arcydzieło – uchodzące za wzór męskiego ciała dzieło „Dawid” Michała Anioła.
Florencja, nawet wśród innych miejscowości kipiącej od
zabytków Italii, wyróżnia się wielkim nagromadzeniem skarbów sztuki. Znajdziemy się tu 61 muzeów, 214 pałaców i wież, 167 kościołów i klasztorów. Wszystkie wypełnione po brzegi obrazami Botticelliego, Giotta czy Fra Angelico.
W 1817 r. francuski pisarz Henri-Marie Beyle - ps.
Stendhal opublikował szkic podróżniczy „Rzym, Neapol i Florencja“ (w Polsce wyd. dopiero w 2007 r. przez łódzką Oficynę Bibliofilów). Największe wrażenie zrobił na bohaterze podróży pobyt we Florencji, a zwłaszcza wizyta w kościele Santa Croce (ilustr.), w którym ujrzał groby
Machiavellego, Dantego, Galileusza i Michała Anioła a także freski Luki Giordano. (zob. kolejne lustr.)
„Doznałem swego rodzaju ekstazy na myśl, że jestem tak blisko Florencji i grobów tak wielu wspaniałych ludzi – pisał Stendhal. - Doszedłem do takiego punktu entuzjazmu, gdzie
niebiańskie doznania oferowane przez sztukę łączą się z namiętnymi uczuciami. Kiedy opuszczałem Santa Croce, serce mi waliło; moje źródło życia wyschło, bałem się, że się przewrócę.”
S. nie był pierwszym, który wspominał o fizycznej przypadłości wynikającej z przejęcia się
obfitością dzieł sztuki. Pod koniec XVIII w. podobne objawy zanotował niem. pisarz Wilhelm Heinse zwiedzający Panteon, zaś poeta Heinrich Heine pisał, że niemal odszedł od zmysłów oglądając katedrę w Mediolanie (ilustr.) Zjawisko zaczęli penetrować twórcy psychoanalizy. Zygmunt
Freud opisał swoje osobliwe uczucia podczas wizyty na ateńskim Akropolu, który miał wzbudzić w nim wyryte w nieświadomości wspomnienia z dzieciństwa i zrazu entuzjazm, a potem wyobcowanie i depersonalizację. Z kolei Carl Gustav Jung bał się ponownie zwiedzić Pompeje, które za
pierwszym razem przyniosły mu wiele niepokojących emocji.
Tropem Freuda poszła włoska badaczka, sama nazywajaca się pychoanalityczką, Graziella Magherini. Pracując jako kierownik oddziału psychiatr. szpitala Santa Maria Nuova we Florencji, zauważyła podobne przypadki zachorowań
wśród zagr. turystów. Wyróżniła nowe zaburzenie psychosomatyczne i nazwała je „syndromem Stendhala“ publikując w 1979 r. pierwszy artykuł naukowy na ten temat. 10 lat później wydała książkę „La Sindrome di Stendhal“, w której na podstawie 106 przypadków zidentyfikowanych podczas
20 lat obserwacji w samej Florencji, wraz ze swoim zespołem dokonała analizy zjawiska. Napisała o „utracie spójności jaźni” i 3 rodzajach objawów: 1) zaburzenia myślenia i percepcji powodujące – jak u Stendhala - halucynacje i urojenia; 2) zaburzenia afektywne, prowadzące do
uświad. sobie własnej znikomości wobec bogactwa skarbów sztuki; 3) napady paniki związane z wys. ciśn. krwi, omdlenia, bóle brzucha i skurcze. Większość turystów dotk. syndromem była stanu wolnego, w wieku od 26 do 40 lat. Wszyscy pacjenci byli obcokrajowcami, głównie z USA i
Płn. Europy (nieprzyzwyczajeni do nadmiaru sztuki). Ponad połowa pacjentów była wcześniej leczona psycholog. W 2007 r. M. wydała jeszcze jedną książkę „Zakochałam się w posągu”, w której opisała wpływ dzieł sztuki na psychikę na przykładzie rzeźby nagiego Dawida.
Tymczasem świat
nauk medycznych od początku reagował na tezy psychoanalityków, jak i na badania Magherini, bardzo sceptycznie. Włoskiej badaczce zarzucano brak dostatecznego uzasadnienia, a nawet korzystanie z wywiadów zdobywanych wśród pacjentów traktujących swoje przeżycia w sposób
anegdotyczny. Pisano o Stendhalu, który przy braku wentylacji i wśród tłumu ludzi zadzierał przez długi czas głowę w górę kontemplując freski Giordano na suficie. Wszystko przy temp. 40 stopni w cieniu… Podobnie 40-letni Freud – musiał złapać mocną zadyszkę, gdy wspinał się w
upale na grecką górę.
Mimo to „syndrom Stendhala“ zrobił wielką karierę na całym świecie. Przez biura podróży do dziś traktowany jest jako sensacyjna i intratna reklama-ostrzeżenie dla turystów. Psychoanalit. ozumienie zaburzenia przeniknęło do świata kultury popularnej. Powstało
mnóstwo powieści i filmów, w których nawiązywano do „syndromu florenckiego“. Wspomnę dwa: hollywoodzki, przewrotny film „Kobieta z obrazu“ (1944), gdzie bohater zakochuje się w femme fatale z obrazu (polecam) i włoski psychodeliczny horror „Syndrom Stendhala“ (1996) z muzyką
E. Morricone (filmu nie polecam). W 2007 r. postanowiono zmierzyć „syndrom Stendhala”... Dla zwiedzających w Palazzo Medici Riccardi salę ozdobioną sufitowymi freskami Luca Giordano wyświetlono na specjalnej ścieżce odbicia obrazów na podłodze i zainstalowano czujniki mierzące
rytm serca, oddech i ciśnienie. Za jedyne 7 EUR laboratorium dostarczało chętnym na miejscu wynik testu.
W 2008 r. na zakończenie III Kursu Neurohistorii Hiszp. Towarz. Neurologicznego przeprowadzono ankietę wśród 64 uczestników-neurologów, czy podczas warsztatów praktycznych
odbytych w Rzymie, Florencji, Padwie i Wenecji doświadczyły objawów zespołu Stendhala. 48 osób przysłało wypełniony formularz (wyniki p. ilustr.) Podkreślono nowy, pielgrzymkowy charakter podróży, który pojawił się w dobie Romantyzmu – związany z poszukiwaniem sacrum i
wrażliwością na sztukę. To były czasy, gdy zjawisko olśnienia i przejęcia się pięknem było czymś namacalnym. W obecnych czasach turystyka nastawiona jest na powierzchowność przeżyć, przygodę i rozrywkę...
W Polsce wywiedzione od Freuda i związane z popędem płciowym rozumienie
zjawiska ujawnił miłośnik powieści Stendahla Kazimierz Kutz. „Było wiele ładnych – mówił o swoich koleżankach - więc popadłem w ‘syndrom Stendhala’. Z czasem w każdej klasie miałem ‘narzeczoną’”. Komentując te słowa J. Hoffman stwierdził, że też odczuwał podobny syndrom na widok
pięknych kobiet, choć nie był erotomanem i nie od razu chciał iść „do łóżka”. Podobnego charakteru emocji prasa doszukiwała się w przypadku turysty, który w 2018 r. doznał zawału serca oglądając „Narodziny Wenus”. Zauważono jednak słabą wentylację i tłok w sali nr 8, w której
ogląda się dzieła Botticellego. „The Guardian" pisał, że mężczyzna doszedł do siebie we florenckim szpitalu Santa Maria Nuova, choć łatwo z pewnością mu nie było – nawet tutaj na ścianach wisi mnóstwo pięknych obrazów, na korytarzach stoją zabytkowe rzeźby, a w jednej z sal
Leonardo da Vinci przeprowadzał sekcję zwłok.
Przypadków syndromu dziś już właściwie się nie odnotowuje. Ale czy potrzebujemy jakichś schorzeń, syndromów i psychoanalitycznych popędów aby przeżywać prawdziwą Sztukę i Piękno? Czyż nie można się zakochać od pierwszego wejrzenia w
obrazie? Doznać olśnienia i afektu? „Najpiękniejszą rzeczą – pisał Albert Einstein - jakiej możemy doświadczyć jest oczarowanie tajemnicą. Jest to uczucie, które stoi u kolebki prawdziwej sztuki i prawdziwej nauki. Ten, kto go nie zna i nie potrafi się dziwić, nie potrafi
doznawać zachwytu, jest martwy, niczym zdmuchnięta świeczka”. Podobnie wyraził się Waldemar Łysiak w swoich „Wyspach zaczarowanych” na długo przedtem zanim popularność zdobył Dan Brown i jego absurdalne teorie: „Leonardo nie wahał się i w wielu dziełach zostawiał to, co miało
budzić pytanie, strach, szok. Przewidział, że tajemnica, której on nie pokonał, długo jeszcze będzie niezwyciężona. I zasygnalizował nam to, lecz uczynił to za pomocą kodu – jego przesłania to renesansowy szyfr z zaświatów”.
Dziękuję
P.S. Odwrotnością „syndromu Stendhala”
możnaby nazwać „syndrom paryski”. Już dr Magherini zauważyła, że zjawisko, które badała, nie dotyczy turystów z Azji i Ameryki Płd. „Syndrom paryski” z kolei spotyka turystów z Japonii, którzy przyjeżdżają do francuskiej metropolii i są rozczarowani. Architektura i sztuka nie
robią na nich wrażenia…
Japończyków tłumaczy odrębność i obcość kulturowa, ale jak wyjaśnić postępowanie europejskich elit politycznych? Przeprowadzają od lat lobotomię cywilizacji zachodniej opartej na spuściźnie moralnej Kościoła Katolickiego. Arcydzieła służą im za decorum do
eventów, za opakowanie maskujące istotę zmian. Bliskość dzieł sztuki nie zakłóca im rytmu serca, nie mąci w głowie, nie wywołuje głębszych myśli. Kultura wysoka pełna treści spotyka kulturę niską pustą w treści.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
John Pettie, Fixing the Site of an Early Christian Altar, 1884, 137 x 213,5 cm, Leeds Art Gallery.
Obraz artysty urodzonego w Edynburgu pozwoli nam zilustrować wątek o orientowaniu chrześcijańskich świątyń – „ad orientem”. Ta wielowiekowa tradycja skrywa niejedną tajemnicę⬇️
Zanim chrześcijaństwo zostało zalegalizowane w Cesarstwie Rzymskim, wyznawcy Chrystusa oddawali cześć Bogu w swoich domach. Już od pierwszych dni Kościoła modlili się oni zwróceni na wschód. Zwyczaj ten miał głębokie religijne uzasadnienie nawiązujące do tradycji judaistycznej i
Świątyni Jerozolimskiej. Sanktuarium Świątyni Jerozolimskiej znajdowało się na zachodnim krańcu, ale arcykapłan, który składał ofiary w Jom Kipur, twarzą zwracał się ku wschodowi, gdzie znajdował się główny portyk (wejście) i brama miasta przez którą, jak wierzono, nadejdzie
W 1604 r. w ręce słynącego z wielkiej religijnej żarliwości wojewody krakowskiego i starosty lanckorońskiego Mikołaja Zebrzydowskiego trafiła mapa, na którą patrzył jak zauroczony. Przyglądając się jej postanowił zbudować „polską Jerozolimę”. Co to była za mapa i co było dalej?⬇️
W wydanej w 1938 r. książce „Drogi kalwaryjskie” o. Stefan Podworski przytoczył podania związane z założeniem klasztoru i kalwarii w dobrach M. Zebrzydowskiego. „Pobożny fundator – czytamy - widywał często w nocy z zamku lanckorońskiego, w którym mieszkał na górze przeciwległej
zamkowi Żarek, ognie z nieba spadające”. W 1595 r. w Wielki Czwartek wieczorem „obaczył tenże fundator wraz ze swoją małżonką Dorotą (…) trzy jaśniejące krzyże”. Mikołaj powziął wówczas zamiar, by na górze Żarek, na której ujrzał owe krzyże, „wystawić świątynię Pańską
O włóczni św. Maurycego, jedynym zachowanym do dziś insygnium koronacyjnym pierwszego króla Polski Bolesława Chrobrego, a w przeszłości także relikwiarzu z gwoździem z Krzyża Pańskiego.
Słów kilka, by rozwiać nieporozumienia. Wątek⬇️
Wpis w całości jest cytatem z książki Jerzego Lileyko, Regalia polskie, Warszawa 1987.
---
Ordo coronandi czyli rytuał obowiązujący podczas obrzędu koronacji nakazywał, aby metropolita dokonał pomazania koronanta na króla olejami świętymi, wręczył mu miecz, potem berło i jabłko,
a następnie włożył na głowę koronę. Wręczenie miecza było aktem inwestytury, czyli udzielenia królowi prawa do objęcia władzy na obszarze państwa, miecz oznaczał władzę królewską w ogóle, a konkretnie władzę wojskową, sądownicza i administracyjną, a także nakładał obowiązek
Jan Matejko na tym niewielkim szkicu ołówkiem (10 x 12 cm) podał swoje inicjały i datę „1865” oraz napisał: „Św. Wojciech z Bolkiem Chrab...[Chrobrym] (Kompozycja do Kościoła)”. Mało znany i nieopisany w literaturze rysunek. Co przedstawia? Cóż to za scena? Niełatwo to ustalić⬇️
Wykonany przez artystę na papierze i naklejony na karton rysunek pojawił się w 2017 r. w ofercie Domu Aukcyjnego Agra-Art. Przy cenie wywoławczej 6000 zł. znalazł nabywcę za kwotę 35 000 zł. . W opisie oferty czytamy:
„Szkic nieznanej (niezrealizowanej?)sztuka.agraart.pl/licytacja/357/…
kompozycji. Rysunek można hipotetycznie łączyć jedynie z, wzmiankowanym przez Mariana Gorzkowskiego, pomysłem dotyczącym dekoracji wnętrz krakowskiego <magistratu> (Pałacu Wielopolskich). Otóż - jak pisze Gorzkowski - <dr [Józef] Dietl, prezydent miasta Krakowa, umysł ruchliwy i
Każdy kto oglądał film „Aleksander Newski”(1938) pamięta tę budzącą niesamowitą grozę scenę, gdy wielki mistrz krzyżacki wrzuca do ognia małe dzieci. Skąd się wzięły tego rodzaju drastyczne ujęcia w filmie Sergiusza Eisensteina? O rosyjskiej fascynacji szczególnym okrucieństwem⬇️
W 1962 r. pod zarzutem szpiegostwa na rzecz USA i Wielkiej Brytanii GRU aresztowało płk. Armii Radzieckiej Olega Pieńkowskiego. Wg płk. Ryszarda Kuklińskiego Pieńkowski został stracony w budzący postrach, okrutny sposób: wrzucono go do rozpalonego pieca hutniczego, a z egzekucji
nakręcono film, który pokazywano adeptom rosyjskiej Akademii Woroszyłowa. W powieści „Akwarium” rosyjski pisarz Wiktor Suworow również stwierdził, że gdy rozpoczynał służbę w GRU prezentowano mu film przedstawiający spalenie żywcem w piecu pułkownika GRU. Pisarz podtrzymał tę
Ale Państwo oczywiście wiedzą, że określenie „taniec na kościach” narodziło się w Związku Sowieckim? Dlatego, gdy w 2010 r., po Smoleńsku, zaczęto używać w Polsce drwiących słów o „tańcu na grobach/trumnach”, można było z góry założyć, że stoją za tym służby rosyjskie. Wątek⬇️
Niektórzy rosyjscy językoznawczy etymologii „tańców na kościach”(ros. «танцы на костях») doszukują się w wieku XIII. 31 maja 1223 r. nad rzeką Kałką doszło do bitwy pomiędzy armią rusko-połowiecką a wojskami mongolskimi. Zmagania zakończyły się druzgocąca klęską
Rusinów i Połowców, co stało się przyczyną ich późniejszego uzależnienia od Mongołów. Po zwycięstwie Mongołowie mieli położyć wszystkich pojmanych książąt i dowódców na ziemi, przykryć ich następnie deskami i na tej drewnianej platformie ustawić stoły. Po czym przystąpili do