Przypomniała mi się historia Bretta Kavanaugh, prawnika, którego nominowano do Sądu Najwyższego USA z ramienia republikanów. Co się wtedy stało? Koleżanka z liceum odezwała się do gazety (zgadnijcie której, hehe) i oskarżyła go o molestowanie, ...
które miało mieć miejsce ponad 30 lat wcześniej. Proces zaprzysiężenia został wstrzymany i wszczęto postępowanie, które miało wyjaśnić sprawę. Życie państwa Kavanaugh stało się koszmarem: groźby, ostracyzm, szkalowanie w mediach, lęk o przyszłość.
Christine Blasey Ford, czyli kobieta, która oskarżyła Kavanaugh i jego kolegę Judge'a o to, że zamknęli się z nią na klucz w pokoju i zmacali, miała za dowód tylko swoje słowa. Jedyny świadek, jej koleżanka, zeznała, że sytuacja nie miała miejsca i że ktoś ją namawiał,
żeby potwierdziła zeznania Ford. Zgłosiła to do FBI. W związku ze sprzecznościami w jej zeznaniach, oskarżenie oddalono, a Bretta Kavanaugh zaprzysiężono. Jednak nawet dziś jego przeciwnicy polityczni nazywają go gwałcicielem. Tak właśnie działa ruch #BelieveAllWomen. Do piekła.
Christine Blasey Ford nigdy nie została ukarana za próbę zniszczenia życia człowiekowi.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh