Kilka słów o demografii Ukrainy w kontekście poniżej rozmowy: 1) Sytuacja demograficzna Ukrainy jest rzeczywiście tragiczna. Populacja od szczytu w 1993 r. spadła z 52,2 do ok. 36,5 mln na koniec 21', bez terytoriów utraconych w latach 2015-16. Przy czym (1/n) #demografia_ukraina
te 36,5 mln należy traktować jako górną granicę. Realnie populacja jest bliższa 30 niż 36 mln; 2) Prawdziwe problemy zaczną się imo od 2031 r. kiedy w dorosłość zaczną wchodzić coraz mniej liczne roczniki (520 tys. urodzeń w 2012, 272 tys. w 2021); 3) Już w 2019 lub 2020 (2/n)
raportowano, że liczba emerytów przewyższa liczbę podatników. W 2021 liczba zgonów była blisko 3x większa niz liczba urodzeń (714 vs 272k). Wojna oczywiście pogorszy te proporcje - wzrost zgonów, spadek urodzeń i pozostanie za granicą części uchodźców. Cdn. (3/n)
Teraz wojna: 4) Szczyt napływu uchodźców do Polski przypadł na kwiecień lub maj, od tego czasu ich liczba permanentnie spada i nie ma obecnie podstaw, aby zakładać, że czeka nas jakaś kolejna druga fala; 5) Wg ONZ zarejestrowano u nas prawie 1,4 mln osób, tj. prawie 1/3 (4/n)
wszystkich ukraińskich uchodźców w Europie, bez Rosji i Białorusi. Jednak podobnie jak w przypadku populacji Ukrainy należy to uznawać za górną granicę, ponieważ jakaś część tych ludzi wróciła już do kraju (z pewnością jest to liczba rzedu setek tys.); (5/n)
6) ze względu na benefity, jakie przysługiwały zarejestrowanym, liczbę tych niezarejestrowanych oceniam na małą, nieistotną statystycznie; 7) co do badań pokazujących, że większość uchodźców wewnętrznych chce wyjechać na Zachód, to trzeba sobie zadać pytanie, dlaczego nie (6/n)
robią tego już teraz, szczególnie, że podobno czeka ich ciężka zima, a wyjechać mogą jako uchodźcy, bez żadnych formalności (dokumentów, pozwoleń na pracę itd.)? Ja już od dawna z dużą rezerwą podchodzę do badań w stylu " co trzeci .... chce wyemigrować", bo praktyka (7/n)
pokazuje, że od myślenia do działania jest b. dluga droga i zdecydowanej większości przypadków właśnie na myśleniu się kończy; 8) nie zgadzam się z tezą, że imigracja z Ukrainy załatwi problem demografii w Polsce na 10-15. W mojej ocenie, ani nie ma takiego potencjału, ani (8/n)
my takich zdolności absorbcyjnych, co pokazują już teraz ceny mieszkań i wynajmu w największych aglomeracjach (gdzie przeważnie kierują się imigranci). Zmiana tego wymagałaby imo bezprecedensowych rozwiązań uderzających w koszty życia, których się nie spodziewam. Koniec. (9/n)
Jeszcze jedno. O demografii Ukrainy trudno rozmawiać, bo ilość danych dot. tego kraju, które można przyjąć za pewnik (+/- kilka %), jest na poziomie państw afrykańskich. Wojna przyniesie tutaj jeszcze większe trudności. Dlatego respekt dla @DrabinskiAriel i wszystkich (10/n)
którzy w ogóle probują zgłębiać ten temat. Czasami mam wrażenie, że bardziej, niż władze i odpowiednie instytucje samej Ukrainy (w okresie przedwojennym oczywiście). (11/n)
*10-15 lat.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
O przyczynach powojennego baby boomu w Polsce. Z artykułu Wilhelma Billiga "Reprodukcja ludności w okresie XX-lecia" będącego częścią monografii pt: "Problemy demograficzne Polski Ludowej" z 1967 r. W tekście tym Billig obala jednocześnie teorię o głównie kompensacyjnym (1/7)
charakterze powojennego ożywienia demograficznego, czyli zawieraniu małżeństw (i, tym samym, realizacji dzietności) odroczonych z powodu wojny (dw. @MateuszLakomy). Powojenny baby boom postrzega on jako odwrócenie trendu spadkowego z lat 30-tych (niemal do końca (2/7)
lat 50-tych dzietność w Polsce była większa niż w latach 1937-38). Wskazuje, że baby boom charakteryzował się koncentracją wzrostu małżeństw i urodzeń w młodszych grupach wiekowych (15-19 i 20-24 lat), które siłą rzeczy były zbyt młode, aby to robić podczas wojny. (3/7)
2025 r. - pierwszy rocznik niżu 2018+ rozpoczyna szkołę podstawową (w latach 2017-23 liczba urodzeń spadła o prawie 1/3, co jest największym spadkiem w takim okresie po 2 WŚ). (1/4)
#demografia_polska
2028 r. – pierwszy rocznik 2. wyżu powojennego (kobiety urodzone w 1968) wchodzi w wiek emerytalny a ostatni rocznik tego wyżu (urodzeni w 1983) wchodzi w tzw. wiek niemobilny (45-59/64 lat). 2. wyż powojenny to roczniki liczące na koniec 2022 r. od 442 do 667 tys. ludzi. (2/4)
2033 r. – pierwszy rocznik mężczyzn (urodzeni w 1968) 2. wyżu powojennego wchodzi w wiek emerytalny. Niż 2018+ wchodzi o szkół ponadpodstawowych.
2036 r. – pierwszy rocznik niżu 2018+ osiąga pełnoletność i wchodzi na rynek pracy. (3/4)
Państwa, od których Polska rozwija się szybciej przez ostatnie 30 lat (Korea Płd., Singapur i Tajwan), a także inne, które się b. szybko rozwijały po 1945 r. (Chiny i Hong Kong), mają jednocześnie ultraniski wskaźnik dzietności - od 0,7 (Hong Kong) do (1/4) #demografia #ekonomia
do 1,1 (Chiny). Polska też zmierza w tym kierunku, ponieważ szybki rozwój jest chyba niemożliwy bez 'wyciśnięcia' swoich mieszkańców (jeśli np. chodzi o czas - długie godziny pracy, a także koszty życia - wysokie koszty nieruchomości, wychowania dzieci itd.), co siłą rzeczy (2/4)
musi uderzać w dzietność. Oczywiście jest pytanie, jaka była alternatywa (znacznie większa emigracja po 1989, a szczególnie 2004?), ale to już inna historia i z obecnej perspektywy, raczej gdybanie. Tak czy siak zachwycający się tempem rozwoju szybszym niż (3/4)
Obecne zwijanie się małych i średnich miast w bardzo dużym stopniu 'zawdzięczamy' imo PRL-owi, który w sztuczny sposób (obowiązek meldunkowy, rozdrobnienie przemysłu, który w dodatku był oderwany od mainstreamu światowej gospodarki) ograniczył naturalny (1/6) #demografia_polska
przepływ ludności ze wsi do dużych miast. W jego wyniku ludność wiejska, zamiast emigrować do kilku-kilkunastu największych miast, emigrowała do kilkudziesięciu-kilkuset. Sprawiło to, że nienaturalnie się one rozrosły. Taka np. Łomża wzrosła od 1946 r. 5-krotnie, podczas (2/6)
gdy np. Lublin 3,5-krotnie, Gdynia 3-krotnie itd. Dobrze widać to też w porównaniach z innymi państwami. W UE np. jesteśmy w szarym końcu, jeśli chodzi o udział aglomeracji stołecznej w PKB i ludności kraju (za nami są tylko Niemcy i Włochy). W dwóch największych (3/6)
Korea Południowa stoi przed ryzykiem czegoś, co określiłbym jako demograficzna implozja. W latach 2012-22 wskaźnik dzietności spadł o 40%, a liczba urodzeń o 49%. Po 4 m-cach bieżącego roku mamy już spadek o prawie 8% rok do roku (poniżej piramida (1/7) #demografia_koreapłd
demograficzna kraju, na której widać szybkie zwężanie się jej u nasady). Takie tempo spadków może sprawić, że szybko zanikać zacznie społeczno-instytucjonalne środowisko związane z posiadaniem dzieci, począwszy od tych najmłodszych. Nie dość, że nieposiadanie dzieci (2/7)
stanie się, albo już jest, społeczną normą, to jeszcze ich posiadanie może stawać się coraz mniej akceptowalnym dziwactwem, coraz bardziej utrudniającym funkcjonowanie zarówno w życiu towarzyskim, jak i zawodowym (znajomi/pracownicy z dziećmi, szczególnie najmłodszymi, (3/7)
"Pomimo wzrostu dochodu, dzietność spadała przez większość dziewiętnastego wieku, w czasie, kiedy koszty dzieci rosły." Dlaczego w 2 poł. XVIII wieku dzietność w Anglii (na wykresie poniżej mierzona współczynnikiem reprodukcji brutto, czyli liczbą (1/10) #demografia_historia
urodzonych córek) rosła, pomimo spadających płac realnych, a w XIX w. zaczęła spadać pomimo... rosnących płac realnych? Wg tekstu pt: "Fertility and economic change in eighteenth and nineteenth century Europe. A comment." z 1983 r. autorstwa Nancy Birdsall, (z którego jest (2/10)
powyższy wykres) pierwszy proces był spowodowany industrializacją wsi, która rozszerzyła możliwości pracy na wsi poza własne (bądź rodziców) gospodarstwo rolne. Przełożyło się to na obniżenie wieku zawierania małżeństw oraz, prawdopodobnie, zwiększenie dzietności (3/10)