Jak zauważył kiedyś Kurt Cobain, „to, że masz paranoję, nie znaczy, że oni nie chcą cię dopaść“. Granica między paranoją a teorią polityczną bywa cienka, zwłaszcza w krajach które często stawały się igraszką mocarstw.
"(Częściowo) spiskowa teoria dziejów", zapraszam na wąteczek👇
Generał Pytel udzielił ostatnio wywiadu, w którym dowodził, że PiS to rosyjska agentura en tous, czego dowodem jest, że wszystko, co PiS robi, służy wyłącznie Rosji; ergo jak na wstępie
Potem były różne takie i na tym może temat możliwości intelektualnych generała zakończmy.
To że Pytlowi nie pykło, nie zmienia faktu, że jego metoda jest jedyną, jaką mamy. Oceniając skutki ludzkich działań możemy zauważyć, że służyły one czyimś interesom; tyle że próbując zdobyć konkretne dowody, że stał za tym spisek, wkraczamy na drogę prowadzącą do paranoi.
Jednak spiski niewątpliwie istnieją. Trudno mieć co do tego wątpliwości, żyjąc w państwie, którego poprzednik - PRL - był w całości wytworem wielkiego, precyzyjnie zaplanowanego i centralnie sterowanego spisku. Stalin zaprojektował sowietyzację Polski z niesłychanym wyprzedzeniem
Tzw. Grupa Inicjatywna PPR została przeszkolona i przerzucona do okupowanej Warszawy w apogeum radzieckiej klęski: między lipcem a grudniem 1941. 1941! Wehrmacht zamykał w kotłach całe armie, front się walił, a Finder, Nowotko i inni ćwiczyli skoki spadochronowe i obsługę radia.
Po to by kiedyś - gdy los się odwróci - zdobyć dla Stalina władzę w Polsce. I zdobyli; co prawda nie sami. Cóż więc dziwnego, że Polacy wierzą w spiski? Przez 44 lata żyliśmy w państwie, które było jednym wielkim spiskiem. Totalitaryzm nauczył nas szukać przyczyn niejawnych.
Przeciwko spiskowej teorii dziejów przemawiają w zasadzie tylko trzy argumenty: po pierwsze, złożoność świata, w którym jedna przyczyna nigdy nie może odpowiadać za cały proces społeczny; po drugie, właściwość życia społecznego znana jako collective action problem:
zorganizowanie i zrealizowanie spisku jest kosztowne: wymaga nakładów, koordynacji i utrzymania tajemnicy; to wszystko czyni spisek zjawiskiem rzadkim i bardzo trudnym do przeprowadzenia. Po trzecie zatem, brzytwa Ockhama: głupota jest znacznie tańsza i powszechniejsza niż spiski
Zaś oprócz głupoty, na zachowania społeczne wpływa jeszcze szereg innych mechanizmów, takich jak konformizm wobec grupy i altruizm odwzajemniony, sprawiający, że struktura społeczna utkana jest z sieci wzajemnych przysług i zapewniających korzyści kontaktów.
Wspólnoty przysług, zwane zwane czasem układami, mogą działać partykularnie lub łączyć się, artykułując szersze grupowe interesy. To podstawa wszelkiej polityki, przy czym ta demokratyczna ma pewna przewagę nad pozostałymi modelami: preferencja władzy dla określonych interesów...
...jest okresowo poddawana jawnej weryfikacji. O ile wszystko w miarę działa, oczywiście; do czego w pierwszym rzędzie niezbędne są media: bez dostarczanych przez nie wiarygodnych informacji pojawia się kłopot z oceną, jakie interesy są tak naprawdę realizowane.
No i jesteśmy w domu, gdyż - jak pokazuje przykład gen. Pytla - w mediach można obecnie pokazać i powiedzieć już wszystko, a skoro można, to się pokazuje. Sama selekcja informacji, nie mówiąc już o ocenie ich wiarygodności, przekracza możliwości przeciętnego zjadacza newsów.
Pomimo to spróbuję, koncentrując się na interesach. Czy poprawnie je zidentyfikowałem i czy ich realizacja była wynikiem spisku, to już do Państwa oceny. Najpierw jednak założenie ogólne: w polityce istnieje określone pole możliwości, poza które żaden aktor nie wyjdzie.
Determinuje je historia, geografia i kultura danego kraju. Z jakichś powodów nie ma w Polsce siły politycznej, która dążyłaby do przywrócenia Rzeczpospolitej szlacheckiej, z jakichś powodów Czesi nie prowadzą polityki kolonialnej. Nasze położenie sprawia, że istnieją w zasadzie..
tylko 2 podstawowe nurty polskiej polityki zagranicznej: prounijny i antyrosyjski. Do wejścia do UE nie było pomiędzy nimi rozdźwięku, a do tego Rosja była państwem bardzo słabym; stąd też w pierwszych 15 latach III RR istniał szeroki konsensus, co do polskiej racji stanu.
Wejście do UE i NATO popierali wszyscy, również postkomuniści. Odrazę tych ostatnich do Rosji można tłumaczyć znanym z Ukrainy patriotyzmem oligarchicznym: znacznie lepiej być panem na własnym podwórku, niż drugoligowym graczem na podwórku cudzym.
Niezależnie od motywacji, była nomenklatura prowadziła politykę mocno antyrosyjską, czego apogeum było zaangażowanie Kwaśniewskiego w Pomarańczową Rewolucję w 2004 (i konsekwencje, jakie za to poniósł - ruscy zablokowali mu jakąkolwiek późniejszą karierę międzynarodową).
Postkomuniści parli też do związania z Amerykanami, na których ludzie byłych służb PRL chcieli stawiać już od czasu Operacji Samum - czego przejawem było poparcie przez Millera inwazji na Irak w 2003. Między nurtem prounijnym a antyrosyjskim po raz pierwszy pojawiło się pęknięcie
(tak, pamiętam o gazie, ale to za chwilę). Pęknięcie powiększało się, w miarę jak UE stawała się coraz silniejsza i coraz bardziej niemiecka, a zarazem w siłę zaczęła rosnąć Rosja. Z prostego powodu, którego chyba nie muszę objaśniać; wiemy jaki był niemiecki pomysł na rolę Rosji
Uzależnienie od węglowodorów było dla Polski groźne, ale Unia była Polsce potrzebna. Bardzo. W l. 2005-2010 polityka Platformy była więc raczej prounijna, zaś PiSu - raczej antyrosyjska. Za "pierwszego PiSu" wciąż nie stały one w jawnej sprzeczności:
Kaczyński wymógł na Merkel, aby potraktowała wprowadzone w 2005 rosyjskie embargo na mięso jako sprawę unijną, od czego Tusk odstąpił, powracając do negocjacji dwustronnych - embargo jednak zniesiono. Zatrzymajmy się na chwilę przy tej kwestii, bo to dobre case study.
PiS dążył wtedy do załatwienia sprawy "raz a dobrze": jeżeli embargo na polskie mięso (spełniające standardy dopuszczenia do rynku UE), jest atakiem na całą UE, a ta się Putinowi skutecznie - cała - postawi, to szansa, że drugi raz wywinie on podobny numer, znacznie zmaleje.
Tusk zgodził się na negocjacje 2-stronne, zdejmując Merkel kłopot z głowy i stawiając docelowo Polskę w słabszej pozycji, gdyż odtąd rosyjscy weterynarze mogli zgłaszać zastrzeżenia do polskich produktów, kiedy tylko Rosja zapragnęłaby coś na nas w ten sposób wymusić.
Czy zrobił to bo był agentem Putina? xD Zrobił to, bo naciskało PSL, lobbujące za interesami wielkich przedsiębiorców rolnych. I stało się: embargo powróciło w 2014 przy okazji Krymu. Tylko że wtedy polski eksport do Rosji wynosił 5% całości i to ona na tym straciła.
Podsumowując, Kaczyński miał wtedy rację, a Tuskowi się udało. Tak bywa w polityce; i szczerze to mam wrażenie, że to był w dużej mierze paradygmat polityki Tuska. Który mógł zresztą działać, gdyby świat się nie zmieniał, tj. gdyby UE pozostała dość silna, a Rosja dość słaba.
Jednak Tusk zbudował też gazoport i w tej kwestii polityka PiSu i PO okazała się zadziwiająco komplementarna: decyzję o inwestycji podjął jeszcze rząd Kaczyńskiego w 2006 (on też powołał spółkę Polskie LNG), zaś rząd Tuska ją zrealizował, chociaż opóźnienia były haniebne.
Po części wynikało to zapewne z działań Rosji: jednego agenta GRU aresztowano. Jednak raport NIK z 2015 wskazywał raczej na typowo polski burdel, biurokratyczne spory, spychalizm i brak kompetencji w zarządzaniu wielkimi projektami. Ot, collective action problem.
Oddajmy PiSowi sprawiedliwość, że problem dywersyfikacji dostaw gazu rozpoznało wcześnie i próbowało go rozwiązać; w czym zasługa - jak mi się wydaje - przede wszystkim Piotra Naimskiego. To on, jeszcze w rządzie Buzka stworzył w 2001 pierwszą wersję projektu Baltic Pipe.
Tę, której realizacji zaniechał Miller. Czy dlatego że był pod wpływem Rosji? Trochę tak. Wokół SLD istniał gęsty splot interesów i układów byłej nomenklatury zaangażowanej w gazowe biznesy z Rosją. Zaplecze partii w naturalny sposób nie sprzyjało przebudowie architektury dostaw.
Co ważniejsze jednak - mało kto wtedy widział w ogóle taką potrzebę. Naimski uchodził za fantastę. Świat był przecież bezpieczny, Niemcy przyjazne, a Rosja słaba. Niepodległość Ukrainy (w którą SLD inwestowało) wydawała się wystarczającą gwarancją bezpieczeństwa dostaw.
Dopiero 2005 i decyzja o budowie Nord Stream 1 przyniosła dość brutalne otrzeźwienie. I powtórzymy - to PiS był partią, która wyciągnęła z tego właściwe wnioski. Walki pomiędzy Lechem Kaczyńskim a Donaldem Tuskiem o kształt polityki zagranicznej dotyczyły również energetyki.
Prezydent, o czym dziś, po kadencjach Dudy i Komorowskiego, nie pamiętamy, chciał być wtedy samodzielnym kreatorem polityki zagranicznej. I robił to w sposób, który doprowadzał premiera do wściekłości: jeździł jako głowa państwa na różne szczyty i składał różne deklaracje...
... których realizacji pozostali sygnatariusze oczekiwali potem od premiera, czyli Tuska. Deklaracje te, najogólniej mówiąc, dotyczyły zawsze partnerstwa politycznego i energetycznego z krajami byłego ZSRR, poszukującymi możliwości uniezależnienia się od Rosji.
Tusk nie zamierzał realizować tych projektów, z prostego powodu: ponieważ uważał, że sprawa jest już przegrana. I chyba faktycznie była. Pomiędzy 2005 a 2014 zmianie uległy zasadnicze determinanty polskiej polityki międzynarodowej. I Polska nie bardzo mogła coś z tym zrobić.
Po pierwsze, UE pod wpływem Niemiec zaniechała projektów dywersyfikacji dostaw poprzez budowanie gazociągów omijających Rosję. Padło Nabucco, padł White Stream, zaś zamiast ITGI wyszedł Turecko-Rosyjski Potok. Gaz miał być z Rosji, a Niemcy miały być jego prorokiem. I sprzedawcą.
Po drugie, wygrał Obama i w 2009 ogłosił reset z Rosją, zwijając się z Europy Wschodniej, tzn de facto cedując odpowiedzialność za nią na Niemcy. Po trzecie - putinowski imperializm, wzmocniony pierwszym i drugim, zaczął gwałtownie nabierać wiatru w żagle.
Pole manewru dla zwolenników polityki antyrosyjskiej skurczyło się niemal do zera. A zarazem, polityka prounijna zaczęła stawać się - chcąc nie chcąc - prorosyjska. W kwietniu 2008 Merkel i Sarkozy zablokowali NATO Memebership Action Plan dla Gruzji i Ukrainy.
A w sierpniu 2008 Putin wjechał już do Gruzji. I co? I nic. Czy za tym wszystkim stał spisek? No... Nie. To znaczy tak. Mnóstwo spisków, malutkich. Spiseczków. Aktywność służb rosyjskich wzrosła niepomiernie. Tylko że to nie one były kreatorem całego procesu; one proces wspierały
To tak jak z powstaniem Polski Ludowej: ona nie powstała dlatego, że Finder, Nowotko i Mołojec wylądowali w 1942 w Warszawie, tylko dlatego, że Lend Lease umożliwił przełamanie na froncie wschodnim, a Roosevelt i Churchill postanowili w Jałcie oddać Europę Wschodnią Stalinowi.
A postanowili ją oddać, dlatego ze taka była ich polityka. Polityka mocarstw. I oczywiście, możemy się zastanawiać, czy był jakiś udział agentury w podpisaniu przez Pawlaka słynnej umowy gazowej w 2010. Może był, była wyjątkowo niekorzystna. Tylko co z tego? I tak byliśmy w dupie
W l. 2009-2014 sytuacja była bez dobrych wyjść. I w tej dupie, Tusk postanowił się urządzić, licząc że Niemcy potraktują nas jednak lepiej niż Churchill w 1945; a Rosji nie drażnić. I robiąc dobrą minę do złej gry, próbował się resetować, co nawet byłoby jakoś tam zrozumiałe.
Ale nadszedł 10.04.2010. Katastrofa Smoleńska uruchomiła mechanizm polaryzacji, przy którym wszystkie wcześniejsze wojny polsko-polskie wydają się błahe. A mechanizm ten był dla Rosji niesłychanie korzystny. Może nawet był w jakimś stopniu poligonem dla późniejszych jej działań.
O ile w zmienionym po 2005 otoczeniu międzynarodowym, dawało się zachować jakieś elementarne resztki zgody co do polskiej racji stanu i kanały komunikacji pomiędzy głównymi graczami politycznymi, o tyle po 2010 stało się to niemożliwe. Polityka została oparta na emocji, na której
... korzystali gracze, a traciło państwo: żelazny elektorat każdej ze stron spajał strach i nienawiść do tej drugiej. I coraz bardziej fantastyczne zarzuty, jakie sobie wzajemnie stawiały. Wystarczało tę emocję pogłębiać, aby skutecznie zdezintegrować społeczeństwo.
Jeżeli myślę o rzeczywistości w paradygmacie spiskowym, to właśnie w kontekście rozlewającej się po Polsce - i świecie zachodnim -polaryzacji. Bo, w przeciwieństwie do prawdziwych spisków, sianie - w ramach spisku - teorii spiskowych w dzisiejszych mediach jest łatwe i tanie.
A między 2005 a 2014 zmieniła się jeszcze jedna determinanta polityki: powstały sosziale. Sosziale zaś umożliwiają błyskawiczną kreację opowieści i mitów. Manipulowanie opinią publiczną w czasach przedinternetowych było - jak wszystkie spiski - trudne i kosztowne.
Katarzyna II musiała osobiście pisać do Woltera. Miłość G. B. Shaw i Sartre'a też nie była za darmo. Aktywistów antyatomowych trzeba było opłacać, urabiać, zapraszać na kongresy, poić i karmić, jak nie przymierzając Olafa Scholza w latach 80-tych
Trolle Prigożyna wychodzą taniej. Zaczęli działać - podobno - ok 2014, a ich udział w wyborach w USA w 2016 jest nieźle udokumentowany. W pozostałych przypadkach - są różne poszlaki. Model jest zawsze podobny: nie chodzi o wspieranie konkretnej strony. Wspierana jest skrajność.
Każda. Chodzi o zamęt, gwałtowne emocje, niszczenie zaufania do innych i do instytucji. Coś to przypomina? Byłoby doprawdy zabawne, gdyby okazało się kiedyś - po otwarciu archiwów - że ta formuła wymyślona została przez Rosjan na skutek obserwacji naszych zabaw posmoleńskich.
Propaganda nie kłamie po to, żebyście w nią wierzyli, ona kłamie po to, żebyście nie wierzyli w nic. Ale, oczywiście, pewne narracje są w tym zamęcie szczególne promowane. I tu docieramy do PiSu po 2015. Co stało się z najbardziej antyrosyjską partią w Polsce?
Po pierwsze, po 2014 nastąpiła zmiana relacji z Rosją i Niemcami. Po agresji na Ukrainę dalsze udawanie resetu zaczęło stawać się niemożliwe; w kryzysie migracyjnym wizja UE jako bezpiecznego końca historii została podważona. To właśnie legło u podstaw zwycięstwa PiS w 2015
(a nie podsłuchy u Sowy). I to sprawiło, że po raz 1szy polityka antyrosyjska zaczęła łączyć się z polityką antyunijną: 2014 pokazał, że niemiecki model Energiewende może stanowić dla Polski już nie problem ekonomiczny i blokadę rozwojową, lecz po prostu zagrożenie egzystencjalne
Po drugie, Trump, mimo pomocy trolli, zawiódł nadzieje Putina. Chaotycznie, ale jednak USA wycofały się z polityki resetu; Amerykanie ponownie zaczęli interesować się Europą Wschodnią - choć jak się wydaje, celem Trumpa było raczej zmuszenie Niemców do reorientacji wobec Rosji.
Tak jak Tusk, chcąc nie chcąc, musiał orientować się na Europę, gdy robiła rzeczy dla Polski niekorzystne, tak Kaczyński mógł orientować się - ponownie - na USA, zaś z Europą liczyć się coraz mniej, bez względu na to, co robiła. Nie musiało to prowadzić do otwartego konfliktu...
Putinizacja retoryki PiS następowała stopniowo i w zasadzie wyłącznie w imię polityki wewnętrznej. Dużą rolę odegrał Ziobro, ale jeszcze większą odegrało rosnące znaczenie koalicji wariatów i narodowców, znanej jako Konfederacja. Pamiętajmy, że PiS zbudował swoją potęgę, pilnując
...by nie wyrosło nic na prawo od niego. Zagrożony z prawej, musiał zacząć hołubić wariatów i szurów własnych, bo oni zabezpieczali go przed odpływem wyborców do Konfederacji i Ziobry. A wszyscy oni dostawali poważne wsparcie w przestrzeni internetowej. I nad tym nie zapanował.
Wysyp szurstwa w sieci zaczął się jakoś ok 2016. Wtedy powstało wRealu24, w podobnym czasie pojawiły się poważniejsze pieniądze w Ordo Iuris. Zaczął powstawać radykalny, okołoprawicowy ekosystem medialny. Nieco niszowy wobec głównonurtowej polityki, ale wyrażane w nim postawy...
...często rezonowały we wSieci, mającym status niemal organu rządowego. I przesączały się do retoryki politycznej, w której do rangi jednego z największych problemów cywilizacyjnych zaczęło urastać to, że Europa chce nas zmusić do akceptacji związków gejowskich.
Oraz aborcja.
Historia odejścia od kompromisu antyaborcyjnego to ciekawa sprawa, ale long story short: przejście od przekonania, żeby tego nie ruszać, do katastrofy wyroku TK z października 2020 zajęło PiS jakieś 4 lata. I zaczęło się od projektu „Stop aborcji”, wniesionego przez Ordo Iuris
Ordo dało obozowi rządzącemu to, czego najbardziej mu brakowało w sprowokowanym przez Ziobrę konflikcie z Unią: młodych, dobrze wyglądających, wyszczekanych prawników. Dzięki czemu uzyskało nieproporcjonalne przełożenie na tzw. "mental" kaczystów, który w ciągu tych 4 lat...
... zmienił się ze zdrowrozsądkowego umiarkowania w fanatyzm. Ze znanym skutkiem: trwałym spadkiem poparcia o 10 pp i kolejną wojną polsko-polską, której strony po raz kolejny nie uważają się wzajemnie za ludzi. Ja wolałbym żeby to był spisek, ale pamiętam o brzytwie Ockhama.
Po 2015 politycy odkryli social media i potraktowali je jak fantastyczne Dzikie Pola, na których każdy może sobie wyrwać kawałek rzeczywistości tylko dla siebie. Bez ingerencji partii, która nauczyła się już ściśle kontrolować media tradycyjne. Narodził się sieciowy feudalizm.
Bierzesz takiego jutubera, czy inną osobliwość, a on generuje "środowisko". Z pewną pomocą różnych kolegów - a często, i to jest właśnie w tej zabawie najlepsze - bez żadnej pomocy, dzięki czystej i bezinteresownej głupocie, ten przekaz trafia do partyjnej gazety. Lub do TVP.
W ten sposób obchodzisz partyjny filtr medialny pozwalający wodzowi jako-tako kontrolować przekaz. Mało tego, stopniowo to ty zaczynasz ten przekaz współkształtować. Ty i szur, którym się posługujesz; no ale ty jesteś przecież o niebo inteligentniejszy od szura, wiec spoko, c'nie
Kosztuje to naprawdę grosze, ot tyle żeby taki Otoka mógł zacząć chodzić w końcu do restauracji, a nie na kebsa. Schowki na miotły wypiękniały. Jako case study możemy potraktować sprawę grupy Piebiaka, opowiedzianą przez Małą Emi, tam dość dobrze widać ten mechanizm.
Zwłaszcza można tam prześledzić, w jaki sposób wykreowane przez szurski węzełek informacyjny treści trafiały do TVP. Oczywiście case Małej Emi to już węzełek poważny, doinwestowany, pod patronatem ważnego polityka więc i pudło rezonansowe odpowiednio okazałe i przełożenia solidne
Ale mniejsi przędli według tej samej zasady, tylko bardziej chałupniczo. Spiseg? Nie. Konformizm, altruizm odwzajemniony, sieci wzajemnych przysług. I znacznie obniżone koszty collective action. Dokładnie tak samo jak w sieciach analizowanych przez Zybertowicza w l. 90, hehe.
Partia to ignorowała, bo miała narzędzie, w swoim przekonaniu, kluczowe dla panowania nad przekazem: TVP. Tu już trudniej cokolwiek usprawiedliwić, bo to instytucja silnie scentralizowana. Sputinienie przekazu TVP było moim zdaniem odgórną decyzją a nie spontanicznym procesem.
A wynikało, no cóż, wynikało z pogardy dla własnych wyborców. Pamiętajmy, że pierwszą zasadniczą transformacją tożsamości PiSu było wchłonięcie elektoratu Samoobrony po 2007. To wpłynęło na sposób komunikowania politycznego inteligentów z Żoliborza, ale dopiero Kurski
... postanowił przenieść punkt ciężkości na przekaz angażujący wujków z wesela i zmuszający odbiorców, żeby równali do tego poziomu. I ewidentnie pomysł był skuteczny. Kosztem takich rzeczy jak elementarna uczciwość, obiektywizm, wzorce kultury wyższej. Oraz oczywiście estetyka.
Punktem stycznym różnych form sputinienia ekosystemu medialnego - i tych oddolnych i tych odgórnych - są nieustające zawody w debilizmie. Można powiedzieć każdą bzdurę, sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem i faktami, byle z odpowiednio namaszczoną miną.
Resztę załatwią rezonatory.
A przede wszystkim - można wpierać przeciwnikowi rzeczy, których nigdy nie powiedział. I to, oczywiście, dotyczy obu stron. Bo #SilniRazem to jest przecież druga strona tej samej monety. Działająca zresztą na tych samych mechanizmach i na tych samych soszialowych Dzikich Polach.
Tyle, że jawnymi węzłami opozycyjnych szurskich sieci częściej są ludzie pochodzący z dużych mediów, jak Piński. Albo Lis. Plotący niewiarygodne bzdury, składające się w kompleksową teorię spiskową, w myśl której Kaczyński jest agentem Putina od czasu kiedy podpisał lojalkę.
Trudno ocenić, ile w tym czystej głupoty, a ile cynizmu (po obu stronach), ale odnotujmy jeszcze 2 cechy putinizacji systemu medialnego: wiara w redukcjonizm przyczyn i spiskowość par excellence (za wszystkim stoi złowrogi Tusk na pasku Merkel, albo - Kaczynski na pasku FSB)
Oraz, przede wszystkim: upojenie własną propagandą. Jak ciągle kłamiesz, to nie tyle zaczynasz wierzyć w to co mówisz, co tworzysz hermetyczny ekosystem, do którego nic innego nie dociera. Fakty przestają być punktem odniesienia, a wtedy - siłą rzeczy - zaczynasz popełniać błędy.
Co gorsza, nawet, kiedy rzeczywistość już wprost wali cię w mordę, w twoich obwodach nadal przepływają tylko reakcje, w których wytresowała cię własna propaganda. Które w zasadzie sprowadzają się do jednej dyrektywy: więcej tego samego! Jak to w praktyce wygląda...
... to najlepiej obejrzeć w programach Sołowiowa i w pętlach decyzyjnych rosyjskiego przywództwa. Ale również w heroicznej walce w okrążeniu w wykonaniu obozu rządzącego w sprawie KPO. W obu przypadkach kalkulacja polityczna jest dorabiana do propagandy, nie odwrotnie.
Tłumaczy to również, czemu PO od lat nie wygrywa żadnych wyborów. Zbyt szczelnie zamknęła się na kontakt z rzeczywistością społeczną. Paradoksalnie, brak całkowitego monopolu na rynku mediów może być jednym z czynników, dzięki którym PiS jeszcze w miarę kojarzy jak świat wygląda.
Bo jego wyborcy kontrolnie zerkają jednak, co tam pokazali u konkurencji; wyborcy PO - nie. Kiedy za długo słuchasz idiotów, idioci wchodzą w ciebie. No i co? Wszystkiemu winny jest Prigożyn? Coś mi się nie wydaje. No, może troszeczkę. Tyle, ile trzeba, żeby rozdmuchać emocję.
Bo jest jeszcze jeden punkt styczny po obu stronach barykady i co ciekawe jest on styczny również z prawdziwym putinizmem: emocja rewanżystowska. Tym, co definiuje szura, nie są poglądy polityczne, tylko żal do świata. Emocje zaś, jak wiadomo, ograniczają zdolności kognitywne.
Tym żalem - i pragnieniem odegrania się - przepojeni są wszyscy rycerze tej wojny. Lud pisowski, żądny satysfakcji za lata upokorzeń transformacji i michnikowszczyzny. Ancien regime żądny satysfakcji za to, co zrobił mu PiS. Antyszczeponkowcy. Incele. Czarni. Grube feministki.
Te ostatnie chyba najmniej, może dlatego wypadają na tle całości w miarę sympatycznie. Anyway, na emocji rewanżystowskiej jedzie obecnie duża część polityki. Co ciekawe - i rosyjskiej, i polskiej, i zachodniej. Przyczyny są różne, ale żal i chęć odegrania się na kimś, są wspólne
I co? I nic. Polityka "drugiego PiSu" pozostawała niezmiennie antyrosyjska. Baltic Pipe zbudowano, Trumpa - może nieco naiwnie, ale konsekwentnie - próbowano uwiązać do Polski, tak jak swego czasu próbowali uwiązać Busha postkomuniści. Co stało się po 24 lutego, wszyscy wiemy.
Retorycznie, PiS sputiniał. Sputiniał w ogóle cały ekosystem medialny. Ale na szczęście, nie wpłynęło to znacząco na antyrosyjskość naszej polityki - choć wpłynęło mocno na jej antyunijność. I trochę nas w związku z tym kosztuje.
Może gdyby putinizacja przestrzeni medialnej jeszcze się zwiększyła, gdyby społeczeństwo bardziej zdezintegrowano, gdyby trolle Prigożyna bardziej się postarały, gdyby babcia miała wąsy, a determinanty się nie zmieniły. Ale Putin wszystkie te swoje assets jednym ruchem zmarnował.
Ci, co grają w planszówki, wiedzą które są najlepsze: te, w których czynnik szczęścia i czynnik kombinowania są zrównoważone. Nie wygrasz bez kombinowania, ale choćbyś nie wiem jak kombinował, przegrasz jeśli zabraknie ci szczęścia. Polityka jest najlepszą planszówką na świecie.
Kombinowaliśmy tak sobie, zasoby mieliśmy dość słabe. Rosja miała nieporównywalnie większe i generalnie wszystko szło w korzystnym dla niej kierunku. I Baltic Pipe by nam nie pomógł. Ale okazało się, że to my mieliśmy szczęście. Wygrywa się czasem również błędami przeciwnika.
Co z tego wynika? w mojej ocenie, dwie rzeczy: że spiski nie zmieniają kierunku polityki, mogą go tylko wzmocnić lub osłabić. A po drugie - że polityka będzie teraz antyunijna i antyrosyjska. Ale to temat na inny wątek.
EOT
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Nawrocki przegrywający te wybory będzie jednak swoistym paradoksem; ma on bowiem to, co jest niezbędne, aby zostać prezydentem a czego Trzaskowski nie posiada zupełnie. Aby to zrozumieć trzeba jednak pochylić się nad istotą prezydentury w Polsce, zapraszam na wąteczek 👇
Polska prezydentura jest tak naprawdę monarchią, zgodnie z tradycją - elekcyjną. Monarcha elekcyjny jak wiadomo nie rządzi i nic nie może (nasz coś może, ale o tym za chwilę), pojawia się więc pytanie po co w ogóle jest?
Ano po to, by odpowiadać żywotnym potrzebom społeczeństwa.
Podstawową zaś wśród tych potrzeb, jest, aby społeczeństwo mogło wyrazić siebie w symbolicznej osobie. Takiej, która jest jak oni - ale zarazem takiej, jaką oni chcą być. Zasadą monarchii elekcyjnej była wszak równość panów braci - królem mógł zostać każdy z nich. Teoretycznie.
Jak wiadomo, dzieje III RP opisać można w dwóch zdaniach, składających się na tzw. paradoks polskości: 1. Nasi politycy to debile 2. Pod ich przywództwem Polska rośnie w siłę, a ludziom żyje się dostatniej.
Jednym słowem, dzisiejszym wąteczku zajmiemy się elitami; zapraszam 👇
Od elit ludzie oczekują nie wiadomo czego i ciągle na nie narzekają. Tymczasem, funkcjonalnie rzecz biorąc, elita to zwyczajnie grupa, mająca zasoby rzadkie, trudno dostępne dla większości: władzę, pieniądze, intelekt, wykształcenie. Postmarksiści nazywają to po prostu kapitałem.
I - jak to postmarksiści - uważają, że nikt nie ma swojego kapitału; żeby mieć jakiś kapitał, trzeba go najpierw komuś zabrać. To jest podstawowy błąd tego nurtu, to oparte zasadniczo na wierze założenie że społeczeństwo musi być grą o sumie zerowej. Ja się z tym nie zgadzam...
Alexis de Tocqueville wyjaśnił nam, że wolność może być mocno niekompatybilna z równością, sędziowie SN natomiast najwyraźniej postanowili nam udowodnić, że praworządność MUSI być całkowicie niekompatybilna ze sprawiedliwością.
"Justycjarna masakra piłą mechaniczną", zapraszam 👇
To będzie długi wątek (nawet jak na mnie), bo żeby zacząć od początku, musimy cofnąć się właściwie do pradziejów człowieka. Czy pragnienie sprawiedliwości jest czymś, co czyni nas ludźmi? Antropologia i najnowsze badania nad psychologią zwierząt sugerują że niekoniecznie.
A nawet jeśli to gdzieś przecież musiał być ten początek. Coś co sprawiło, że człowiek (lub jego przodek) zaczął odczuwać negatywną emocję związaną z "niewłaściwym" potraktowaniem. Aby stało się to możliwe, musiała jednak najpierw zaistnieć jakaś koncepcja "zachowania właściwego"
Z okazji inby o didaskalia, ale toczonej na najwyższym diapazonie spraw ostatecznych, kilka oczywistości: 1. Czy wystawa w MIIWŚ była bardzo dobra?
Oczywiście.
Pomysł narracji uniwersalnej, pokazanie WW2 szeroko, z perspektywy światowej a nie wyłącznie polskiej fajnie zagrał. 1/
To była w końcu wojna światowa, do cholery. Uniwersalność nie oznacza, ze Polski i polskich wątków tam nie ma, są. Tyle że nie są główną osią narracyjną. 2. Czy można było UMIEJĘTNIE umieścić kilka dodatkowych polskich akcentów, żeby przemycić zwiedzającym z Zachodu wiedzę 2/
..o paru sprawach ważnych z punktu widzenia polskiej polityki historycznej? Można było i warto było. 3. Czy Machcewicz się uparł że nie zrobi tego na złość PiSowi? Ano uparł się. 4. Czy PiS z właściwym mu wdziękiem wywalił Machcewicza żeby mu pokazać że potrafi działać tylko 3/
Wzmożenie prezydenckie już dostarcza nam wiele radości, a to dopiero początek. Sam fakt że zaistniało jest oznaką czegoś nowego; wybory prezydenckie są niezłym benchmarkiem zmian w systemie politycznym. Ale zacznijmy po kolei.
"Prestiż, bigos i żyrandol" zapraszam na wąteczek 👇
Kiedy w lutym 2015 @lis_tomasz obwieszczał, że "Wybory prezydenckie w roku 2015 wygrał Bronisław Komorowski", nie wiedział jeszcze jakie zaskoczenia go czekają; i nie tylko jego. Jednak poza zaskoczeniem wynikiem Dudy i Kukiza, same wybory przebiegały dość rutynowo. Wiadomo było
@lis_tomasz ..kto i po co startuje, wiadomo też było co będzie oznaczać wynik poszczególnych kandydatów. Postkomunistyczna lewica wydała ostatnie tchnienie i zatonęła w Ogórkowej, Kukiz przystąpił do budowy partii (choć głupio), PiS złapał wiatr w żagle. Czyli - było jak zawsze.
Najbardziej zastanawiające wydaje mi się przede wszystkim to, że CPK wcale nie jest żadną gigantomanią ani próbą wykonania maoistowskiego "wielkiego skoku". Jest zaledwie próbą dorównania do poziomu zachodniej średniej. I w tym chyba tkwi przyczyna tak żywiołowego oburzenia 1/n
..zwolennikow projektu. Zagadką pozostaje, w czym tkwi przyczyna lęku i wręcz odrazy obozu rządzącego. Nie takie pieniądze (proporcjonalnie) marnowano już, by zadowolić elektoraty. Każdy racjonalny polityk machnąłby ręką i powiedział po prostu "a robić, najwyżej nie wyjdzie" 2/n
Popromowałby się na entuzjazmie i zostawił do skończenia następcom, tak aby zdywersyfikować ryzyko, ale zachować zdolność odcięcia w razie czego kuponów od sukcesu; ot nie przymierzając jak zrobił Tusk swego czasu z gazoportem. Jego obecne zachowanie jest nieracjonalne nie 3/n