Piotr Stachiewicz, „Ave Maria...”, 1894, olej na desce, 57,5 x 35,5 cm, zb. pryw.
O pięknej, a dziś zapomnianej książce i ilustracjach, które jeszcze przed II wojną św. były z zachwytem oglądane w polskich domach, wzbudzając cześć, miłość i przywiązanie do Matki Bożej. Wątek⬇️
Piotr Stachiewicz przychodzi na świat w 1858 r. Nowosiółkach Gościnnych w obwodzie lwowskim jako syn ziemianina. Kończy gimnazjum we Lwowie, następnie studiuje na Politechnice Lwowskiej i w Szkole Sztuk Pięknych w Krakowie. W latach 1882-84 uczy się malarstwa w Akademii Sztuk
Pięknych w Monachium, by od 1892 r. przeprowadzić się do dworku w Krakowie. Prowadzi tu salon, do którego uczęszcza elita kulturalna miasta, w tym zaprzyjaźniony z malarzem Henryk Sienkiewicz. Artysta tworzy sceny religijne i historyczne, pejzaże, obrazy o tematyce alegorycznej,
legendarnej i baśniowej, sceny rodzajowe i portrety krakowskich kobiet w strojach ludowych (zwłaszcza z popularną modelką Zofią Paluchową). Do jego najpopularniejszych dzieł należą: pięcioczęściowy cykl alegorii „Widma w pracowni" (Muza, Ironia, Melancholia, Rozpacz, Ostatnie
pocieszenie), cykl rysunków „Dziad i baba” nawiązujący do bajki Kraszewskiego, seria obrazów olejnych do powieści „Królowa Jadwiga" i„Ksiądz Kordecki" Kraszewskiego, „Nowe latko" do tekstu M. Konopnickiej, ilustracje do „Notatek myśliwskich" hr. J. Potockiego,
Wieczory zimowe (6 kartonów ), Boży Rok (12 kartonów ), 9 obrazów z życia górników z Wieliczki, ilustracje do czasopism „Tygodnik Ilustrowany” i „Świat” oraz do wydań książkowych Mickiewicza czy 22 obrazy do powieści „Quo Vadis” - te ostatnie wystawiane i recenzowane także
w Austrii i Niemczech.
Przedstawienia Stachiewicza były masowo reprodukowane i rozprowadzane z formie kartek pocztowych (także w Monachium i Wiedniu). Prawdopodobnie w 1892 r. w swoim krakowskim domu malarz spotyka się z pisarzem Marianem Gawalewiczem i rodzi się wówczas pomysł
połączenia, jak wspominał Gawalewicz, „wysiłków pędzla i pióra”, by stworzyć wspólne dzieło – zbiór legend o Matce Boskiej. Gawalewicz pracuje nad literackim opracowaniem legend przez kilka lat, zbierając ludowe podania i korzystając ze „wskazówek osób z przedmiotem najbardziej
obeznanych", takich jak E. Orzeszkowa, J. Karłowicz i S. Jarzębowski. W tym samym czasie Stachiewicz wędruje po Galicji i Ukrainie studiując przejawy kultu maryjnego. „Com się nałaził! Od chaty do chaty, od dworka do dworka, od kościółka do kościółka. Dziś jeszcze biorę to i owo
z typów i motywów wtedy uzbieranych” – wspominał. Szata graficzna tworzona przez malarza stanie się jedną z gwarancji powodzenia publikacji, a jego malowane kartony zyskają wielką popularność jeszcze przed ukazaniem się pozycji na rynku. "Kiedy zobaczyłem pierwsze szkice
[Stachiewicza] rzucone na papier – mówił Gawalewicz, - powiał na mnie od razu jakby czar jakiś, wnikający do duszy coraz głębiej, im dłużej się w nie wpatrywałem". Pierwsze wydanie książki poprzedzone zostało publikacją jej fragmentów oraz licznymi zapowiedziami w prasie.
Warszawska publiczność miała także okazję zapoznać się z treścią „Legend…” podczas czterech odczytów wygłoszonych przez Gawalewicza w sali ratusza w maju 1894. W 1893 „Tygodnik Ilustrowany” w Bożonarodzeniowym nr. 208. publikuje na okładce grafikę Piotra Stachiewicza (zał.),
opowiadanie Mariana Gawalewicza „O Bożem Narodzeniu” jako ustęp z większej całości pt. „Królowa Niebios”, obraz "Ave Maria..." oraz pierwszą część relacji z odwiedzin dworku malarza spisaną przez Czesława Jankowskiego (2. cz. zamieszczono w nr. 209). Ileż tu ciepłych słów o
Stachiewiczu, jego gościnności i serdeczności! Owe grządki, dróżki, dróżynki, kwiatowe esy i floresy, zieleń grusz i jabłoni, bzów i jaśminów, lilii i paproci, olchy, lipy, wiązy, brzozy, dzikie ścieżki – „cichy, zapadły w stare mury Krakowa wiejski zakątek artysty, gdzie pod
strażą opiekuńczych duchów ze dworku nad Rudawą powstają najprawdziwsze poezye malarskie”. Jak pisze Jankowski: „Stachiewicz jest zapalonym idealistą, (…) takim, co to ideały ma istotnie przed sobą i wyrywa się do nich i czuje je w duszy”. W pewnej chwili gość zauważa w pobliżu
jakąś sylwetkę: „Pozująca <Madonna> zachwiała się lekko raz i drugi. Stachiewicz skinął na nią - i postać w białych draperyach przesunęła się mimo nas, mignęła i znikła na zakręcie ścieżki”. To ukochana żona malarza – Bronisława (na zdjęciu) pozująca do cyklu maryjnych legend.
Zbiór opowieści Mariana Gawalewicza „Królowa Niebios. Legendy o Matce Boskiej” z grafikami Piotra Stachiewicza wykonanymi na potrzeby druku w technice heliograwiury ukazuje się w Warszawie w 1894 r. (I seria zawiera 35 opowiadań i 12 całostronicowych grafik, II seria z 1895 r.
37 opowiadań i 20 grafik, PATRZ kolejne załączniki). Pisarz dzieli publikację na trzy części (Na ziemi, W niebie i Z nieba), a w poszczególnych urokliwych opowieściach ukazuje w subtelny sposób piękno miłości i przywiązania polskiego ludu do Najświętszej Panienki oraz rolę
Bogurodzicy w zbawczym misterium Chrystusa i Kościoła. Dziewica z kwiatu, W stajence, W ucieczce do Egiptu, Po gwiaździstej drodze, Sobotni promyk, Siewna, Gromniczna, Po ciernistej drodze, Śpiewak Matki Boskiej, Wniebowzięcie – ileż liryzmu zapowiadają już same tytuły!
Publikacja z miejsca wzbudza zachwyt czytelników, a prezentowane na jej kartach obrazy Stachiewicza oczarowują publiczność i recenzentów. Piszą oni o poznawczo-popularyzatorskiej i katechetycznej funkcji zbioru, dostrzegając zależności między tekstem a ilustracjami. Powstałe jako
kartony zjawiskowej urody przedstawienia, malarz odwzorowuje na płótnach olejnych i wystawia kolejno w latach 1893-1895 w Wiedniu, Monachium, Krakowie, Warszawie i Berlinie. Krytyka wiedeńska uznaje, że są one jednym z „najbardziej uroczych utworów”, jakie w dziedzinie malarstwa
religijnego zdobiły wystawę. „Dwa razy tylko doznałem tak wielkiego, niezapomnianego wrażenia – pisze jeden krytyków wiedeńskich: – raz kiedym po raz pierwszy czytał <Fausta>, drugi raz, kiedym zobaczył <Legendy o Matce Boskiej> Stachiewicza”. Malarz otrzymuje za swój cykl
nagrodę na wystawie w Wiedniu i nagrodę im. Probusa Barczewskiego przyznawaną przez krakowską Akademię Umiejętności.
Ubrana w zwiewne, powłóczyste szaty Matka Boża unaocznia się czytelnikom na kartach publikacji jako prześliczna dzieweczka, która nawiedza swój lud towarzysząc mu
we współodczuwaniu codziennych obowiązków i pojawiając się blisko swoich „dzieci” niczym tchnienie natury. Książka przed II w. św. doczekała się dziewięciu wysokonakładowych wydań oraz tłumaczeń na języki obce: dwukrotnie na język niemiecki i angielski, jeden raz na rosyjski i
czeski.
Powszechnie czytana i kupowana dzieciom na prezenty publikacja, w okresie PRL zostaje skazana na zapomnienie. W ramach narzuconej nad Wisłą afazji i pieriekowki dusz okalecza się kulturową pamięć i fałszuje narodową tożsamość Polaków. Być może pod wpływem obrazów
Stachiewicza w 1958 r. socjolog i agnostyk Stefan Czarnowski w tekście „Kultura religijna wiejskiego ludu polskiego”, [w:] „Kultura”, PWN Warszawa, s. 80-99, pisze o klasowym charakterze przedstawień Maryi: „Jest przede wszystkim piękną i dobrą łaskawą Panienką wstawiającą się za
czcicielami swymi u Syna, podobnie jak – według pragnień chłopa polskiego z okresu pańszczyźnianego – winna by się za nim wstawiać dobra panienka ze dworu”. Wspomina o tej recepcji Stachiewicza prof. Magdalena Zowczak w artykule „O kulcie maryjnym ludu i dla ludu” („Teologia
Polityczna Co Tydzień”, 2016, nr 20).
W 1953 r. „Legendy…” ukazują się w Londynie nakł. Katolickiego Ośrodka Wydawniczego "Veritas" (kolejne wydanie w 2006). W Polsce pierwszy raz po wojnie książkę publikuje w r. 1985 Instytut Wydawniczy "Pax", ale z opracowaniem graficznym
Aldony Dawid. W 1993 r. w „Rocznikach Humanistycznych” (tom XLI, z. 1) omówienie treści i przedwojennej recepcji dzieła, także wobec ówczesnej twórczości Młodej Polski i patriotycznych postaw w polskim Kościele przedstawia Celina Dunicka OSU.
Reprint „Królowej Niebios…”
ukazuje się dopiero w 2000 r. dzięki staraniom jasnogórskiego wydawnictwa Paulinianum, a w 2016 r. nakładem Wydawnictwa Graf_ika.
W 1604 r. w ręce słynącego z wielkiej religijnej żarliwości wojewody krakowskiego i starosty lanckorońskiego Mikołaja Zebrzydowskiego trafiła mapa, na którą patrzył jak zauroczony. Przyglądając się jej postanowił zbudować „polską Jerozolimę”. Co to była za mapa i co było dalej?⬇️
W wydanej w 1938 r. książce „Drogi kalwaryjskie” o. Stefan Podworski przytoczył podania związane z założeniem klasztoru i kalwarii w dobrach M. Zebrzydowskiego. „Pobożny fundator – czytamy - widywał często w nocy z zamku lanckorońskiego, w którym mieszkał na górze przeciwległej
zamkowi Żarek, ognie z nieba spadające”. W 1595 r. w Wielki Czwartek wieczorem „obaczył tenże fundator wraz ze swoją małżonką Dorotą (…) trzy jaśniejące krzyże”. Mikołaj powziął wówczas zamiar, by na górze Żarek, na której ujrzał owe krzyże, „wystawić świątynię Pańską
O włóczni św. Maurycego, jedynym zachowanym do dziś insygnium koronacyjnym pierwszego króla Polski Bolesława Chrobrego, a w przeszłości także relikwiarzu z gwoździem z Krzyża Pańskiego.
Słów kilka, by rozwiać nieporozumienia. Wątek⬇️
Wpis w całości jest cytatem z książki Jerzego Lileyko, Regalia polskie, Warszawa 1987.
---
Ordo coronandi czyli rytuał obowiązujący podczas obrzędu koronacji nakazywał, aby metropolita dokonał pomazania koronanta na króla olejami świętymi, wręczył mu miecz, potem berło i jabłko,
a następnie włożył na głowę koronę. Wręczenie miecza było aktem inwestytury, czyli udzielenia królowi prawa do objęcia władzy na obszarze państwa, miecz oznaczał władzę królewską w ogóle, a konkretnie władzę wojskową, sądownicza i administracyjną, a także nakładał obowiązek
Jan Matejko na tym niewielkim szkicu ołówkiem (10 x 12 cm) podał swoje inicjały i datę „1865” oraz napisał: „Św. Wojciech z Bolkiem Chrab...[Chrobrym] (Kompozycja do Kościoła)”. Mało znany i nieopisany w literaturze rysunek. Co przedstawia? Cóż to za scena? Niełatwo to ustalić⬇️
Wykonany przez artystę na papierze i naklejony na karton rysunek pojawił się w 2017 r. w ofercie Domu Aukcyjnego Agra-Art. Przy cenie wywoławczej 6000 zł. znalazł nabywcę za kwotę 35 000 zł. . W opisie oferty czytamy:
„Szkic nieznanej (niezrealizowanej?)sztuka.agraart.pl/licytacja/357/…
kompozycji. Rysunek można hipotetycznie łączyć jedynie z, wzmiankowanym przez Mariana Gorzkowskiego, pomysłem dotyczącym dekoracji wnętrz krakowskiego <magistratu> (Pałacu Wielopolskich). Otóż - jak pisze Gorzkowski - <dr [Józef] Dietl, prezydent miasta Krakowa, umysł ruchliwy i
Każdy kto oglądał film „Aleksander Newski”(1938) pamięta tę budzącą niesamowitą grozę scenę, gdy wielki mistrz krzyżacki wrzuca do ognia małe dzieci. Skąd się wzięły tego rodzaju drastyczne ujęcia w filmie Sergiusza Eisensteina? O rosyjskiej fascynacji szczególnym okrucieństwem⬇️
W 1962 r. pod zarzutem szpiegostwa na rzecz USA i Wielkiej Brytanii GRU aresztowało płk. Armii Radzieckiej Olega Pieńkowskiego. Wg płk. Ryszarda Kuklińskiego Pieńkowski został stracony w budzący postrach, okrutny sposób: wrzucono go do rozpalonego pieca hutniczego, a z egzekucji
nakręcono film, który pokazywano adeptom rosyjskiej Akademii Woroszyłowa. W powieści „Akwarium” rosyjski pisarz Wiktor Suworow również stwierdził, że gdy rozpoczynał służbę w GRU prezentowano mu film przedstawiający spalenie żywcem w piecu pułkownika GRU. Pisarz podtrzymał tę
Ale Państwo oczywiście wiedzą, że określenie „taniec na kościach” narodziło się w Związku Sowieckim? Dlatego, gdy w 2010 r., po Smoleńsku, zaczęto używać w Polsce drwiących słów o „tańcu na grobach/trumnach”, można było z góry założyć, że stoją za tym służby rosyjskie. Wątek⬇️
Niektórzy rosyjscy językoznawczy etymologii „tańców na kościach”(ros. «танцы на костях») doszukują się w wieku XIII. 31 maja 1223 r. nad rzeką Kałką doszło do bitwy pomiędzy armią rusko-połowiecką a wojskami mongolskimi. Zmagania zakończyły się druzgocąca klęską
Rusinów i Połowców, co stało się przyczyną ich późniejszego uzależnienia od Mongołów. Po zwycięstwie Mongołowie mieli położyć wszystkich pojmanych książąt i dowódców na ziemi, przykryć ich następnie deskami i na tej drewnianej platformie ustawić stoły. Po czym przystąpili do
Henryk Sienkiewicz, „Wiry”
Sześć cytatów na dzisiejsze czasy: 1. „To lepiej, że on nic nie pisze. Bo, widzisz, może się zdarzyć, ze komuś gnije mózg, tak jak ludziom chorym na suchoty gniją płuca. Ale nikt nie ma prawa karmić narodu zgnilizną swoich płuc lub swego mózgu. A takich
jest teraz wielu.” 2. „On nie wierzy po prostu, by coś mogło być prawdziwym lub nieprawdziwym, słusznym lub niesłusznym, dobrym lub złym. (...) Świdwickiego drażni to jednak i napełnia goryczą, że jest niczym, więc ratuje się paradoksem i wywraca umysłowe koziołki”.
3. „Widziałem raz klowna, który bawił publiczność tym, że nadawał swojej czapce najrozmaitsze dziwaczne i śmieszne kształty. Świdwicki robi to samo z prawdą i logiką”