Postanowiłem przekonać się jak często dyplomaci z RU mijają Sztab Generalny i #ABW. Zaparkowałem na Rakowieckiej. Akurat zacząłem, w swoim ruchomym punkcie obserwacyjnym, wciągać stripsy z Żabki gdy pojawił się pierwszy RU. g. 11.04
W drugą stronę przejechał 30 minut później. W międzyczasie było dwóch BY, Cypr, Turcja i Norwegia. Pojechałem chwilę za nim i już wiedziałem o co chodzi. Działa jak taksówka, jeżdżąc w te i wewte. Z prawej jedno z licznych aut UA spod SG.
Kierowca ze względu na sytuację międzynarodową ma obstawę. Prawdopodobnie uzbrojonego pasażera.
Zaraz znowu przejadą. Szybko zaparkowałem naprzeciw SG. Rzut okiem w lewe lusterko, trzy, czte-ry. Są. Powstało ładne zdjęcie RU na tle Sztabu Generalnego. g 11.51 Podsumowując, są tu co 17 minut.
Oczywiście korpus dyplomatyczny RU może poruszać się po mieście. I siłą rzeczy budować monitoring z setek przejazdów. Dobrze by było jednak jednocześnie nie atakować własnych obywateli za parę zdjęć do bloga.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Kończąc temat rozlokowania dowództw to dokumentami opisującymi jak to dokładnie wykonać są "Instrukcja organizacji i funkcjonowania Wojennego Systemu Dowodzenia SZ RP" i "Instrukcja Komendanta Stanowiska Dowodzenia". Zostały wymienione w niejawnym dokumencie "Doktryna systemu dowodzenia Siłami Zbrojnymi Rzeczypospolitej Polskiej", który z jakiegoś powodu obok kilku innych tego typu lata na docer i scribd. Opisuje on funkcjonowanie SZ w czasie wojny.
"Instrukcja organizacji i funkcjonowania WSyd SZ RP" jest uszczegóławiana opracowaniem wytycznych, kolejno przez sztaby dywizji i brygad. Przykład dla 11DKPanc i jej 17BZ także na scribd i docer. Takie dokumenty przygotowano dla każdej JW. Wpływ na ich kształtowanie ma "Zarządzenie MON w sprawie doboru i stosowania środków bezpieczeństwa fizycznego do ochrony informacji niejawnych". Faktycznie, jak wskazano w dyskusji, o sposobach ochrony decyduje ocena ryzyka, czyli np. klauzul przetwarzanych w systemach teleinformatycznych informacji i stopnia narażenia. Jest to więc system, w którym akty prawne są przekuwane na konkretne Stałe Procedury Operacyjne(SOP), czyli listę zadań do wykonania.
Ponieważ celem ćwiczeń jest "zgranie w ramach WSyD WLąd: SD dywizji i SD jednostek bezpośrednio podległych" lub "zgranie w ramach WSyD ŻW: SD/GO jednostek bezpośrednio podległych" to zastanawia czemu mimo to widzimy tak dziwne rozwinięcia stanowisk dowodzenia. Choć wszyscy wojskowi, którzy zabrali głos, mają świadomość, że w przypadku wojny trzeba będzie całkowicie odejść od takich praktyk.
Na sribd można też trafić na niejawne załączniki do wytycznych dla brygad na czas wojny, np. system meldunkowy na SD, który reguluje częstotliwość składania meldunków. Jako platformy wymiany informacji między studentami kierunków wojskowych, sribd i docer, mają charakter wysoko informatywny i pozwalają zajrzeć za kulisy deklaratywnie niejawnego rozkazodawstwa. Co jest kolejną sprawą, która wyszła przy okazji serii tych wpisów.
Przykład linku na docer.
Wytyczne do WSyd 17BZ. Ktoś opublikował te dokumenty rok temu. Czyli przeznaczone do tego służby przez rok tego nie wychwyciły.
Czekając na Iskandery. Alarmowe rozwinięcie polskich Mobilnych Stanowisk Dowodzenia w lutym 2022.
Po inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku, zaczęto rozstawiać przy JW mobilne Stanowiska Dowodzenia(SD). To z nich miano, na wypadek wojny, wydawać rozkazy. Na zdjęciu mobilny SD w 2 Batalionie Zmechanizowanym z Giżycka. 30km od granicy z Kaliningradem. Obok siebie stoi 6 Mobilnych Modułów Stanowiska Dowodzenia(MMSD) w wersji 15-stopowej. Otacza je mur z koszy z ziemią(w innych JW jest to zazwyczaj concertina). Można tu wejść tylko z odpowiednimi uprawnieniami przez namiot(a w przypadku alarmu wzorem Suworowa, choć za zniszczenie mienia batalionu grożą konsekwencje, tędy wyjechać). W pewnym oddaleniu, w otoczeniu concertiny żeby nie uciekł z planszy, Honker z radiem KF. Razem tworzą przepisowe Stanowisko Dowodzenia.
Z jakiegoś powodu dowództwo pozbawiono mobilności i skupiono w jednym miejscu. Łatwo je zauważyć a w przypadku gdyby stan podwyższonej gotowości przerodził się w wojnę, zniszczyć. Czemu w kolejnym z pokazanych miejsc tak dziwnie ustawia się najcenniejsze aktywa jednostki? Buduje się zagrody i gromadzi z jednym miejscu. Przyczyną jest to, że mobilne SD są kancelariami tajnymi. Co za tym idzie stosuje się tu kalkę przepisów, które napisano z myślą o ochronie nieruchomości. Dlatego rozwinięcie MSD przybiera taki wygląd.(będzie jeszcze drugi post)
Każdy wóz SD jest częścią kancelarii tajnej. Idzie za tym wymóg utworzenia dookoła nich strefy ochrony i wyraźnego zabezpieczania jej granic np. płotem, drutem kolczastym lub murem z koszów z ziemią. Żaden wóz, który przetwarza informacje niejawne, nie może zostać poza strefą. Tworzy się plan ochrony informacji niejawnych, ewidencje i rejestr wejść.
Każda strefa powinna być pilnowana. Należy sprawdzać uprawnienia wchodzących.
Przed wejściami do stref widzimy namioty. Odbywa się tu kontrola uprawnień, prowadzony jest rejestr.
Wyobraźmy sobie konieczność otaczania osobną barierą(jak Honkera) rozproszonych co 100 metrów MMSDków. Przyznawania im wartowników i własnych ewidencji dokumentów(w niewielkiej skali zastosowano to w 19 Lubelskiej Brygadzie Zmechanizowanej 1 zdjęcie). Przejście z wozu do wozu wymagałoby dodatkowego legitymowania, bo to wiadomo kto idzie, sprawdzenia w spisach i rejestracji. Przeniesienie dokumentu/mapy/rozkazu między modułami wymagałoby najpierw wpisu do ewidencji wynoszonych dokumentów niejawnych. Potem przyjęcia na ewidencję modułu, do którego idziemy. Zamiast sekund zajmowałoby to wiele minut, kosztem pracy dowódczej.
Jak widać formalne wymogi bezpieczeństwa łatwiej się spełnia, a sztab pracuje wydajniej, jeśli zgrupuje się pojazdy w jednym miejscu.
Niestety kilka charakterystycznych wozów postawionych tuż obok siebie zwraca uwagę. Dookoła wozów układa się błyszczącą concertinę, lub stawia mur, które poza tym, że są dobrze widoczne, to dodatkowo informują o roli tego miejsca. Bariery opóźniają też czas manewru w przypadku alarmu. Wszystko to razem ułatwia wykrycie i zniszczenie SD.
Czy da się uciec przed referentką z plasteliny?
Jak wiemy z mojego małego dochodzenia jest to ustawienie uniwersalnie przyjmowane we wszystkich przypadkach, w których znalazłem darmowe zdjęcia. Nieważne czy to chroniona Patriotami Warszawa, narażone Giżycko lub odległy Rzeszów.
Obserwowałem gang narkotykowy. Dla odmiany od służb specjalnych zająłem się sprawdzeniem jak działa praski handel narkotykami.
W trakcie poszukiwań moją uwagę przykuła, położona kilkaset metrów na północ od Brzeskiej, ulica Inżynierska. W odróżnieniu do Brzeskiej, gdzie zwykle jest pusto, panuje tu spory ruch.
Obserwowałem tą bramę na spokojnie, raz na kilka dni, przez okres trzech tygodni. Najdłużej pół godziny na raz. Oceniam liczbę wchodzących, w 30 minut potrafiło przyjść 20 osób, na co najmniej 250 dziennie. Sporo jak na wyludnioną kamienicę, raptem z kilkoma rodzinami.
Proste obliczenia prowadzą do stwierdzenia, że upłynnia się tu 15-20 kg narkotyków miesięcznie. Całkiem sporo. Dla porównania, na lotnisku Chopina służby ujawniają w miesiąc 7 kg narkotyków. Rocznie 80 kg. Na Inżynierskiej tyle może się rozchodzić w mniej niż pół roku.
Wśród zadań dzielnicowych na pierwsze półrocze 2024 roku, znalazło się ograniczenie handlu narkotykami właśnie w podwórzu Inżynierskiej 9. Problem w tym, że zadanie zostało postawione w styczniu 2024 roku.
Czasami patrol zaparkuje tuż przed bramą, odstraszając klientów i przerywając handel. Kiedy odjedzie sprzedaż rusza na nowo.
Kilkanaście dni przed publikacją 17 lipca rozmawiałem na ten temat z praską Policją. Dowiedziałem się, że dzielnicowi o handlu przy Inżynierskiej już dawno poinformowali wszystkie wydziały zajmujące się przestępczością zorganizowaną. Do powtórzenia sukcesu z Brzeskiej potrzebny byłby udział wydziałów wywiadowczych i kryminalnych. Miejscowi Policjanci są nieco rozgoryczeni. Od początku roku nie otrzymali w tej sprawie żadnej pomocy.
Zapewne finałem tej komunikacji jest nalot wywiadowców 20 lipca, w toku którego odkryto 18 kg narkotyków o czarnorynkowej wartości 1 mln złotych. W następnym tygodniu, dokładnie 25 lipca, w dniu publikacji informacji prasowych o zatrzymaniu, choć z brakami, handel trwał dalej.
Handel odbywał się pomimo, jak odkryłem weryfikując sytuację, od początku roku wśród zadań Policji było jego zakończenie. I to jest chyba najbardziej zaskakujące w tej historii. Impossybilizm. Policja zna adres i nic nie może zrobić.
To jeden z ostatnich w Warszawie takich półjawnych sklepów z narkotykami. Tzw. na żywca. Policja ma problem bo w handlu uczestniczą sami mieszkańcy kamienicy. Jak jakiś dziennikarz tam pojedzie to pewnie jeszcze ich złapie. Zdjęcia z dziś:
Ukraińcy rozbili 19 osobową siatkę sabotażystów, którzy mieli na fałszywych paszportach wjeżdżać do UE gdzie rozpoznawali obiekty i dokonywali podpaleń. Część celów miała znajdować się w Polsce, Ukrainie i państwach bałtyckich. W lutym informowano o zatrzymaniu Ukr, który szykował się do podpaleń na terenie Wrocławia. Organizatorem grupy był zamieszkały w Iwano-Frankowsku 39 latek. Miał pozostawać w kontakcie z rosyjskimi służbami specjalnymi. Na zachowanych w komórkach zatrzymanych zdjęciach(przetłumaczone) widać między innymi Hurtownię Budowlaną 3W przy Staniewickiej w Warszawie. Daty wskazują, że zwiad przeprowadzono w marcu. Inna wiadomość jako przykład zawiera link do artykułu o pożarze hali Farmacol w Katowicach 8 kwietnia. Ostatnie zdjęcie geolokalizacja w Google. npu.gov.ua/news/natspolit…
Grupa była finansowana przez Rosjan. Podstawową waluta były dolary. Ukraińcy sugerują, ze grupa miała związek z podpaleniem na początku maja Marywilskiej 44. Film
To, że bazowali na Ukrainie czyniło grupę trudniejszą do uchwycenia i rozbicia przez polskie organy ścigania. Oczywiście nieciekawy jest fakt, że to kolejna duża siatka złożona z samych obywateli Ukr. Z drugiej strony należy pochwalić Ukr Policję za dokładną relację. Dzięki temu lepiej rozumiemy jak działają takie grupy i na co warto zwracać uwagę. Szkoda, że ABW w tym temacie zupełnie inaczej.
Na stronie RCL pojawiły się dokumenty, dotyczące finalizacji zakazu fotografowania. Są tam też pisma nadesłane przez organizacje, firmy i osoby prywatne. Dotyczą projektu rozporządzenia, bez którego zakaz póki co nie działa.
Przedstawiono w nich liczne wątpliwości i prośby. W tym o umożliwienie normalnej pracy inspektorom i geodetom. Każdy fragment Polski jest bowiem w kółko obfotografowywany w celach kartograficznych, inspekcyjnych i raportowych. Pytano się m. in. jak daleko sięga zakaz, czy obejmuje zdjęcia z kamer samochodowych(okazuje się, że tak), lotnicze(również zakaz) i satelitarne(tu uniknięto odpowiedzi ;). Zastanawiano się jak operować np. dronami czy UAVami, gdy obiektów jest czasem kilkanaście na raz, a projekt nakazuje żeby z każdego obiektu ktoś towarzyszył zdjęciom. Jak spełnić wymóg przy zdj. lotniczych?
Okazuje się, że zakaz dotyczy również szkicowania i zapisywania dźwięków. Co ciekawe ministerstwo nie przewiduje konsekwencji za wywieszanie znaku na lewo. Można se to powiesić na stodole.
Zakaz będzie wymagał ogromnej ilości zgód. Pójdzie za tym masa dodawanych co chwila wyjątków i chaos kompetencyjny. Przepis wydłuży czas prac samej administracji o papierologię, miejscami sparaliżuje działania, wszystko lepiej niż sztab sabotażystów.
Wobec utajnienia listy obiektów, zapewne sami wnioskodawcy, żeby jakoś funkcjonować po wejściu tego potworka w życie, wypracują ogólnopolską mapę z obiektami objętymi zakazem. Naiwnością jest sądzić, że tak się nie stanie. Choć MON w to wierzy, kolejny raz udowadniając poziom intelektualny. Zapewne marzył im się typowy dla służb uznaniowy zakaz, pognębienie tego i owego pismaka, a tu zaskoczenie, zarówno instytucje jak i przedsiębiorcy działają w oparciu o prawo. Co rodzi poważne problemy. legislacja.rcl.gov.pl/projekt/123816…
Ja osobiście widzę problem np. z brakiem na obiektach z listy, danych adresowych do złożenia wniosku, zarówno miejsca jak i zarządcy. Trzy przykłady: Centrum Kształcenia SWW, Centrum Nadawcze SWW i budynek ABW maskowany jako Instytut Badań Spedycji i Logistyki, itd.
Wydaje się, że ustawodawca nie nałoży obowiązku wywieszania danych potrzebnych do składania wniosków . Ten aspekt będzie ściemą. Egzekwowany będzie jedynie sam zakaz.
Sędzia Tomasz Szmydt wyjechał na Białoruś gdzie wystąpił o azyl. Jako ziobrysta budował niesławną NeoKRS, której działania skonfliktowały nas z Unią. Jednocześnie brał udział w uzgadnianiu kampanii oczerniających, w grupie Antykasta, wycelowanych w sędziów przeciwnych zmianom w sądownictwie.
Emilia, "Mała Emi", poznała Szmydta na portalu randkowym. Po gorącym romansie wzięli ślub. Szybko wciągnął ją do działań przeciwko sędziom. Stała się najaktywniejszym assetem grupy Antykasta. Skupieni wokół Ministerstwa Sprawiedliwości sędziowie planowali na niej kampanie oszczerstw wobec przeciwników dobrej zmiany w sądownictwie. Emila pośredniczyła między grupą a mediami. Jednak to właśnie ona ujawniła aferę kończąc karierę Szmydta. W efekcie w 2019 Tomasz wycofał się z polityki i ograniczył do orzekania w warszawskim WSA.
Ucieczka nastąpiła po zwrocie w postępowaniu w sprawie afery hejterskiej. Na przełomie marca i kwietnia tego roku śledztwo przejął nowy zespół prokuratorów. Zapadła decyzja o postawieniu zarzutów. Jak twierdzą współpracownicy Szmydta w ostatnich tygodniach miał być wyraźnie poddenerwowany. Zapewne trwały ostatnie ustalenia co do jego przyszłości, sprzedaż majątku i transfer środków. Z czegoś trzeba będzie żyć. Czy w obliczu zainteresowania śledczych osobą Szmydta Białorusini dostrzegli ryzyko dekonspiracji agenta? Czy może to autentyczna obawa przez karą i akt zemsty odrzuconego przez środowisko rozgoryczonego sędziego? To drugie jest mniej prawdopodobne. Wyrok, jeśli w ogóle, to zapadłby za kilka lat. A wyjazd na BY niesie nieodwracalne konsekwencje natychmiast. Zapewne może pożegnać się z wysoką sędziowską emeryturą, przy czym blednie jakakolwiek grzywna z tytułu afery hejterskiej.
Białorusini natychmiast założyli Szmydtowi konto na Telegramie, na którym publikują oświadczenia i dokumenty. Szmydt po okresie działania w tajnej Antykaście, oficjalnie stał się białoruskim propagandzistą.
Szmydt publikuje zdjęcia o tym jak fajnie jest na Białorusi. Mają to zapewne zobaczyć agenci BY i RU, którzy pozostają w naszym kraju. Po wtopie z Czeczką, którego dezercja w odróżnieniu do Szmydta była zaskoczeniem, BY mają na tym polu sporo do nadrobienia.
Szmydt przyznaje w swoim wystąpieniu, że zostanie uznany za szpiega i że tym ruchem pali wszystkie mosty. Powody musiały więc być zapewne inne niż zagrożenie grzywną za aferę hejterską.