Krótki wątek o plagiatach i o rzetelności naukowej, o który nie prosiliście, a który dostaniecie i tak, gdyż jest niedziela wieczorem; zatem #jedziemy.
Należy rozróżnić 3 sprawy: plagiat, rzetelność naukową (czy raczej jej brak) oraz odpowiedzialność dyscyplinarną akademików 👇
Co to jest plagiat, wszyscy myślą że wiedzą, ale w szczegółach nie jest tak prosto: może być jawny, ukryty, całościowy, częściowy, redakcyjny, inkorporacyjny, itd; jak prawnicy się za coś wezmą, to zawsze pokomplikują. Ale istota, opisana w art. 115 pr. aut. jest zawsze ta sama:
Plagiat to wprowadzanie w błąd co do autorstwa. Najczęściej poprzez podawanie nieswojego za swoje. I tu zaczynają się schody: pr. aut. chroni autorstwo UTWORU. Czyli - "przejawu działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalonego w jakiejkolwiek postaci". Pół biedy...
...gdy ktoś ordynarnie i dosłownie przepisał. Również gdy w typowym stylu pracy studenckiej "sparafrazował". Ale co kiedy zreferował czyjeś (wysoce oryginalne) ustalenia? Albo co gorsza, oceny, konkluzje z jakichś wnioskowań, które były dość swobodne? W humanistyce to częste.
Np. Antoni Dudek uważa Jana Olszewskiego za wyjątkowego nieudacznika i a jego działania za główną przyczynę opóźnienia lustracji w Polsce. Zaś przyczyny upadku jego rządu widzi nie w spisku agentów, tylko w jego niezdolności do dogadania się z UD, która chciała wejść do koalicji.
Na poparcie tych tez podaje zawsze ten sam zestaw argumentów, których tu już nie powtarzam, bo powtórzyłem je wraz z wnioskami Dudka w bodaj kilku moich wątkach. Ale bez powołania się na Dudka! Splagiatowałem go, czy nie? Niech się @KatedraKarneUJ wypowie, sam jestem ciekaw.
Gdybym to zrobił w tekście naukowym to na pewno dopuściłbym się nierzetelności naukowej, nie wskazując, od kogo zaczerpnąłem te ustalenia. Rzetelność naukową rozumiemy bowiem znacznie szerzej niż plagiat. A jak? A najśmieszniejsze, że właśnie nie wiadomo. Bo tego nie zdefiniowano
W naszym kochanym, jakże zadowolonym z siebie i ho-ho-ho światku naukowym nie ma powszechnie przyjętego soft law (kodeksów etyki, spisanych zbiorów zasad uznawanych przez środowisko), które określałyby, co to jest rzetelność naukowa, a co nie. Głównie dlatego, że to niepotrzebne!
Bo to są wiecie, rzeczy o których gentlemani nie rozmawiają, to się po prostu wie; polscy naukowcy wyssali to wprost ze stosunku mistrz-uczeń, czy może podczas tego stosunku; anyway KULTURALNI LUDZIE wiedzą. Wszyscy wiedzą, a zarazem nie wie nikt i to najwyraźniej służy wszystkim
A służy, gdyż w Prawie o szkolnictwie wyższym i nauce mamy odpowiedzialność dyscyplinarną. Nie wolno robić brzydko, bo komisja ukarze. A brzydko robi ten, kto popełnia " czyn uchybiający obowiązkom nauczyciela akademickiego lub godności zawodu nauczyciela akademickiego".
A jaki to jest czyn? No, właśnie lepiej żeby to nie było nigdzie napisane. Bo mogłoby się okazać, że ktoś wyskoczy z pomysłem, że dopisanie szefa do wniosku grantowego (a potem do publikacji) - chociaż palcem nie kiwnął ani przy jednym, ani przy drugim - to jakiś podejrzany czyn.
Takie pomysły mogłyby poważnie zaszkodzić nie tylko stosunkom mistrz-uczeń, ale w ogóle nauce. Zresztą nie tylko polskiej. Tyle że w niepolskiej, to się jednak o tym dyskutuje i jakieś zasady próbuje tworzyć. A u nas tworzy się np takie dokumenty jak AKADEMICKI KODEKS WARTOŚCI UJ
Jest to bite 7 stron (z pojedynczą interlinią!) o Prawdzie, Sprawiedliwości, Odpowiedzialności, Życzliwości, oraz - a jakże - o Rzetelności. Niestety, zupełnie nie wynika z tego tekstu, jak uczciwie referować cudze poglądy i jak korzystać z danych zebranych przez magistranta.
Owszem, mamy 3 dokumenty, odnoszące się do rzetelności naukowej: Kodeks NCN, Rekomendacje Zespołu Etyki przy MNiI z 2004 i - stosunkowo najsensowniejsze - rekomendacje opracowane przez Zespół do Spraw Dobrych Praktyk Akademickich, powołany przez Kudrycką w 2012. A teraz poproszę
...poproszę Szanownych Obserwujących mnie przedstawicieli Akademii - rączka w górę, kto o nich słyszał, kto widział, żeby na jego/jej uczelni prowadzono w oparciu o nie jakieś szkolenia dla naukowców, albo kto zetknął się z ich wykorzystaniem w postępowaniach dyscyplinarnych?
A przecież te dokumenty dotyczą tylko rzeczy najgrubszych, takich już w miarę ewidentnych: manipulowania danymi, fałszowania wyników, głównych zasad atrybucji autorstwa. A głośny case z badaczem Pacyfiku pokazuje, że mamy kłopot ze sprawami w dużej mierze warsztatowymi.
Dla mnie problem Bartosiaka nie polega na tym, czy dobrze, czy źle zrobił przypis. Problemem jest konstrukcja. Z tego co zdążyłem przeczytać, to była ona następująca: JB referował przyczyny wybuchu wojny USA-Japonia w 1941 PO COŚ. Po to, żeby pokazać, jak błędy w ocenie sytuacji
...przekładają się na strategiczne decyzje mocarstw - co z kolei było już zasadniczą tezą jego pracy: że wzajemne postrzeganie się przez współczesnych graczy (Chiny i USA), również może być obarczone błędami poznawczymi, warunkującymi ich decyzje.
Ale miał zdaje się pecha i nie wiedział że poglądy speców od tematu są w kwestii przyczyn wybuchu wojny na Pacyfiku rozbieżne. To spory red flag co do rzetelności naukowej, bo akurat każdy student, a zwłaszcza prawa, wie że w każdej sprawie znawcy tematu mają rozbieżne poglądy
Do tego właśnie służy magisterka w humanach i soszialach (sajensach, nie midiach): żeby student nauczył się identyfikować rozbieżne stanowiska w literaturze i je poprawnie referować. Wygląda na to, że JB nie sprostał temu zadaniu i tu trochę dziwne, że promotor nie wyłapał.
To, że nie wyłapali recenzenci, to akurat dziwne nie jest, no ale to musielibyśmy pogadać o zasadach - tych realnie praktykowanych - warunkujących rzetelność recenzji i dlaczego jest ona taka a nie inna (zob. też Życzliwość i Lojalność, AKADEMICKI KODEKS WARTOŚCI UJ, Kraków 2003)
Anyway, wyszło głupio, a wystarczyło napisać: badacze nie są zgodni co do przyczyn, JA JEDNAK ZA NAJBARDZIEJ PRZEKONUJĄCĄ UWAŻAM KONCEPCJĘ i tu zrobić przypis*; i można jechać dalej. A zamiast tego wyszło właśnie jak w słabej magisterce: a, mam tu coś pod ręką, to przepiszę i wio
* dwa przypisy, żeby pokazać że zna się obie koncepcje. Jeśli koncepcji jest więcej, to odpowiednio więcej. Najlepiej jakby była już jakaś praca referująca stan badań nt danego zagadnienia, takie prace są bezcenne, bo w nich już wszystko jest i można odesłać do nich 1 przypisem
Pozornie kwestia błaha, że nie przywołał tych innych koncepcji, no ale właśnie nie błaha: albo znasz się na tym, o czym chcesz pisać, tworzysz te swoje ustalenia po dogłębnej analizie tego, co ustalili inni albo piszesz z palca. Jeśli wybrałeś świadomie koncepcję, na której...
...oparłeś swoje dalsze rozumowanie, to czyni to Twoje ustalenia bardziej wiarygodnymi, niż jeżeli oparłeś ją na czymś, co akurat miałeś pod ręką. A jeśli to, co miałeś pod ręką było akurat głupotą, dawno już obaloną przez innych badaczy? Czy twoje rozumowanie zachowuje sens?
W tym kontekście odpisanie żywcem - choć ma największy ciężar prawny, bo rodzi zarzut o plagiat - jest z punktu widzenia warsztatu naukowego mniej istotne. Bo, choć brzydkie, nie musi pozbawiać automatycznie tej pracy wartości ( i tego zapewne bronił promotor w swoich tweetach).
Taki paradoks: to że autor coś po drodze odpisał jest oczywiście żenujące. Ale kluczowe jest PO CO ODPISAŁ. Istotą pracy naukowej są własne ustalenia i poprawność dojścia do nich. Jeśli skopiował cudze ustalenia i cudze argumenty, ale zrobił przypisy, to praca jest do dupy...
...chociaż uczciwa. I, umówmy, się takich prac jest mnóstwo. A jeśli kopiując coś po drodze, wykorzystał to poprawnie i doszedł do własnych ustaleń, to... no cóż. To praca może być ciekawa, chociaż nieuczciwa. Jaka jest praca JB - nie wiem. Nie znam się na Pacyfiku :)
Czy to co skopiował, to pogląd ważny, potwierdzony (wtedy nie musiał zaszkodzić dalszemu rozumowaniu), czy egzotyka którą gdzieś wygrzebał (wtedy raczej leży całość pracy i kwestia czy zrobił przypis czy nie, nie ma znaczenia)? To w tej kwestii chętnie usłyszałbym, co mówią spece
Oh, wait do tego służy przecież recenzja...**
** Nt. recenzji, ich rzetelności oraz ich roli w życiu akademickim zob. wyżej.
EOT
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Owszem, winny jest sąd, ale nie tak jak myślicie. Dokładniej, to winny jest system, który w imię praworządności oddał sądowi wszelkie uprawnienia decyzyjne, a nie dał ich pracownikom socjalnym. Wszystko w imię praworządności i ochrony naszych praw. Zapraszam na smutny wątek 👇
Urzędnik nie powinien decydować o naszych prawach i wolnościach, takie jest założenie; a już zwł. w materii tak delikatnej jak sprawy rodzinne. To przekonanie wynieśliśmy jeszcze z PRL i nie było ono bezpodstawne. Sądy miały zabezpieczać obywatela przed samowolą administracji.
Ale sąd nigdy się nie sprawdzi w sprawach, w których mamy do czynienia z patologią relacji rodzinnych, z prostego powodu: bo sąd, nawet najlepszy, sprawny, doinwestowany i z wysokim etosem pracy, nie jest na miejscu i nie widzi co się dzieje. A dzieje się dużo i skomplikowanie.
Wiecie, że w Polsce nie powstała ŻADNA naukowa monografia, przedstawiająca kompleksowo problematykę dotyczącą KTÓREJKOLWIEK z głównych partii politycznych?
Nie ma po prostu książki, w której byłoby zebrane do kupy jak powstała partia, jak ewoluowała, jak kształtowały się jej 1/n
...elity, jak zmieniał się jej elektorat, jakim zmianom podlegały jej struktury. Nie mówię już o trudniejszych - a z punktu widzenia politologii podstawowych - sprawach jak opis funkcjonowania partii na poziomie samorządu, relacje między liderami, elitą lokalną a centralną 2/
NIE MA. #nikogo. Jak byś chciał sprawdzić np. ilu członków liczyła PO czy PiS w 2007 a ilu liczy dzisiaj, albo porównać zmiany statutów w ciągu 20 lat to se szukaj. W internecie.
Politolodzy nie mieli czasu, bo nagrywali setki do TVN o tym co wynika z kolejnego z dupy sondażu 3/
W chwilach ważnych dla formowania się naszej zbiorowej tożsamości, Polacy ostatnio zachowują się jak kurczak z odciętą głową. Jest to jednak głowa fantomowa, obumarła już dawno; ból który czujecie to reakcja spóźniona, choć konieczna.
Zapraszam na wąteczek "Ojciec odchodzi" 👇
Zacznijmy od tych kilku rzeczy, które Jarosław Kaczyński WIE o Rzepienniku Strzyżewskim, ale których nie przeżył. Doświadczenie to coś innego niż wiedza czerpana od prowincjonalnych działaczy, których rolę w formacji osobowościowo-duchowej Wodza tak pięknie opisywał Piotr Zaremba
Wiedza to oczywiście sporo i z pewnością daje mu ona i tak lepsze rozeznanie w polskiej duszy, niż wynarodowionym platformersom, jednak umówmy się - Prezes to taki sam agnostyczny miejski inteligent, jak Ty i ja. Kaczyński nigdy nie żył na wsi i nie przeszedł procesu formatywnego
A ja się z tekstem @KWojczal nie zgadzam. To, że to jest nasza wojna, to oczywiste. Wcale jednak nie znaczy to, że należy iść w taką narrację od strony komunikacyjno-propagandowej. Zasadnicze argumenty widzę trzy: kwestia eskalacji, stan społeczeństw zach i skutki po klęsce RU 👇
1) Mam wrażenie, że ruscy niczego tak nie pragną, jak tego, żeby Zachód otwarcie ogłosił wojnę przeciw nim. Już sam ten fakt skłania do ostrożności. Takie postawienie sprawy daje przecież ogromny potencjał mobilizacji społeczeństwa. Póki co, zwykli Rosjanie wiedzą jak jest.
Głośno tego nie powiedzą, bo im nie wolno, chwytają się wszelkich serwowanych im przez propagandę usprawiedliwień (NATO się chciało rozszerzyć, bio-laboratoria, "huraganowe ostrzały" donbaskich miast, itp), ale wiedzą, kto napadł kogo. I to wpływa na bierność społeczeństwa RUS
Ponieważ kolega @gromotapl pojechał na ryby, to brzemię sporządzenia przeglądu publicystyki pewnego Wybitnego Publicysty spada dzisiaj na mnie. Która to publicystyka absolutnie, wcale, w ogóle nie jest prorosyjska. W opinii jej autora.
Zapraszam na, jak to się teraz mówi, 🧵
Nie będzie tandemu, nie będzie żadnego partnerstwa, Ukraina wydyma was jak tylko będzie miała okazję, trzeba być frajerem, żeby pomagać Ukrainie; ograją was jak dzieciaki, to jest geopolityka dzieci.
Jeżeli Ukraina się natychmiast nie podda, będzie wojna nuklearna! Przeczytałem to u Tukidydesa.
PS. W pojęciu "pułapki Tukidydesa", ukutym przez Grahama T. Allisona, chodzi akurat o coś innego; nie o dialog melijski.
Jak wiadomo, nie popełnia błędów tylko ten, co nic nie robi. Zapraszam na przeglądowy wąteczek o ubiegłorocznych przygodach Władimira Władimirowicza.
Oraz o rysujących się przed nim perspektywach.👇
Liczba błędów popełnionych w ub. roku przez rosyjskich przywódców, zarówno wojskowych jak i politycznych (czyli, głównie - przez Putina, ale zapewne nie tylko przez niego), wydaje się być oszałamiająca.
Jednak, póki co, wojna trwa i choć większość z nas optymistycznie postrzega szanse Ukrainy, to jeszcze nic nie jest definitywnie przesądzone. Może poza tym, że Ukraina obroniła swoją niepodległość. Ale sama niepodległość to nie wszystko.