Wojtek z Zanzibaru (czyli Wojciech Żabiński) jest ścigany listem gończym! To znany oszust, który doprowadził do GRYBYCH MILIONOWYCH strat na wycieczkach oraz sprzedaży „nieruchomości na Zanzibarze”
Sprzedawał także pili pili coiny do "rozliczeń"
1/czytaj więcej⏬
List gończy dotyczy jego od kilku jego wspólników w tej „inżynierii finansowej”. Straty oszustwa na kwotę 6,8 mln zł i trzy listy gończe.
Tyle zostało z przedsięwzięcia Pili Pili, czyli projektu "Wojtek z Zanzibaru". List gończy dotyczy wcześniejszego oszustwa w Polsce.
2/⏬
Oczywiście jak domyślacie się, kwota nie dotyczy wszelkich roszczeń ponieważ nie każdy poszkodowany w oszustwie zgłosił się do sądu (strach, ośmieszenie, nieznajomość prawa, brak pieniędzy na prawnika). Prokuratura pewnie będzie zbierać dodatkowy materiał.
3/⏬
Dotyczą one udziału w udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, doprowadzenia szeregu osób do niekorzystnego rozporządzenia mieniem poprzez wprowadzenie ich w błąd co do możliwości i zamiaru zrealizowania wycieczek na Zanzibar i oraz możliwości wybudowania nieruchomości
4/⏬
Marka Pili Pili to była sieć hoteli położonych w Afryce Wschodniej na Zanzibarze, w wiosce rybackiej Jambiani, którą firmował gdański przedsiębiorca, znany jako "Wojtek z Zanzibaru", a dziś jako Wojciech Ż.
Pili Pili to także „coiny” do rozliczania zakupów na wyspie.
5/⏬
O Pili Pili zrobiło się głośno z powodu bardzo dobrze prowadzonej kampanii w mediach społecznościowych z "wpływaczami"
Na Facebooku społeczność "Życie na Zanzibarze" tworzyło ponad 250 tys. osób. Gośćmi hoteli byli znani celebryci, którzy stali się ambasadorami tej marki.
6/⏬
Wakacje na Zanzibarze, zwłaszcza w dobie pandemii i z powodu braku obostrzeń w tamtej części świata, zrobiły się bardzo modne.
Wycieczki za darmo albo za wynagrodzeniem – było to klasyczne „naganianie” czy to na Instagramie czy w śniadaniówkach TV.
7/⏬
Teraz oczywiście większość z tych „gwiazd” unika wypowiedzi na temat wynagrodzeń, wakacji czy kampanii reklamowej ściganego oszusta przez sąd - Wojciecha Ż. Usuwa wpisy, zdjęcia myśląc że pamięć ludzi jest pamięcią bardzo krótką.
8/⏬
Oszukani turyści to nie jedyny problem, są też oszukani inwestorzy. Działalność Pili Pili, to nie tylko organizowanie wypoczynku, ale także budowa apartamentów za pieniądze powierzone przez inwestorów
Jak czują się takie osoby które swoim wizerunkiem legitymizowały to?!
9⏬
Sprzedaż domów (blisko setka) wyglądała niczym klasyczne ponzi, z obietnicą sowitych zysków minimum 12,5% rocznie, co miało zwracać kapitał po 8 latach.
W ramach tego oczywiście inwestorzy mieli cieszyć się budynkiem i wakacjami.
10/⏬
Zapraszam do follow i like. Tematy geopolityczne, ekonomiczne, lifestyle – śledź @JackGadzinowski
Obietnice sowitych procentów w rajskich rajach, bezgraniczna wiara w wynajętych celebrytów za wycieczki zawsze się żle kończy. Półtora roku temu, pisałem o tym dosadnie.
dokładnie sa 3 listy goncze - za tym panem i jego wspólnikami (jako zorganizowana grupa przestępcza)
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Kuba Midel: Król promocji czy mistrz manipulacji?
A może to tylko sktecznysłup reklamowy, który za kasę wypromuje nawet powietrze? Zajrzyjmy za kulisy – ten facet to mistrz przystosowania, kameleon w świecie inwestycji i chwytliwych haseł. Czy to geniusz, czy zwykły cwaniak? Zależy jak kto patrzy i co w danej chwili potrzebuje.
Jeśli ktoś jeszcze nie zna jego historii, oto krótki rys: przedsiębiorca, inwestor, youtuber, autor książki i trener biznesowo-motywacyjny (dla wielu "pierdo-lo-lo". Urodził się w Łodzi, ma około 40 lat i zasłynął dzięki kanałowi „Akademia Bogactwa” na YouTube. Twierdzi, że w wieku 30 lat osiągnął finansową niezależność dzięki dochodom pasywnym, głównie z wynajmu nieruchomości, co pozwoliło mu ogłosić się rentierem. Brzmi jak bajka? Dla niektórych tak, dla wielu wyznawców to dowód na spryt i determinację. Też taki "dowód społeczny - skuteczności"
Zaczynał skromnie – od korepetycji z angielskiego w liceum. Później rozkręcił franczyzową sieć szkół językowych „mobile ENGLISH”. Klucz do jego sukcesu leży jednak w nieruchomościach: kupuje mieszkania i lokale, remontuje je czy "rasuje" (tzw. flipping), czasem dzieli na mniejsze części, a potem wynajmuje lub sprzedaje z zyskiem. Choć ostatnio, gdy rynek sprzedaży nieruchomości się załamał, ten model stał się mniej pewny (o ile w ogóle do zrealizowania!).
Dlatego Midel postawił od dawna (od zawsze!) na coś innego: płatne szkolenia, warsztaty (np. „Midel Camp”) i wydarzenia networkingowe, jak „Wielka Integracja”. To one przynoszą mu dziś spore zyski i służą jako platforma do promowania nowych inwestycji – często tych, za które płacą mu partnerzy oraz reklamodawcy, można dowiedzieć się o "nowych inwestycjach, krajach". Służą też te wydarzenia do „łowienia nowego narybku” oraz podtrzymania zainteresowania i nakręcania "hype".
Człowiek, który dzieli
Midel to magnes na emocje. Ma swoich zagorzałych fanów – niemal sektę, co wdać po komentarzach pod jego filmami czy tłumach na szkoleniach. Dla nich to inspiracja, dowód, że można wyrwać się z szarej codzienności. Ale są i tacy, którzy widzą w nim symbol „kałczingu” – człowieka, który sprzedaje złudzenia i nadmuchany optymizm (nawet tu na tej platformie - ciągle się o nim dyskutuje, zwłaszcza w kontekście cen mieszkań czy spadku cen w Łodzi). Co budzi największe kontrowersje? Oto kilka punktów zapalnych:
1. Praca na etacie? Nie, dziękuję
Midel nie kryje pogardy dla umów o pracę, nazywając je „jedną z najgorszych umów na świecie”. Dla niego każdy powinien być przedsiębiorcą, wystawiać faktury i żyć na własnych zasadach. To nie wszystkim się podoba – wielu uważa, że stabilność etatu ma wartość, a nie każdy nadaje się na biznesmena. Także ludzie z państwowego sektora nie pracują na FV VAT chyba że chcemy tu promować patologie np. z rynku opieki zdrowotnej czy szkolnictwa w tym wyższego.
2. Mikrokawalerki jako "złoty interes"
Jego flagowy pomysł to inwestowanie w mieszkania o powierzchni 13-17 m² – łatwe do wynajęcia i sprzątania, jak przekonuje. Ale krytycy, już dawno - np. w artykule „Krytyki Politycznej” z 2021 roku, zarzucają mu promowanie „patodeweloperki” i obniżanie standardów życia. Midel widzi w tym tylko zysk, pomijając komfort najemców czy długoterminowe ryzyko.
3. Finansowa tajemnica
Chwali się milionowym majątkiem – szacowanym na ponad 10/20 milionów złotych (wpisać można dowolną kwotę) – ale nie zdradza szczegółów. Ile to kredyty, a ile realny kapitał? Niektórzy spekulują, że start ułatwił mu ojciec, działający w branży nieruchomości. Inni twierdzą, że jego sukces to bardziej sprzedaż kursów niż stabilne zyski z wynajmu. Brak przejrzystości tylko dolewa oliwy do ognia.
4. Szkolenia za tysiące
Jego warsztaty kosztują krocie, co budzi zarzuty, że żeruje na naiwności początkujących. Krytycy nazywają go „rakiem kałczingu” – ich zdaniem jego porady są banalne, a prawdziwa wartość tkwi w sprzedaży motywacyjnych produktów, nie w darmowej wiedzy z YouTube.
5. Starcie z Janem Śpiewakiem czy wycieczka do łódzkiej prezydent?
W konfrontacji z aktywistą społecznym Midel bronił swojego modelu biznesowego, ale oberwał za hipokryzję. Twierdził, że „z najmu nie ma wielkich pieniędzy”, choć sam przedstawia się jako rentier. @JanSpiewak zarzucił mu wyzysk najemców i spekulację rynkową. A perełki z tej rozmowy – jak „wymyśliłem sobie ideologię obłędnego trójkąta” czy „50 tysięcy to klasa średnia” – tylko podgrzały atmosferę. Lepsza była wycieczka do prezydent, złośliwi twierdzili że budynki magistratu miały być podzielone na "kartonowe mikrokawalerki" dla studentów ;)
6. Ostry język i wizerunek
Midel nie owija w bawełnę – krytyków nazywa „baranami” czy „idiotami”. W wywiadzie dla „Franchising_pl” (2024) rzucił: „tylko idiota myśli, że nie może się przewrócić”. Jedni widzą w tym pewność siebie, inni arogancję, która podważa jego wiarygodność.
7. Sprzedaż mieszkań – ucieczka czy strategia?
Ogłosił, że wyprzedaje swoje inwestycje w Łodzi, tłumacząc to „poszukiwaniem lepszych kierunków”. Na X i forach huczy od plotek: może to kłopoty finansowe, wysokie kredyty albo spadek popytu na wynajem? Midel zaprzecza, ale brak konkretów tylko nakręca spekulacje. Wykresy prezentowane na co dzień na Twitterze pokazują załamanie na rynku sprzedaży i wynajmu w Łodzi.
8. Słup reklamowy z krwi i kości
Zareklamuje wszystko – od wody mineralnej po inwestycje w Tajlandii (ceny, dyskusyjna - kwestia spółek, ziemi), Hiszpanii, Gruzji (można wiele mieć zastrzeżeń np. co do lokalnej sytuacji i cen) czy na Podhalu. Krytycy zarzucają mu brak moralnego kompasu, ale to przecież świadome budowanie marki osobistej. Kasa się zgadza, a zasięgi rosną. Więc „morda, hejterzy!”, tak się to robi np. w Ameryczce.
9. Lifestyle ponad biznes?
Niektórzy wytykają, że bardziej dba o sylwetkę (challenge’e sylwetkowy (na HTZ?), operacja włosów w Turcji), garnitury i gadżety niż o wartości przedsiębiorcze. Wakacje, samochody – to już odcinanie kuponów i kolejni reklamodawcy w kolejce. Co w tym dziwnego? To przemyślania monetyzacja. Ale także element budowy wizerunku „biznesmana który ma być alpha” i wytyczać drogę dla followersów.
10. Prosty przekaz, który działa
Jego język jest czasem bezpośredni, czasem prymitywny: „wyrzuć telewizor”, „cały świat chce cię oszukać”, „80% ludzi to debile”. To nie przypadek – to lejek sprzedażowy, który trafia do mas i sprzedaje szkolenia jak świeże bułeczki. Nie krytykuj, naucz się zatem robić tak samo a nie np. krytykować że AI kradnie wszystkim pracę.
Influencerzy i fliperzy zrobią Cię w ch*ja? Tajlandia to często rosyjska ruletka (dosłownie)! Mieszkanie w Tajlandii? To może być „bilet” do bankructwa, aresztowania i konfiskaty jak nie sprawdzisz i nie zweryfikujesz co trzeba.
Ostatnio tak popularne są propozycje inwestowania nieruchomości na Phuket przez znanych inwestorów, fliperów czy youtuberów (jakbym czuł że tak spóźnione o dobre kilka lat i to że Polacy mogą zostać "exit liquidity). Natomiast nie są podawane wszystkie niuanse, że takie inwestycje nie są dla każdego i nie każdy przygotowany jest na poziom ryzyka (np. dziury w ziemi, dłużej inwestycji, przedłużenia dzierżawy, spółek z lokalesami), umiejętności zarządzana majątkiem etc. Wskazane byłoby takie informacje także były przestawianie osobom mającym dostęp do materiałów prezentacyjnych czy reklamowych na Youtube czy innych social media. Natomiast nie uświadczy się tych wiadomości, why? Sprzedaż w stylu „trust me bro”.
Można nawet zrozumieć - skoro trudniej jest z inwestycjami w Polsce, czas poszukać nowe nieruchomości. Jest Gruzja, przyjrzyjmy się zatem Tajlandii (w szczególności Phuket). Ale… zestawiając wesołe filmy z YT z niuansami które można znaleźć (posługując się np. google_com czy genAI), stopień skomplikowania jest znacząco inny niż się nam przedstawia w rajskich wizjach na YT.
Czy Polak może kupić ziemię w Tajlandii?
W Tajlandii cudzoziemcy, w tym Polacy, generalnie nie mogą posiadać ziemi na własność. Tajskie prawo, a konkretnie Land Code Act z 1954 roku, zabrania osobom niebędącym obywatelami Tajlandii, posiadania gruntów, traktując ziemię jako zasób narodowy. Celem jest ochrona rynku nieruchomości przed zagraniczną dominacją (obecnie odczuwany jest zalew inwestycji rosyjskich szczególnie na Phuket). Istnieją jednak wyjątki i alternatywy, z którymi wiążą się określone ryzyka.
Wyjątki i alternatywy zakupu ziemi:
1. Małżeństwo z obywatelem Tajlandii
Cudzoziemiec żonaty z Tajką lub Tajem może teoretycznie nabyć ziemię, ale tylko na nazwisko małżonka. W praktyce wymaga to oświadczenia, że środki pochodzą od tajlandzkiego współmałżonka, a cudzoziemiec zrzeka się praw do nieruchomości w przypadku rozwodu.
Ryzyko: Władze mogą sprawdzać, czy małżeństwo nie jest fikcyjne, a także badać proces naturalizacji cudzoziemca.
2. Spółka z ograniczoną odpowiedzialnością
Popularną metodą jest założenie tajlandzkiej spółki (np. Co., Ltd.), w której cudzoziemiec ma maksymalnie 49% udziałów, a reszta należy do obywateli Tajlandii. Taka spółka może kupować ziemię.
Ryzyko: Władze coraz częściej kontrolują takie struktury, sprawdzając, czy nie są to fikcyjne firmy z tzw. słupami. Jeśli wykryją naruszenie prawa, umowa może zostać unieważniona, a majątek skonfiskowany.
3. Długoterminowa dzierżawa (leasehold)
Cudzoziemcy mogą dzierżawić ziemię na maksymalnie 30 lat. Wcześniej popularne było przedłużanie dzierżawy o kolejne 30 lat, ale Sąd Najwyższy Tajlandii orzekł, że automatyczne przedłużanie jest nieważne, jeśli nie zostało wyraźnie zapisane w pierwotnej umowie i zarejestrowane w urzędzie ziemskim. Przykładem jest spór z 2022 roku (który trafił do Sadu Najwyższego), gdzie cudzoziemiec stracił prawo do przedłużenia dzierżawy z 2002 roku.
Ryzyko: Po 30 latach można stracić majątek (np. dom na dzierżawionej ziemi) i zostać obciążonym kosztami rozbiórki. Nie jest prawdą, że developer (a i osoba kupująca) będzie miał automatycznie przedłużaną dzierżawę (!). Tak więc jak ktoś twierdzi (dzisiaj) że kupujemy dom z 90 letnią dzierżawa (bo tak mu się wydaje lub może, trust me bro?), to jest jak obstawianie losu na loterii gdzie lokalna władza może chcieć chronić "zasób narodowy".
4. Inwestycje zatwierdzone przez BOI
Board of Investment (BOI) może przyznać cudzoziemcom prawo do posiadania ziemi pod projekty inwestycyjne (np. fabryki, hotele), ale dotyczy to głównie dużych firm i wymaga spełnienia ścisłych warunków (np. minimalna inwestycja 40 milionów bahtów).
Ryzyko: Proces jest skomplikowany i niedostępny dla przeciętnego inwestora (oglądacza z YT).
5. Nielegalne obejścia
Niektórzy agenci oferują nieformalne rozwiązania, np. podstawionych tajlandzkich właścicieli (nominees). Jest to niezgodne z prawem.
Ryzyko: W przypadku kontroli lub sporu cudzoziemiec może stracić ziemię i środki. Na Phuket trwają obecnie śledztwa w takich sprawach – w ostatnich miesiącach policja przejęła m. in. 225 kont bankowych, 245 dokumentów gruntów i aresztowała 231 osób, w tym 98 cudzoziemców, w operacji przeciwko sieciom „słupów” działającym głównie na rzecz Rosjan. Nieznane są powiązania z innymi agencjami sprzedaży nieruchomości czy też jakie są powiazania między firmami obywateli innych narodowości.
A co z mieszkaniami - typu condo)?
Cudzoziemcy mogą kupować mieszkania typu „condo”, ale muszą pamiętać o następujących niuansach:
1. Limit 49% własności: Cudzoziemcy mogą posiadać maksymalnie 49% „jednostek” (unitów) w budynku. Jeśli limit jest wyczerpany, zakup staje się niemożliwy. Reszta jest sprzedawana lokalesom, za niższe ceny (co powoduje niższe ceny sprzedaży oraz wynajmu) lub też robi się… proxy budynek obok, który stoi jako pusty szkieletor (!)
2. Pochodzenie środków: Trzeba udowodnić, że pieniądze pochodzą z zagranicy (np. via Foreign Exchange Transaction Form). Brak dokumentacji blokuje rejestrację i możliwość zakupu. Zwłaszcza musza o tym pamiętać ludzie parający się crypto.
3. Ryzyko oszustw: Nieuczciwi deweloperzy czy agenci mogą nie dostarczyć nieruchomości lub opóźniać budowę po wpłacie zaliczki (nawet 60% wartości). Trzeba szukać np. developerów z rachunkami typu excrow (!) wtedy ryzyko minimalizujemy.
4. Złożoność prawna: Bez znajomości tajskiego prawa i języka łatwo przeoczyć niekorzystne klauzule. Zaleca się wynajęcie kancelarii prawnej. Zwłaszcza jak nabywamy nieruchomość na etapie „dziury w ziemi” i spółki celowej.
5. Dodatkowe koszty: Podatki (np. Special Business Tax 3,3%, opłata za przeniesienie własności 2%) mogą zaskoczyć kupujących. Nie zawsze się o tym informuje wprost przy prezentacji ofert.
6. Zarządzanie na odległość: Wynajem condo z zagranicy bywa problematyczny – wysokie prowizje firm zarządzających i brak kontroli nad najemcami zwiększają ryzyko. Zarządzać takimi mieszkaniami na wynajem? Tylko osobiście lub mając kontrolę.
7. Zmiany prawne: Rząd może zaostrzyć regulacje, co wpłynie na wartość lub odsprzedaż nieruchomości. Obecnie prowadzone jest wiele postępowań sądowych i śledztw – czego skutkiem są (obecnie) aresztowania, konfiskaty majątku oraz regulacja ew. dziur w prawie.
Szokujący proceder: Czy polscy youtuberzy nielegalnie sprzedają ziemię w Kambodży? (Ku przestrodze!)
W ostatnich miesiącach bardzo popularne stało się reklamowanie w filmach na YouTube (z Siem Reap - miejsce znane z kompleksu świątyń Angkor Vat) „wolnościowego raju” oraz „ucieczki z zamordystycznej EU”. Potencjalni inwestorzy w ziemię i budynki w Kambodży są wprowadzani w błąd - proponuje im się wadliwe rozwiązania prawne.
Zgodnie z lokalnym prawem, cudzoziemcy (w tym Polacy) nie mogą bezpośrednio kupować ziemi w Kambodży. Stanowi o tym artykuł 44 Konstytucji Kambodży, który mówi: „Tylko khmerskie podmioty prawne oraz obywatele o khmerskiej narodowości mają prawo do posiadania ziemi.”
Jak działają „youtubowi biznesmeni” (Raport alias Prezes i Popas alias Małpa vel. Klapek)?
Tworzy się stosowne „show” w filmach, w których youtuberzy "podprogowo" kupują ziemię (przedstawiając sielankowe życie pełne lenistwa, alkoholu i wegetacji). W rzeczywistości ziemię nabyć ma (tak się pokazuje) na przykład partnerka czyli „bio-kciuk do podpisu” czy wynajęta do filmu przez „biznesmenów” Khmerka, „dzierżawiona” np. za kilkaset USD miesięcznie (tutaj nie ma formalnego związku kobiety i mężczyzny czyli małżeństwa o którym będzie poniżej i jest legalną formą zakupu w przypadku zdobycia obywatelska khmerskiego).
Oznaczałoby to, że środki wpłacone przez osoby trzecie nie mają żadnego umocowania prawnego – rzeczywisty inwestor nie figurowałby w dokumentach zakupu ani późniejszej własności ziemi czy budynków (tworzy się łańcuszek sprzedażowy - kupno na tzw. słupa). Zapominając że przysłowiowy "słup" może się ulotnić, wyjechać, nie chcieć wywiązać z umowy (?) czy po prostu zakończyć żywot.
Jednocześnie kreuje się atmosferę taniego nabywania gruntów i łatwego przepisywania własności, co budzi tym bardziej poważne wątpliwości. W pułapkę auto-sugestii wpadają głównie 40-60-latkowie z zamożniejszych krajów EU czy US oraz z polskiej diaspory, określanej przez youtuberów pogardliwie jako „Grażynki i Janusze”. Skoro widzą, jak fajnie się tam żyje, a obok są „oświeceni” ludzie, którzy porzucili „zamordystyczny Zachód”, to czy nie warto pojechać do „wolnościowego raju” lub spędzić tam zasłużonej emerytury?
Filmy mają za zadanie przedstawiać sielankowy obraz zakupów, miłą atmosferę i bezproblemowe inwestycje – wszystko bez jakiegokolwiek potwierdzenia, dokumentacji czy podstaw prawnych. Liczy się tylko, by wizja łatwego zakupu „się zgadzała” na kciuka (wręcz pokazuje się kawałki ziemi, oprowadza po krzakach czy pokazuje błotniste czy rozjeżdżone drogi na bezdrożach które prowadzą do kupowanej ziemi.
Btw. nigdy żaden "biznesmen youtuber" nie pokazał faktycznego dokumentu zakupu czy mapki poglądowej gruntu). Video materiały służą temu (jako "social proof"), by w odpowiednim momencie zaprosić widzów do inwestycji „na miękko” lub zachęcić do kontaktu „na priv” w celu uzyskania dodatkowych informacji. Taki proceder pojawiał się już wielokrotnie i najwyraźniej działa, skoro to samo miejsce „inwestycji” jest regularnie prezentowane w filmach (przez dwóch wspomnianych polskich expatów z Siem Reap). Padało na live słowo "zakup na słupa".
Ci youtuberzy nie mają oporów przed tym i posuwają się nawet do mówienia wprost o swoim procederze – subtelnie w filmach („na miękko”), a bardziej otwarcie w transmisjach live (które później są kasowane ze względu na zawartość). Też jak temat jest za głośny, czasem znikają filmy lub są odpowiednio cenzurowane po czasie. Bluff - zrobić "transakcję" na potrzeby YT za 20.000, 50.000, 100.000 czy więcej USD za zakup ziemii? Transakcje zakupu/sprzedaży/przepisania ziemi szybko "lubią ciszę". I nikt nie wie czy to miało miejsce czy to tylko yotubowa fatamorgana lokalnych cyber-żuli żebrzących co tydzień o dotacje na swoje potrzeby.
Przestrzegam przed tym procederem. Zanim ktokolwiek zdecyduje się na zakup ziemi w Kambodży lub inwestycję w budynki na niej stojące, powinien dokładnie zweryfikować fakty, obowiązujące prawo oraz dostępne legalne rozwiązania.
Jeśli ktoś już chce skorzystać z "usług" tych Panów - warto poprosić o odpowiednie zezwolenia na handel ziemią czy nieruchomościami oraz wskazanie regulacji prawnych na podstawie jakich taki proceder jest uskuteczniany (to później można zweryfikować u prawników czy pytając innych Polaków czy takie transakcję się odbywają albo jak można zrobić je legalnie). Obrót ziemią jest w Kambodży także stosownie regulowany a osoby się tym trudniące muszą posiadać stosowne zezwolenia na pracę w tym zawodzie (!) Skoro, youtuberzy działają jawnie, nie stoi nic na przeszkodzie by takie dokumenty związane ze swoją firmą, podatkami oraz pozwoleniami na prace zaprezentować swoim potencjalnym klientom czy widzom.
Jak zatem cudzoziemiec może legalnie nabyć ziemię w Kambodży?
- uzyskując obywatelstwo Kambodży (7 lat pobytu, zdanie egzaminu z języka khmerskiego, dobra reputacja, stabilna sytuacja finansowa oraz przejście procedury naturalizacji).
- otrzymując obywatelstwo dzięki inwestycji w Kambodży (minimum 250 000 USD), ale tylko dla wybranych osób, które wnoszą znaczący wkład w gospodarkę kraju lub wspierają rozwój społeczności, np. poprzez działania charytatywne, edukację młodych czy pracę na rzecz Khmerów.
- zawierając małżeństwo (m. in. po 3 latach), uznane za legalne, a nie mające na celu wyłudzenia korzyści (co jest dokładnie weryfikowane w procesie naturalizacji).
Żaden z tych powyższych punktów nie dotyczy polskich expatów – „Youtuberów z Siem Reap”.
Legalne alternatywy zakupu ziemi lub budynków (np. parterowych willi czy bungalowów), jeśli ktoś jest zainteresowany takimi inwestycjami + akceptuje ryzyko:
- założenie dedykowanego trustu (koszt kilka tysięcy USD plus coroczna opłata do 0,3-0,5% wartości nieruchomości lub ziemi), podobnego do polskiej „fundacji rodzinnej” czy zagranicznej spółki.
- utworzenie LLC z Khmerem, gdzie cudzoziemiec posiada 49% udziałów i dowolny procent „siły głosu w spółce” (problemem jest dziedziczenie lub zmiana zdania „słupa”).
Uwaga:
- nie można także kupić budynku stojącego na ziemi (np. parterowego budynku lub mieszkania na parterze) – taka umowa jest nieskuteczna.
- można kupić mieszkanie lub część wydzieloną budynku od 1. piętra wzwyż (!) np. od wyspecjalizowanego i zweryfikowanego dewelopera.
Nawet o ponad 2.000.000 PLN rocznie gra w PR obecnie Pan Dubiel. Dodatkowo
Jak rozmyje podejrzenia, rozwodni sytuację związaną z posiadaną nie-wiedzą (tutaj potencjalne 3 lata więzienia – jeśli sąd udowodni zatajanie wiedzy).
O co gra „nieśmiertelny Dubiel”?
1/czytaj dalej
Całe odium #pandoragate próbuje przerzucić sprytnie na Pana Stuarta B. - nic nie wiedział, nic nie słyszał, żartował o nastkach - 14 stkach w Jaworznie.
Odciął się w końcu od samego Stuu – to on jest winny a „jo nic nie wiedziołem”, mimo że był najlepszym kumplem. 2/
Na rzecz publiki przygotowuje po raz kolejny materiał przygotowany przez PR: dobór scen, screenów, wypowiedzi, smutna muzyczka, specjalne ujęcia z kamer, biała bluzka, nieład w utoczeniu.
Jakby na tym skończył to można by powiedzieć ma skrupuły. 3/
Aleksandra Wiśniewska – 3 dzień w trendach jako Janoszek polityki. Odczekałem chwile, myśląc że to jakiś eksperyment, kabaret lub inżynieria społeczna.
Nie, to dzieje się naprawdę! Czyli jak stworzyć Jamesa Bonda 007 w spódnicy - Wikipedią i mediami.
1/ czytaj dalej ⏬⬇️
Trzymam się tego ze opisuje tylko komunikację, bo polityka mnie w tym przypadku nie interesuje.
Mamy uwierzyć, że „przypadkowa pani” która dobrze dbała o swój PR, staje się gwiazdą medialną na podstawie nie zweryfikowanych informacji. Brakuje tylko skoków z samolotu 🤡
2/⬇️⏬
Internet jest cierpliwy, Wikipedia wszystko przyjmie.
Czy dokonuje się podstawowego fact checkingu przed kolejną informacją prasową, dopracowaną sesją foto czy wywiadem gdzie powtarzane są określone narracje i frazy które mają zapaść w pamięć. Może tam jest kobiecy 007?
Defilada na 15 sierpnia, stała się dla niektórych dyżurnym tematem do narzekań. Nie stać nas, za ciepło, nie ma wody na trybunach, prężenie muskułów przed sąsiadami albo pokaz „męskiej techniki” i mizogamii
Coś niektórym się „odkleiło”, bo chodzi o czysty PR
1/czytaj dalej⏬⬇️
Tak, defilady robi się po to by zademonstrować jakiś cel. W tym przypadku czytając zagraniczne serwisy czy oglądając TV, przekaz dotarł: „największa defilada od zimnej wojny”, „demonstracja siły”, „sojusznicze zobowiązania”.
2/⬇️⏬
Także Amerykanie i Ambasador US w Polsce wykorzystał ten dzień do lobbowania za amerykańską bronią, budował wizerunek swojego kraju. Od tego on w końcu jest a nie od narzekania że samoloty latają nad rzeką a psy chodzą po ulicy.