Historia duetu Kamiński&Wąsik rozpatrywać można w dwóch wymiarach; jeden jest całkiem krzepiący, drugi - wręcz przeciwnie. Zarówno sędziowie jak i agenci w gruncie rzeczy robili, co do nich należało; negatywnym bohaterem są przede wszystkim media. Zapraszam na wąteczek 👇
Przez wzgląd na młodzież, zaczniemy od początku. Historia sięga bowiem czasów, kiedy moi studenci (ci zdolniejsi) właśnie uczyli się mówić. Czasy te były ciekawe i z dzisiejszego punktu widzenia nader nieoczywiste, o czym z kolei starsi pamiętać nie chcą, więc im też się przyda.
Upadła właśnie władza SLD, a wraz z nią runęło coś więcej - świat sieciowego postkomunizmu, mozolnie choć chaotycznie utkanego z niejawnych powiązań, korupcji i układów politycznych, odsłoniętych migawkowo aferą Rywina, Orlenu i dziesiątek innych. Obaliły go pospołu PiS i PO.
Tak naprawdę obaliło go zupełnie co innego, ale to już musicie sobie kupić jakąś książkę i doczytać (może być moja). PiS i PO aktywnie ten proces wspierały i uwłaszczyły się na nim politycznie, głosząc potrzebę głębokiej przebudowy państwa; nowe państwo miało się nazywać IV RP.
Hasło to wymyślił pewien profesor, któremu niektórzy wypominali pochodzenie, a który w 2005 został posłem Platformy Obywatelskiej i podówczas występował pod rękę z niejakim Zybertowiczem, też profesorem, ale z dzisiejszej perspektywy jakby innym; no takie to właśnie były czasy.
Projekt wzbudził umiarkowane zainteresowanie: PiS i PO (które podówczas niewiele różniły się od siebie) poparło 6 milionów ludzi. 1,3 mln zostało przy SLD, zaś dobrze ponad 2 miliony wybrały LPR i Samoobronę. Reszta czyli 60% wyborców tradycyjnie miała to wszystko w dupie.
LPR głosiło podówczas mniej więcej to, co dzisiaj Grzegorz Braun, tylko że wtedy głosił to Roman Giertych. Najbarwniejsza była jednak zdecydowanie Samoobrona. Partia, w której jeden z liderów próbował porwać człowieka dla okupu i gwałcił swoje współpracowniczki...
...co przejściowo obudziło współczucie dla najbardziej medialnej z nich, dopóki nie skazano jej za oszustwa. Inny fałszował dokumenty i ukrywał majątek przed wierzycielami; prominentna posłanka ukradła kombajn, i tak dalej. Szefował zaś tej patogali Andrzej Lepper.
Samoobrona była typową partią protestu, bezcenną dla mobilizacji politycznej elektoratu skrzywdzonych i sfrustrowanych, których nikt inny zainteresować polityką nie był w stanie; była więc niezbędna do budowy demokracji, którego to procesu jak wiadomo lepiej nie oglądać z bliska.
PiS i PO, a zwłaszcza ich wyborcy, brzydzili się jednak Lepperem, toteż decyzja Prezesa aby wejść z nim w koalicję spotkała się z niejakim niezrozumieniem i kosztowała PiS w ostatecznym rachunku ok milion wyborców, który przepłynęli w 2007 do PO. Trzeba ją było jakoś uzasadnić.
Uzasadnieniem miała być budowa IV RP właśnie, oparta na bezwzględnej walce z korupcją, do której zaproszono Leppera, gdyż Tusk odmówił. A odmówił, bo elektoraty PiS i PO były w owym czasie niemal tożsame, toteż zostałby w koalicji zjedzony, gdyby się zgodził; elementarne.
Został więc z boku, zajmując wygodną pozycję recenzenta, który zrobiłby to lepiej, bo póki co - wszyscy jednak tej walki z korupcją oczekiwali. I w czerwcu 2006 powołano do życia CBA, głosami wszystkich poza SLD oczywiście. Szefa CBA miał wskazywać premier. I wskazał Mariusza K.
Co warte odnotowania, Mariusz K. w swojej roli pogromcy korupcji nie przeszkadzał premierowi również po zmianie władzy w 2007. Być może dlatego, że były pewne utrudnienia w jego odwoływaniu, mnie jednak przekonuje koncepcja śp. Ludwika Dorna. Twierdził on mianowicie, że...
...Kaczyński i Tusk w l. 2005-2009 zrealizowali dzieło rozpoczęte jeszcze przez Leszka Millera: wzięli w karby partię rządzącą, tworząc realny nadzór premiera nad służbami i doprowadzając do tego, że zaczęły one tę partię kontrolować - zamiast blatować się z jej networkami
Te networki - grupy na styku partii i biznesu, którym kryszę zapewniali politycy - były esencją systemu społeczno-gospodarczego opisywanego jako postkomunizm. W pełnym rozkwicie obserwować go można było w Rosji i na Ukrainie; w Polsce - z różnych powodów - nie zdominował całości
...prowadził jednak do zjawiska nazywanego "prywatyzacją aparatu państwa", za którego modelowy przykład uważano sprawę Romana Kluski.
Zdaniem Dorna, już podjęta przez Millera reforma służb (likwidacja UOP, powołanie AW i ABW) służyć miała podporządkowaniu aparatu partii jej kierownictwu i ucięciu powiązań z niejawnymi grupami na zapleczu. Kaczyński i Tusk kontynuowali ten proces w nieco zmienionej formie.
Faktem jest, że gangsteryzacja polskiej polityki została w pierwszych latach po wejściu do UE powstrzymana. Czy kluczowa była tu dokonana w l. 2005-2009 przebudowa służb, czy wzrost możliwości bogacenia się na dostępie do środków publicznych w sposób legalny, to inna sprawa.
Ostatecznie, cywilizowanie polityki nie polega na tym, że przestaje ona być dochodowym zajęciem, tylko na tym, że wytwarza łagodniejsze mechanizmy dorabiania się. Które to mechanizmy w ostatniej kadencji obserwować mogliśmy w pełnym rozkwicie: państwo jest już bogate, można więc
...transferować do popleczników i rodzin pieniądze pochodzące z podatków za pośrednictwem różnych funduszy sprawiedliwości, fundacji narodowych, itp; nie trzeba tych pieniędzy wymuszać od biznesu za pomocą sprywatyzowanego aparatu przemocy (ani dzielić się nimi z gangsterami)
Co prawda, Tusk odwołał Kamińskiego w 2009, kiedy ten poinformował go o aferze hazardowej, a samej aferze ukręcił łeb, jednak - co szalenie istotne - jej bohaterowie już do polityki nie wrócili. Pretekstem do odwołania szefa CBA stały się zaś zarzuty w sprawie afery gruntowej.
Tu znów musimy cofnąć się w czasie. Pomysł budowy IV RP z Lepperem okazał się, jak łatwo było przewidzieć, jednym z gorszych pomysłów Prezesa. Nikt nie mógł zrozumieć, jak ma wyglądać tworzenie zdrowych instytucji z wicepremierem, który miał już sześć wyroków. Zwłaszcza, że...
...wicepremier ten robił wszystko, aby zdestabilizować rząd, który i tak płynął od jednego skandalu do drugiego. Rozbicie Samoobrony i przejęcie części jej posłów mogło być wyjściem z tej sytuacji. Czy jednak oskarżenie Leppera o łapówkę miało być rzeczywiście drogą do tego celu?
W narracji dzisiejszej koalicji ten topos traktowany jest obecnie jako bezdyskusyjny; przyjrzyjmy się więc, skąd się on tak naprawdę wziął. A wziął się z dupy, tzn z Gazety Wyborczej. I stamtąd przesączył do głowy sędziego Łączewskiego, nie odwrotnie.
W 2007 w opowieści Leppera o tym, że Kaczyński zastawił na niego za pomocą CBA pułapkę, średnio się kleiły, no może tylko Giertychowi, który wtedy właśnie postanowił (od)budować swoją karierę na paranoi. Tyle że z Giertychem też nikt za bardzo nie chciał wtedy gadać.
W roku wyborczym, na topie była inna sprawa CBA, czyli posłanka Sawicka. Ponieważ cała Polska zobaczyła film, na którym przyjmuje ona od agenta Tomka torbę pełną pieniędzy i zapewnia go radośnie, że "lody będą kręcone", zaprzeczanie korupcji nie miało w jej przypadku sensu.
Jednak sprzyjającym PO mediom - wśród których prym wiodła Gazeta Wyborcza - bardzo zależało na tym, żeby zdjąć z partii Tuska odium partii łapówkarzy (które za pośrednictwem Sawickiej PiS starał się Platformie przykleić). Stąd wzięła się linia obrony na stalinowskie metody.
Głosiła ona z grubsza, że nie jest istotne, czy ktoś wziął łapówkę, czy nie; istotne jest czy został źle potraktowany przez CBA. Jak to zwykle bywa, u podstaw uruchomionej medialnej histerii leżał realny problem: służby powinny działać zgodnie z prawem i trzeba ich pilnować.
Rzecz w tym, jak te granice zgodności z prawem wyznaczyć. W przepisach mamy dwa zasadnicze punkty orientacyjne: wiarygodna informacja o przestępstwie i zatwierdzanie czynności operacyjnych przez sąd. Owszem - tu zgadzam się z Wyborczą - nie powinno się nikogo prowokować uznaniowo
...do popełnienia przestępstwa ot, tak, bo się komuś uwidziało. Inwigilować i ewentualnie nakłaniać do popełnienia przestępstwa (w ramach prowokacji policyjnej) powinno się kogoś, w stosunku do kogo istnieje sensowne podejrzenie, że zamierza przestępstwa dokonać.
W przypadku Sawickiej, podejrzenie takie istniało. Ale pojawiło się przypadkiem. Agent Tomek robił coś zupełnie innego (legalizował się jako biznesmen), kiedy poznał posłankę i tak od słowa do słowa... Ale słowa te nagrywał. Przez cztery miesiące.
Aż usłyszał od Sawickiej...
...że ta chciałaby łapówkę. Nie namawiał jej do tego; jednak sąd uznał, że Sawicką inwigilowano przed powzięciem wiarygodnej informacji o przestępstwie, co sprawić miało, że również później, kiedy informacja ta się pojawiła, dalsze czynności, choć uzasadnione, były nielegalne.
A zatem dowody, będące podstawą skazania, pozyskane zostały z naruszeniem prawa i nie można ich wziąć pod uwagę w procesie karnym przed sądem. To znana z USA tzw. doktryna "owoców zatrutego drzewa". Tylko, taki strzegół... Ona wcześniej w polskim prawie nie istniała.
Nieoczekiwanie, w tej właśnie sprawie, polskie sądownictwo karne, znane z przyklepywania aresztów wydobywczych, z dawania rutynowo wiary prokuratorowi i zeznaniom policjantów i ogólnie z bezduszności postanowiło wyśrubować standardy rzetelności. I wiecie co?
Ja bym się z tym wyrokiem w pełni zgodził. Gdyby dotyczył zwykłego człowieka. Na którego policja lub służba się uwzięła, postanowiła mu za wszelką cenę coś "przyklepać" i chodziła za nim tak długo, aż znalazła. Ale nie, kiedy taki wyrok dotyczy polityka.
Skutki społeczne uniewinnienia Sawickiej były dewastujące. Wszyscy widzieli film na którym bierze łapówkę i wszyscy mogli przeczytać jak sędzia Rysiński ogłasza, że no owszem, wzięła, to prawda, ale jest niewinna i że na tym właśnie polega państwo prawa.
Wy się dziwicie że 2 lata później PiS wygrał wybory? Owszem, CBA za nazwijmy to "luźne podejście do procedur" należało napiętnować. Ale nie uniewinniać osobę, która wzięła łapówkę! Dla naszych bohaterów ważniejsze okazało się jednak co innego. Przez cały proces Sawickiej...
...trwało wmawianie publice, że CBA ją "sprowokowało", że agent Tomek ją uwiódł, że w ogóle wzięła tę łapówkę z miłości do niego - no stek bredni, połączonych jedną nicią: że CBA to służba działająca na polityczne zamówienie, a Sawicką inwigilowano i "sprowokowano" bo była z PO.
Żadna z tych rzeczy nie została potwierdzona w postępowaniu II instancji, ale narracja się przyjęła. I miała, moim zdaniem, pewien wpływ na sędziego Łączewskiego, który orzekał w sprawie Kamińskiego i Wąsika w 2015, rok po wyroku SN w sprawie Sawickiej.
Powtórzmy jeszcze raz: w sprawie Sawickiej żaden sąd nie potwierdził, aby CBA polowało na nią z przyczyn politycznych, ani żeby w sposób niedopuszczalny nakłaniano ją do wzięcia łapówki, aż biedna uległa. Ale w mediach przedstawiano to inaczej, zwłaszcza w jednym.
Podniesiony w apelacji Sawickiej zarzut "nielegalnych działań CBA" otwierał drogę do odpowiedzialności karnej ludzi, którzy podejmowali decyzje o tych działaniach. Czyli osób prowadzących inwigilację i osób ją zlecających - aż do szefostwa CBA. Zarzuty te postawiono K&W w 2009.
...co pozwoliło odwołać Kamińskiego, akurat po ujawnieniu afery hazardowej. Postawiła je zresztą dosyć dziwna pani prokurator, ale to już sobie doczytacie na prawicowych portalach. Nie były to zarzuty za przekroczenie uprawnień w sprawie Sawickiej, lecz w sprawie Leppera.
A tu stan faktyczny był nieco inny, bo rzecz działa się rok wcześniej. I CBA nie miało jeszcze w ogóle przepisów wykonawczych. Podejrzanych w aferze gruntowej inwigilowano w swoistej próżni prawnej i w warunkach sporu kompetencyjnego z ABW.
Ta ostatnia twierdziła, że tylko ona jest władna wytwarzać niezbędne w sprawie fałszywe dokumenty. Ale CBA nie ufało ABW i uznało, że ono też może. W przeciwieństwie do sprawy Sawickiej - wydawało się za to, że nie ma o problemu z "wiarygodną informacją o przestępstwie".
Panowie Ryba i Kryszyński chodzili po Warszawie i opowiadali, że odkąd Lepper został ministrem, to mogą załatwić dowolne odrolnienie, tylko trzeba im dać pół miliona, bo minister dużo bierze. Były powody do inwigilacji i sąd dał na nią zgodę, mimo braku przepisów wykonawczych.
Oczywiście, K&W nie zatroszczyli się o zgodę na wszystkie czynności, jakie podejmowali, bo im się spieszyło, a w ogóle to byli Szeryfami Na Tropie; no wiadomo. I złapali Rybę i Kryszyńskiego (których potem skazano), a Leppera już nie. Dlaczego - nie wiemy. Wiemy tylko...
...że Zbigniew Ziobro ogłosił, że Lepper jest winny, ale ostrzegł go Krazue, którego ostrzegł Janusz Kaczmarek, czyli... człowiek, którego Ziobro zrobił ministrem spraw wewnętrznych. W czym pomagać mu miał Konrad Konratowski, komendant główny policji... również protegowany Ziobry
To była ostateczna kompromitacja idei IV RP, która złapała za rękę siebie samą; no ale mniejsza o to, choć zabawne że Prezes ponownie zrobił tego samego wariata ministrem sprawiedliwości. Wróćmy do Kamińskiego. Historia o politycznej pułapce zastawionej na Leppera była oczywiście
..pompowana przez Wyborczą, równolegle do Sawickiej, choć z pewnym opóźnieniem. Nabierała rozmachu w miarę jak ludzie zapominali kim był Lepper i jego koledzy (i koleżanki) z Samoobrony. W 2015 sędzia Łączewski miał już za sobą dobre 5 lat codziennego czytania o jego męczeństwie.
Łączewski to w ogóle ciekawy przypadek. Bardzo dobry sędzia i bardzo niezależny. Uzasadnienie, które - jak wypomina mu prawica - pisał przez pół roku i które wyciekło do Wyborczej akurat tuż przed wyborami, liczy 455 tys. znaków (cały "Transnaród" ma 1,4 mln znaków)...
... i jest napisane niezłą polszczyzną, i bardzo starannie. Łączewski wydawał wcześniej orzeczenia, które powinny go były uczynić bohaterem prawicy. Tym razem jednak wyszło mu inaczej: skazał szefostwo CBA. Przyjrzyjmy się za co.
Po pierwsze - uznał że CBA nie miało prawa w ogóle "produkować" dokumentów legalizacyjnych dla całej operacji bez przepisów wykonawczych. A zatem - fałszowało je. Po drugie - uznał, że okłamywało sądy, które udzielały zgody na poszcz. czynności operacyjne, manipulując stanem fakt
Funkcjonariusze podkoloryzowali to i owo, żeby uzasadnić swoje działania. Powinny one mieć mniejszy zakres i być ograniczone w czasie. W tych dwóch pierwszych zarzutach skłonny jestem się z oceną Łączewskiego zgodzić. K&W czuli się szeryfami i uważali że cel uświęca środki.
Ale Łączewski poszedł dalej: stwierdził (i wielokrotnie to z lubością w licznych wywiadach powtarzał), że żadnej korupcji w ministerstwie rolnictwa nie było i że została ona "wykreowana" przez CBA. W domyśle - na polityczne zamówienie, aby obalić Leppera i rozbić Samoobronę.
Na poparcie tej tezy przedstawił w uzasadnieniu tylko jeden argument: CBA dysponowało informacją o jeszcze drugim przestępstwie, już popełnionym przez Kryszyńskiego, a więc mocniejszym dowodowo i łatwiejszym do wykrycia. Nie podjęło jednak działań w tej sprawie...
...lecz zajęło się wyłącznie domniemaną korupcją w ministerstwie rolnictwa, o której Kryszyński tylko opowiadał. Co więcej, podjęło działania po rozmowie z Adamem Lipińskim, wówczas szefem gabinetu politycznego premiera (czyli Kaczyńskiego). Czy to jest dowód?
Moim zdaniem - nie. I nie tylko moim. W II instancji (w której ostatnio podtrzymano wyrok Łączewskiego z 2015) zarzut ten upadł; zostało tylko fałszowanie dokumentów. Oprócz domysłów Łączewskiego, nie ma ŻADNEGO dowodu, że ktoś zlecił Kamińskiemu odstrzelenie Leppera.
To nie taki drobiazg, bo wszak narracja o CBA jako "politycznej bezpiece" Kaczyńskiego jest już w zasadzie mejnstrimowym standardem. I moim zdaniem, w głowach czytelników GW była w 2015 już tak mocno utrwalona, że Łączewski był nią zasugerowany, orzekając.
A propos amerykańskich standardów, przypomnijmy że należy do nich - oprócz doktryny owoców zatrutego drzewa - również zakaz dostępu do jakichkolwiek informacji (oprócz tych zaprezentowanych na sali sądowej) dla członków ławy przysięgłych. Żeby media nimi nie manipulowały.
Ja nie lubię powiedzenia że prawda leży pośrodku, bo ono najczęściej nie ma z prawdą nic wspólnego, ale - dalibóg - tak mi właśnie jakoś wychodzi. K&W chcieli dobrze, ale przeszarżowali; powinni byli dostać po łapach, ale nie aż tyle. A CBA nie było "polityczną bezpieką".
Sprawa rzeczywiście idealnie nadawała się do tego, żeby Kamińskiego i Wąsika najpierw skazać - ale tylko za to, co im faktycznie udowodniono (bo w swojej, co do zasady, słusznej pasji do ścigania korupcji powinni byli jednak trzymać się procedur) - a następnie pokazowo ułaskawić.
Bo jeżeli nie chcemy korupcji, to posłowie którzy zachęcają do kręcenia lodów, powinni się bać. A ministrowie powinni uważać, jakie dokumenty podpisują. Ale zarazem służby powinny wiedzieć, że jak przesadzą z szeryfowaniem, to trafią na kogoś takiego jak Łączewski.
Ogólnie, morał z tej historii mógłby być bardzo krzepiący. Państwo pokazało determinację w walce z korupcją, zaś sędziowie wyznaczyli dla tej determinacji pewne granice. Mógłby, gdyby nie histeria medialna, obustronna. Bo dzięki niej, mamy sytuację, taką, że ludzie, którzy...
...starali się robić swoją robotę albo siedzą (jak K&W) albo odeszli z zawodu (jak Łączewski), za to pani Sawicka cieszy się wolnością. A my dostaliśmy do wyboru jedną z dwóch histerii: o PiSowskiej bezpiece, albo o 2 aniołach którym skrzydła podciął "układ". Obie są nieprawdziwe
...ale obie dały paliwo do wielkich narracji politycznych. Te zaś mają to do siebie, że trudno się z nich wycofać.
Stąd też mamy to, co mamy, choć za doprowadzenie sprawy ułaskawienia do skrajnego absurdu po wyborach '23 palma pierwszeństwa należy się oczywiście PiS.
Duda mógł obu panów ułaskawić jeszcze raz, w normalnym trybie; włos by im z głowy nie spadł. W interesie politycznym PiS jest jednak by stało się odwrotnie, by zrobić z nich męczenników i "więźniów politycznych". To amok opozycji totalnej; najwyraźniej innej mieć nie możemy.
Nie wróżę tej strategii sukcesu i nie sądzę by była ona korzystna dla państwa ale to już innym razem. Na pożegnanie dodam tylko, dlaczego nie wspomniałem o słynnej historii kontaktów Łączewskiego z Lisem. Powód jest prosty: G. Warszawskiej wierzę jeszcze mniej niż Wyborczej. EOT
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Ej, psst. A wiecie w ogóle skąd się wzięły niezależne media i apolityczna służba cywilna?
No więc nie stąd, że kilku mędrców uradziło, że tak będzie słusznie a autokraci się z tym pogodzili.
Tylko stąd, że politycy doszli do wniosku, że to zawłaszczanie się nie opłaca. 👇
Nawet mając własne, upartyjnione media, można przegrać wybory.
Dlatego, że takie media przekonują tylko przekonanych, zaś wyborców umiarkowanych mogę wręcz zrażać. A po osiągnięciu pewnego poziomu zamożności i bezpieczeństwa, ci umiarkowani stają się liczni i kluczowi.
Media niezależne od władzy mają istotną zaletę - są wiarygodne i mają pewien autorytet. Pochwała ze strony takich mediów może być bardziej opłacalna niż propaganda klepania przez klakierów.
Co więcej, informacje z takich mediów pomagają władzy zachować kontakt z rzeczywistością
Najbardziej interesujące w tej kampanii jest to, że jak na razie tak rządzącym jak i opozycji udało się nie odpowiedzieć na żadne - choćby jedno - istotne pytanie dotyczące przyszłości.
Nie wróży im to dobrze, ale nie uprzedzajmy faktów.
"Koniec epoki", zapraszam na wąteczek 👇
Historia polityczna Polski po 1989 r. daje się podzielić na trzy dość wyraźne okresy. Różnią się one między sobą zasadami rywalizacji politycznej, kształtem i funkcjonowaniem rynku medialnego oraz naszą pozycją w międzynarodowym układzie sił. Te trzy czynniki silnie korelują.
1993-2003 to okres pierwszy - postkomunistyczny. To czas "nierównego boiska", na wyższej części którego znajduje się SdRP, potem SLD. Postsolidarnościowa prawica gra na nim, ale z wysiłkiem - partia Kwaśniewskiego i Millera dysponuje zapleczem finansowym uwłaszczonej nomenklatury
Kochani, z okazji rozwijającej się niespiesznie inbeczki o to, co psy powinny a czego nie powinny i którzy psiarze są głupi, a którzy mądrzy zrobiłem dla was wąteczek. Otóż, nie uwierzycie, ale pewne rzeczy reguluje w Polsce prawo i czasami nie jest ono wcale takie głupie 👇
Po pierwsze, "określanie wymagań wobec osób utrzymujących zwierzęta domowe w zakresie bezpieczeństwa i czystości w miejscach publicznych" należy do zadań własnych gminy; w tym zakresie gminy stanowią więc prawo miejscowe, które reguluje obowiązki właścicieli zwierząt, w tym psów
...dotyczące BEZPIECZEŃSTWA W MIEJSCACH PUBLICZNYCH. W Krakowie przepisy te schowane są w art. 31 uchwały LXXXIII/2359/22 Rady Miasta w sprawie Regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie Gminy Miejskiej Kraków i wyglądają tak:
Krótki wątek o plagiatach i o rzetelności naukowej, o który nie prosiliście, a który dostaniecie i tak, gdyż jest niedziela wieczorem; zatem #jedziemy.
Należy rozróżnić 3 sprawy: plagiat, rzetelność naukową (czy raczej jej brak) oraz odpowiedzialność dyscyplinarną akademików 👇
Co to jest plagiat, wszyscy myślą że wiedzą, ale w szczegółach nie jest tak prosto: może być jawny, ukryty, całościowy, częściowy, redakcyjny, inkorporacyjny, itd; jak prawnicy się za coś wezmą, to zawsze pokomplikują. Ale istota, opisana w art. 115 pr. aut. jest zawsze ta sama:
Plagiat to wprowadzanie w błąd co do autorstwa. Najczęściej poprzez podawanie nieswojego za swoje. I tu zaczynają się schody: pr. aut. chroni autorstwo UTWORU. Czyli - "przejawu działalności twórczej o indywidualnym charakterze, ustalonego w jakiejkolwiek postaci". Pół biedy...
Owszem, winny jest sąd, ale nie tak jak myślicie. Dokładniej, to winny jest system, który w imię praworządności oddał sądowi wszelkie uprawnienia decyzyjne, a nie dał ich pracownikom socjalnym. Wszystko w imię praworządności i ochrony naszych praw. Zapraszam na smutny wątek 👇
Urzędnik nie powinien decydować o naszych prawach i wolnościach, takie jest założenie; a już zwł. w materii tak delikatnej jak sprawy rodzinne. To przekonanie wynieśliśmy jeszcze z PRL i nie było ono bezpodstawne. Sądy miały zabezpieczać obywatela przed samowolą administracji.
Ale sąd nigdy się nie sprawdzi w sprawach, w których mamy do czynienia z patologią relacji rodzinnych, z prostego powodu: bo sąd, nawet najlepszy, sprawny, doinwestowany i z wysokim etosem pracy, nie jest na miejscu i nie widzi co się dzieje. A dzieje się dużo i skomplikowanie.
Wiecie, że w Polsce nie powstała ŻADNA naukowa monografia, przedstawiająca kompleksowo problematykę dotyczącą KTÓREJKOLWIEK z głównych partii politycznych?
Nie ma po prostu książki, w której byłoby zebrane do kupy jak powstała partia, jak ewoluowała, jak kształtowały się jej 1/n
...elity, jak zmieniał się jej elektorat, jakim zmianom podlegały jej struktury. Nie mówię już o trudniejszych - a z punktu widzenia politologii podstawowych - sprawach jak opis funkcjonowania partii na poziomie samorządu, relacje między liderami, elitą lokalną a centralną 2/
NIE MA. #nikogo. Jak byś chciał sprawdzić np. ilu członków liczyła PO czy PiS w 2007 a ilu liczy dzisiaj, albo porównać zmiany statutów w ciągu 20 lat to se szukaj. W internecie.
Politolodzy nie mieli czasu, bo nagrywali setki do TVN o tym co wynika z kolejnego z dupy sondażu 3/