Lipiec 1978 roku. W kioskach „Ruchu” pojawia się 19 numer magazynu „Relax” – a w nim pierwszy odcinek komiksu, który wkrótce przejdzie do legendy. „Thorgal” był jak powiew świeżego powietrza w dusznej rzeczywistości PRL-u. Pochłaniało się go jednym tchem. Wątek⬇️
Czy Jean Van Hamme i Grzegorz Rosiński, rozpoczynając tę historię, mogli się czymś inspirować?
„Zdecydował przypadek – opowiadał Grzegorz Rosiński dla portalu Culture_at_pl o początkach swojej współpracy z belgijskim scenarzystą w 1976 roku. Van Hamme, z wykształcenia ekonomista,
o 12 latach podróżowania w garniturze i krawacie po Europie, Bliskim Wschodzie, Afryce i Azji, uznał, że nie chce być dłużej menedżerem. „Gdy byłem w Belgii – wspomina Rosiński – ktoś ze znajomych powiedział, że ma kolegę, który zrezygnował z pracy w dużym koncernie, by pisać
scenariusze do komiksów. Umówił nas. Najpierw robiliśmy próby. Wytłumaczyłem Jeanowi, że ja nie mogę rysować historii współczesnej, bo nie znam dobrze tamtejszych realiów, tamtejszych ulic, samochodów, mody. Dodatkowo obowiązywała mnie cenzura – nie mogło być żadnych wątków
politycznych.”
Rosiński miał już na koncie siedmioplanszowy komiks „Klęska wikinga” („Relax”, nr 3) do scenariusza Leszka Aleksandra Moczulskiego. Nawiązując do kroniki Galla Anonima, Moczulski umieścił akcję w państwie Polan i w czasach panowania księcia Ziemomysła. Strona
graficzna komiksu robiła znakomite wrażenie. „Znać mistrzostwo Rosińskiego! – pisał Sebastian Chosiński w magazynie „Esensja”. – Dynamiczna, realistyczna kreska sprawdza się zwłaszcza w scenach walki, kiedy z kadrów patrzą na nas zacięte twarze średniowiecznych wojów, a w tle
rozlewa się czerwień ognia.”
To właśnie „Klęska wikinga” zachwyciła belgijskich scenarzystów. Dzięki niej Rosiński otrzymał propozycję stworzenia historii osadzonej w świecie nordyckich wojowników. Opowieść tę zobaczył André-Paul Duchâteau (przyszły scenarzysta „Yansa”) i
skontaktował się z Jeanem Van Hamme’em. Na początku listopada 1976 roku polski artysta dostał list od Van Hamme’a z projektem komiksu o wikingu nazwanym Ragnar Aegirsson. Gdy okazało się, że wiking o taki imieniu już bohaterem komiksu z lat 50., zmieniono imię na Thorgal.
„Wyeliminowaliśmy wszystkie cechy, które normalnie daje się superbohaterowi – wspominał Rosiński. – Bardzo ważny był dla mnie też język – jestem bardzo wrażliwy na wulgarność językową. Zastrzegłem również, że nie godzę się na nieuzasadnioną przemoc. Bardzo szybko dogadaliśmy się.
Okazało się, że dla nas obu bardzo ważne są te same wartości moralne, że mamy takie same spojrzenie na rodzinę, na cywilizację, na świat, na kulturę. Tak powstał ‘Thorgal’, którego Jean napisał specjalnie dla mnie.”
Komiks ukazał się najpierw w 1977 roku w odcinkach na łamach
belgijskiego czasopisma „Le Journal de Tintin”. „Od początku postawiłem belgijskiemu wydawcy warunek, że zachowuję sobie prawa do ich publikacji w Polsce” – opowiadał Rosiński. Stąd publikacja „Syna burzy” pierwszego (z pięciu) sześcioplanszowych odcinków „Thorgala” w „Relaxie”.
Jakiż to był początek tej historii! Legenda rodziła się na naszych oczach! Autorzy wrzucali czytelnika od razu w sam środek dramatycznych wydarzeń. Oto widzimy pojmanego Thorgala, targanego przez wodza wikingów Gandalfa Szalonego brzegiem morza i przykuwanego łańcuchami do dwóch
metalowych pierścieni umieszczonych na skalnym ostańcu. Obaj nie szczędzą sobie obelg. W śnieżnej zadymce ciało Thorgala smagają fale i lodowaty wiatr. Z oddali patrzy zrozpaczona Aaricia, córka Gandalfa, która odważyła się pokochać (z wzajemnością) młodego wojownika – miłość ta
skazuje go na okrutną śmierć. Zanurzony w wodzie ma oczekiwać na swój los – falę przypływu, która dokończy dzieła. „Pierścień ofiarny! Ach, ja lubię to miejsce… – naigrywa się Gandalf. – Myśl, przyjacielu, myśl o wszystkich, którzy wyjąc, szarpali się u tych pierścieni i
patrzyli, jak sięga po nich morze.”
Czy w źródłach historycznych znajdziemy wzmiankę o „pierścieniu ofiarnym”? Tak! Okazuje się, że Van Hamme sięgnął do zapisków o tym przedmiocie zawartych w sagach islandzkich, np. w „Eyrbyggja saga” czy „Kjalnesinga saga”. W kulturze nordyckiej
istniał tzw. pierścień przysięgi (arm ring, baugr, armbönd) – święty przedmiot, który brano do ręki, składając przysięgę, wcześniej zanurzając go we krwi zwierzęcia-ofiary. Ów pierścień znajdował się na ołtarzu lub słupie ofiarnym w miejscu kultu (zwanym hörgr lub hof) i służył
do rytuałów religijnych czy też związanych z rozstrzyganiem sporów i przysięgami wojowników. Archeolodzy odnaleźli kilka arm ringów. Jeden z takich artefaktów, datowany na X–XI wiek, przechowywany jest w British Museum (złoty pierścień wykonany ze skręconych drutów, na ilustr.).
Inny, datowany na czasy wikingów żelazny arm ring, znaleziono w Szwecji, na wyspie Öland (na ilustr.), na mokradłach, co sugeruje, że mógł być związany z ofiarą rytualną i darem w postaci bransolety. Inne znaleziska niekoniecznie związane były z rytuałami religijnymi – metalowe
bransolety zakładano na rękę jako oznakę statusu i majątku; mogły one też być darem, jaki przywódca dawał swoim ludziom po przysiędze na wierność.
Czy miejsca ofiarne z „pierścieniami przysięgi” funkcjonowały w morskich odmętach? Wikingowie składali ofiary morzu, np. wrzucając
przedmioty, zwierzęta, a czasem ludzi. W sadze „Heimskringla” wspomina się, że król Ólaf Tryggvason złożył ofiarę bogom morza przed wyprawą, a w Danii i Szwecji znaleziono ofiary z broni i łodzi złożone w mokradłach, jeziorach i przybrzeżnych zatokach. Granica między lądem a
morzem była miejscem kultu – świętym przejściem między światem ludzi a światem bogów i duchów. Istniały miejsca kultu na wybrzeżu, na skałach, klifach, przylądkach – np. w Skanii i na Bornholmie. W nordyckich mitach wspomina się też o rytuałach na brzegu – np. o poświęceniu
statku przed wyprawą, modlitwie do Njörða czy wrzucaniu złota w fale.
Jean Van Hamme, tworząc koncept „Thorgala” i dramatyczną scenę z „Pierścieniem ofiarnym” przykutym do skały położonej w wodzie, puszcza wodze wyobraźni – brak źródeł, które potwierdziłyby funkcjonowanie
podobnych miejsc nie na brzegu, lecz w morskiej toni. Oczywiście belgijski scenarzysta świetnie wykorzystuje autentyczne mity nordyckie: ofiarne pierścienie, wiarę w morskie bóstwa i motyw ofiary składanej morzu. Polski rysownik, adekwatnie do pomysłu, maluje skalny ostaniec
w kształcie monumentu ofiarnego. Pozostaje jeszcze jedno pytanie: skąd wziął się koncept na uśmiercenie bohatera przez fale przypływu?
Motyw bohatera skazanego przez naturę lub bogów na powolną śmierć powraca w mitach od starożytności po współczesność. W tym sensie scena
z „pierścieniem ofiarnym” wpisuje się w długą tradycję opowieści o ofierze, karze i przebaczeniu.
Oto rzymski poeta Gajusz Waleriusz Katullus (84–54 przed Chr.) w Pieśni 64, strofy 49–57, opisuje mitycznego herosa Tezeusza, który na brzegu wyspy Naksos porzuca zakochaną w nim
Ariadnę, gdy ta śpi. Los opuszczonej i bezradnej Ariadny opisuje także Owidiusz w „Metamorfozach”. Opowieść inspiruje malarzy w renesansowej Florencji (Botticelli i Michał Anioł), a w XIX wieku prerafaelitów (Evelyn Pickering De Morgan, na ilust.). Innym, jeszcze bardziej znanym
mitem, który mógłby kojarzyć się ze sceną z „Thorgala”, jest przykucie za karę do skały Prometeusza. Pewne analogie przynosi również mit o Andromedzie, księżniczce, która w karze za pychę swojej matki, by udobruchać Posejdona i jako ofiara dla morskiego potwora Ketosa zostaje
przykuta do skały nad morzem.
Ale porzucając dalekie echa tych mitów, być może rezonujące w komiksowej scenie, trafiamy na historyczne wydarzenie opisane w źródłach, a związane z wiekiem XVII. W dobie wojen religijnych spotykamy szkocką męczennicę
Margaret Wilson z Wigtownshire (1667–1685). Wilson była gorliwą zwolenniczką szkockiego ruchu reformacyjnego Covenanter, który sprzeciwiał się praktykom i wierzeniom religijnym wprowadzanym przez króla Anglii Jakuba II oraz Kościół episkopalny. Jej działania zostały uznane za
zdradę stanu wobec monarchii i Kościoła Anglii. W rezultacie wraz z drugą bojowniczką o prawa Kościoła Szkockiego, Margaret McLachlan, Wilson została postawiona przed sądem i skazana na śmierć. Obie zostały następnie ułaskawione przez Tajną Radę Szkocji, ale oprawcy nie wzięli
tego pod uwagę. Wyrok wykonano na wybrzeżu Solway w następujący sposób: jedna i druga kobieta miała być „przywiązana do pali wbitych w piasek, w granicach przypływu morza, i stać tam, aż przypływ ją zatopi”.
Historia męczennic z Wigtown znalazła się wśród innych opisanych przez
Roberta Wodrowa w jego „History of the Sufferings of the Church of Scotland from the Restoration to the Revolution”. Wodrow zebrał relacje o prześladowaniach za panowania Stuartów na polecenie Kościoła Szkocji z 1708 roku i opublikował je w 1721 roku.
Męczeństwo Margaret Wilson
stało się popularnym tematem w środowisku malarzy prerafaelitów. W 1871 r. obraz „The Martyr of Solway” („Męczennica z Solway”, na ilustr.) stworzył założyciel Bractwa Prerafaelitów John Everett Millais, a w latach 1880–1882 dzieło zatytułowane „The Christian Martyr”
(„Chrześcijańska męczennica”) namalowała Evelyn Pickering De Morgan (na ilustr.).
Czy Jean Van Hamme znał greckie mity o Perseuszu, Ariadnie i Andromedzie? Nie mam co do tego wątpliwości. Czy zapoznał się z nordyckimi sagami i wierzeniami wikingów? Z pewnością tak było, co
udowadnia pierwszy i każdy kolejny tom „Thorgala”. Wydaje się, że także z historią Margaret Wilson, a jest ona jedyną narracją, w której można spotkać motyw ofiary przykutej do pala i skazanej na mordercze fale przypływu, musiał
zetknąć się belgijski scenarzysta.
Niezależnie od źródeł inspiracji, „Thorgal” pozostaje jednym z najświetniejszych przykładów, jak mity, historia i wyobraźnia mogą spotkać się we frapującej historii na komiksowych kadrach.
----
@threadreaderapp
unroll
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Domenico Fetti, Parabola della dracma perduta, ok. 1618, 75 × 44 cm, Galeria Drezdeńska.
Przyjrzyjmy się obrazowi, który jest arcydziełem włoskiej sztuki barokowej, ukazującym przesłanie jednej z najbardziej znanych przypowieści Pana Jezusa. Wątek⬇️
„Gdy dopełnił się czas Jego wzięcia [z tego świata], postanowił udać się do Jerozolimy” (Łk 9,51, BT). To zdanie otwiera tzw. „wielką drogę Chrystusa do Jerozolimy” w Ewangelii wg św. Łukasza (9,51–19,28) — długą część Dobrej Nowiny, w której Pan Jezus, idąc z okolic Kafarnaum na
południe, do Judei, naucza w drodze uczniów i tłumy. Na początku rozdziału XV czytamy: „Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi»”.
Odpowiedzią Chrystusa na te zarzuty
Jedna z najpiękniejszych i najbardziej wzruszających scen w polskiej literaturze. Dwunastoletnią dziewczynkę cierpiącą na przewlekłą chorobę serca i astmę odwiedza pan Stanisław Połaniecki przynosząc jej wyjątkowy prezent. Wątek⬇️
„A biedna Litka po nowym, groźniejszym niż poprzednio, ataku, nie mogła już przyjść do zdrowia – tak zaczyna się rozdział XV. „Rodziny Połanieckich” Henryka Sienkiewicza. I dalej:
„Dnie spędzała teraz, leżąc na szezlongu w saloniku, albowiem na jej prośbę lekarze i pani Emilia
zgodzili się nie trzymać jej cały czas w łóżku. Lubiła też, gdy Połaniecki siedział przy niej i rozmawiała z nim i z matką o wszystkiem, co jej przechodziło przez główkę. Z Marynią bywała zwykle milcząca, natomiast czasem wpatrywała się w nią długo, a potem podnosiła oczy do
André Henri Dargelas, „Le Tour du Monde”, ok. 1860, zbiory prywatne.
Obraz często pojawia się w mediach społecznościowych i zyskał dużą sympatię internautów. Czy jednak francuskiego artystę nie poniosła zbytnio wyobraźnia, gdy malował widoczny w centrum ogromny globus? Wątek⬇️
André Henri Dargelas (1828–1906) był znany ze swego talentu do ukazywania codziennych, ale pełnych uroku chwil z życia rodzinnego, zwłaszcza scenek niewinnych, dziecięcych psot i zabaw. Od 1854 roku studiował w Szkole Sztuk Pięknych w Paryżu, stając się ulubionym adeptem
François-Édouarda Picota, który uczył go malarstwa neoklasycystycznego w stylu Jacques’a-Louisa Davida. W latach 50. XIX wieku, po entuzjastycznej recenzji angielskiego krytyka sztuki Johna Ruskina, który pochwalił sentymentalne przedstawienia dzieciństwa w wykonaniu Dargelasa,
Knut Ekwall, „Frieriet”, między 1880 a 1889 r., 110 × 94 cm, Muzeum Nordyckie w Sztokholmie.
Czy chcieliby Państwo przyjrzeć się szczegółom tego bogatego wnętrza i rozszyfrować, dlaczego młoda dziewczyna najwyraźniej ma ochotę podsłuchać, co dzieje się za uchylonymi drzwiami?⬇️
Knut Ekwall (1843–1912) był szwedzkim malarzem i ilustratorem, który studiował w Sztokholmie oraz w Berlinie pod okiem Ludwiga Knausa. Jego twórczość koncentrowała się na scenach rodzajowych i portretach ukazujących życie codzienne w XIX-wiecznej Szwecji. W 1871 roku artysta
poślubił niemiecką śpiewaczkę operową Johannę Burkowitz-Pönitz. Para miała siedmioro dzieci, które miały artystyczne usposobienie. Po powrocie z Berlina do Szwecji w 1885 roku rodzina Ekwall osiedliła się nad jeziorem Sommen, gdzie Knut zaprojektował własny dom. Johanna, choć
Do 30.11 w gmachu głównym MN w Krakowie trwa monumentalną wystawa obrazów olejnych, akwarel, rysunków i szkiców Józefa Chełmońskiego, wieńcząca niedawne ekspozycje w Warszawie i Poznaniu. Powinien ją zobaczyć każdy, komu bliska jest polskość i polska kultura. Wątek o 3 obrazach⬇️
Wystawę udało mi się zwiedzić dwa tygodnie temu. Przyznam, że ponad dwugodzinna peregrynacja po niesamowitym bogactwie artystycznej wyobraźni i duchowości Chełmońskiego była dla mnie niesamowitym przeżyciem. Ogląda się te wszystkie dzieła jak w ekstazie, łapczywie, gorączkowo, a
będąc już na końcu i widząc drzwi wyjściowe, ma się ochotę natychmiast z powrotem zanurzyć w tym świecie.
O „Wieczorze letnim” Chełmońskiego pisałem już tutaj w obszernym wątku październiku 2024.
Wcześniej, w lipcu 2023, opublikowałem na Twitterze wątek poświęcony motywowi
Leonardo da Vinci, Święta Anna Samotrzecia, 1503–1519, 168,4 × 130 cm, olej na drewnie, Luwr.
Najwięcej emocji w związku z tym obrazem wzbudza intrygujący, acz naciągany motyw ptaka, od którego nie można się opędzić od czasu, gdy ponad wiek temu wypatrzył go tu pewien freudysta⬇️
Biografowie Leonarda da Vinci są zgodni, że już w młodości tworzył on machiny latające dla celów iluzjonistycznych i teatralnych, a z pewnych materiałów robił ptaki, które umiały szybować. Dla świętych przedstawień–misteriów potrafił stworzyć takie mechanizmy, które przed oczyma
widzów spuszczały z „nieba” na „ziemię”, tj. na scenę, anioła podczas Zwiastowania.
Około 1505 roku ponad pięćdziesięcioletni Leonardo wciąż zastanawiał się nad fenomenem ptasich lotów i myślał, jak wyposażyć człowieka w tę umiejętność. Czynił wówczas notatki na ten temat,