Tomasz Borejza Profile picture
Pismak. Syn krakowskiego taksówkarza. @SmogLab / @krowoderska_pl.
Filip Kasprzycki Profile picture Marcin Kaźmierski Profile picture 3 subscribed
Sep 25 23 tweets 8 min read
Wszyscy narzekają na media. I słusznie, bo jest na co narzekać. Ale czy w przeszłości było lepiej? Poznajcie Richarda Locke'a. Człowieka, który wkręcił swoich czytelników tak spektakularnie, że stał się legendą.

Księżycową.

Zapraszam na 🧵👇. Image Początkowo gazety były drogie i nudne. Ale później pojawili się anglosascy przedsiębiorcy i dziennikarze, którzy uznali, że powinny być tanie i interesujące.

A co interesuje ludzi? Życie.

Przestępstwa, rozwody, pieniądze, bójki.

I pogoda. Image
Sep 22 20 tweets 7 min read
Stanisław Lem zetknął się z internetem we wczesnych latach 90. ubiegłego wieku. Popatrzył, pomyślał i ze szczegółami opisał, co nowy wynalazek zrobi z ludźmi.

Trudno uwierzyć, jak celnie to zrobił.

Zapraszam na 🧵👇. Image W latach 90. ubiegłego wieku Lem miał rubrykę w polskiej edycji "PC Magazine". Pisał o różnych nowych technologiach, ale najwięcej o tych informacyjnych.

Pasjonowało go chyba to, jak wielki mają wpływ na ludzi i jak mocno przebudują nasze społeczeństwo. Image
Sep 17 21 tweets 11 min read
Gabriela Narutowicza pamiętamy jako zabitego prezydenta, bo tak nas o nim uczą. Tymczasem był to przede wszystkim jeden z największych inżynierów swoich czasów, który budował niezwykłe zapory oraz elektrownie wodne - w górach i tam, gdzie inni się bali.

Zapraszam na 🧵👇. Image Mawiał, że „inżynier jest jak Bóg. Doświadcza tej samej przyjemności stworzenia”. Jego projekty zdobywały złote medale na wystawach światowych.

W Szwajcarii, w której i dla której pracował dorobił się majątku, zaszczytów i statusu bohatera narodowego. Image
Sep 13 25 tweets 14 min read
Mamy w Polsce idealne miasto socjalizmu, czyli Nową Hutę. Ale mamy także wzorowe miasto kapitalizmu.

I prawie nikt o nim nie wie.

A szkoda, bo niewiele jest w Polsce miejsc, które mają równie ciekawą historię.

Zapraszam na 🧵👇 o Chełmku. Image Wszystko zaczęło się na początku lat 30. ubiegłego wieku. To wtedy czescy milionerzy Tomasz i Jan Bata, którzy zbudowali największą firmę obuwniczą świata, postanowili postawić fabrykę także w Polsce.

Na jej miejsce wybrali biedną galicyjską wieś Chełmek. Zdecydowała o tym bliskość linii kolejowej oraz spławnej Wisły. A także to, że jej właścicielem był polski magnat Adam Sapieha, który przepuścił majątek i chciał coś sprzedać, by spłacić długi.

Panowie dogadali się więc sprawnie i spółka obuwnicza Baty zabrała wieś do nowoczesności.

Gdy zaczęto rekrutację, a były to najgorsze lata Wielkiego Kryzysu, przed urzędem w Chrzanowie, który ją prowadził, ustawiały się gigantyczne kolejki.Image
Sep 11 14 tweets 8 min read
W 1831 roku w Wielkiej Brytanii doszło do pierwszej wielkiej pandemii cholery. Zmarło ponad 50 tysięcy ludzi. Kolejne 50 tysięcy ofiar miała zabrać kolejna.

Ludzie nie rozumieli, co się dzieje. Aż pojawił się lekarz na miarę Sherlocka Holmesa i przeprowadził dochodzenie, którego historię czyta się jak kryminał.

I to dobry.

Zapraszam na 🧵👇.

[John Snow/Domena publiczna]Image XIX wiek przyniósł rozwój światowego handlu, którego centrum był wówczas Londyn. Rosło także brytyjskie imperium. Szybko przybywało ludzi przemieszczających się między krajami, regionami i kontynentami. A wraz z nimi podróżowały bakterie.

W tym bakterie cholery. Te w 1831 roku trafiły do Wielkiej Brytanii z Indii, gdzie choroba już od kilkunastu lat zbierała śmiertelne żniwo. Na Wyspach znalazły wymarzone warunki, by się rozprzestrzeniać.

[Wchód oferuje swe bogactwa Brytanii. Obraz z XVIII wieku/Domena Publiczna.]Image
Sep 9 10 tweets 6 min read
Szefem holdingu skupiającego krakowskie spółki samorządowe zostanie Bogusław Kośmider.

To - oczywiście - polityk PO.

Choć akurat w jego przypadku jest to najmniejszy problem, ponieważ jest szereg o wiele większych.

Zapraszam na 🧵👇 o tym człowieku dobrej roboty z PO!

[Zdjęcie ze strony FB pana Bogusława. W dołączonym opisie chwali się, że "czas na nowe wyzwania".]Image By poczuć skalę tych problemów, trzeba się dowiedzieć jakie przymioty pana Bogusia z pewnością nie mogły wpłynąć na to, że tę robotę dostanie. Nie mogły, bo trudno go podejrzewać o ich posiadanie.

A zatem pan Boguś na pewno nie dostanie tej roboty ze względu na wysokie standardy etyczne, które od wielu wielu lat zachowuje w pracy dla miasta.

To dlatego, że ich nie zachowywał.

Człowiek, który by je zachowywał nie łączyłby wszak przewodniczenia radzie miasta z pracą dla działającego na lokalnym rynku dewelopera.

Tymczasem pan Boguś dokładnie to robił.

Tłumacząc, że "radni muszą gdzieś pracować".

- Prawda jest taka, że od lat 90. współpracuję z moim dawnym druhem harcerzem, znanym przedsiębiorcą, Grzegorzem Hajdarowiczem - pisał także.

Pamiętam to dobrze, bo kiedy o tym pisywaliśmy na @Krowoderska_pl Pan Boguś zapałał do nas gorącym uczuciem, dzięki czemu przez długi czas mieliśmy na stronie fajne "cover photo" z najlepszym możliwym poleceniem. Kto bowiem może zapewnić lepszy certyfikat jakości dla skromnego osiedlowego bloga niż ktoś łączący rolę radnego z robotą dla dewelopera.Image
Sep 9 10 tweets 6 min read
W 1847 roku młody lekarz pracujący w szpitalu położniczym w Wiedniu dokonał jednego z najważniejszych odkryć w historii medycyny.

Co takiego odkrył?

Znaczenie mycia rąk.

Myślicie, że czekały go za to uznanie i ordery?

Nic podobnego. Medyczny establishment zaszczuł go tak bardzo, że skończył w szpitalu psychiatrycznym.

Zapraszam na 🧵👇.

[Na zdjęciu Ignac Semmelweis w wieku 42 lat]Image Ignaz Semmelweis pochodził z Budy, ale na studia wybrał się na uniwersytet do Wiednia. Tam zrobił specjalizację z położnictwa i zaczął pracę w szpitalu.

W tym szybko zwrócił uwagę na coś ciekawego.

Otóż w wiedeńskim szpitalu, w którym zaczął pracować były dwa oddziały położnicze.

I śmiertelność porodowa na jednym z nich była o wiele większa niż na drugim. Kobiety zabijała tam gorączka połogowa i robiła to tak często, że oddział był traktowany jak "umieralnia". Pacjentki zgłaszające się do szpitala błagały lekarzy, by ich tam nie kierować.

Nierzadko płacząc i klęcząc.

Wiele kobiet wybierało też porody w domu lub... na ulicy, bo i tak było o wiele bezpieczniej niż w szpitalu.

Na pierwszym oddziale umierało - zależnie od roku - od 7 do 16 procent rodzących tam kobiet.

Na drugim - także zależnie od roku - od 2 do 7,6 procent pacjentek oddziału.

W domach, gdzie porody przyjmowały akuszerki, było - czytałem kiedyś, choć dziś nie mogę znaleźć źródła - ponoć jeszcze bezpieczniej niż na lepszym oddziale.

[Wykres obrazujący śmiertelność na pierwszym (linia różowa) i drugim (linia niebieska) oddziale położniczym wiedeńskiego szpitala w czasach Semmelweisa. Domena publiczna.]Image
Aug 30 9 tweets 6 min read
Są takie postacie, których nie można przypominać zbyt często. Jedną z nich jest Rudolf Weigl. Człowiek, który urodził się jako Niemiec lub Austriak, a później opracował szczepionkę na tyfus. I mógł za to dostać nagrodę Nobla, ale zamiast tego wolał być Polakiem.

Niemcom, którzy oferowali mu wsparcie w staraniach o prestiżowe wyróżnienie, które prawdopodobnie by mu je zapewniło, najpierw powiedział, że ojczyznę wybiera się raz i on jest Polakiem. A później, że dziękuje za pomoc, ale jeżeli chcą, to mogą go zabić.

Zapraszam na 🧵👇.Image Rudolf Weigl urodził się na Morawach w rodzinie Niemców lub Austriaków w czasach, w których Polski nie było na mapie. Gdy miał cztery lata jego ojciec zginął w wypadku. Matka chłopaka przeniosła się wtedy do Wiednia, gdzie poznała Polaka, za którego wyszła i razem z nim rodzina przeniosła się do Jasła.

Tam Rudolf poszedł do gimnazjum. Najpierw nauczył się języka, w którym do siódmego roku życie nie potrafił powiedzieć ani słowa. A później poznał naszą kulturę. Ponoć szczególnie lubił romantyków, w tym Słowackiego. Gdy Polska w 1918 roku odzyskała niepodległość, zdecydował, że będzie Polakiem.

Ta decyzja przyniosła mu szczęście.

[Jasielskie gimnazjum, do którego uczęszczał Weigl/ Autorstwa Henryk Bielamowicz - Praca własna, CC BY-SA 4.0, wikimedia]Image
Aug 28 7 tweets 6 min read
– Co za śmiałość w tych Polakach! – powtarzał raz za razem Napoleon Bonaparte obserwując efekt bitwy pod Somosierrą. Brawurowa, szaleńcza szarża, której dokonali wtedy polscy szwoleżerowie, otworzyła cesarskiej armii drogę na Madryt. Mimo to zadbano, byśmy nie pamiętali jej zbyt dobrze. I symbol polskiej odwagi zmieniono w przykład bezsensownej brawury.

O to, żeby powód do dumy zmienić w powód do wstydu doskonale zadbał PRL. To w nim rozpropagowano termin "kozietulszczyzna". Ten symbolizował naszą narodową skłonność do brawury, niepotrzebnego ryzyka, poświęcenia cenionego wyżej niż praca. A także tego, że mamy skłonność do osiągania niewielkich zwycięstw wielkim kosztem.

Zrobiono to, bo taka była potrzeba chwili. PRL nie chciał powstańców. Chciał ludzi grzecznych i układnych, którzy będą robić to, czego się od nich chce i nie będą zadawać przy tym zbyt wielu pytań.

Trzeba więc było obrzydzać szwoleżerską tradycję. Bardzo szkoda, że to zrobiono, bo cesarscy szwoleżerowie to jeden z najlepszych w naszej historii przykładów, że Polacy mają tyle odwagi, że nawet ze zwrotu "pijany jak Polak" potrafią zrobić komplement.

Ale - kiedy trzeba - potrafią też pracować "u podstaw".

Zapraszam na 🧵👇

[Szarża szwoleżerów. Fragment panoramy Wojciecha Kossaka.]Image Polscy szwoleżerowie trafili na Somosierrę w czasie hiszpańskiej kampanii Napoleona. Była to górska przełęcz, w drodze do której wojska Madrytu ustawiły linię obrony. Trudność ataku polegała na tym, że po pierwsze było bardzo wąsko, przez co kawaleria nie mogła rozwinąć szyku. A po drugie drogą był górski wąwóz i przewyższeń było tam ponad 200 metrów.

I trzeba było je pokonać szarżując na nabite armaty.

- Droga zwężona w tym wąwozie wiła się na pochyłości między skałami obsadzonymi piechotą a na czterech jej zagięciach stało po cztery dział, które ją ostrzeliwały we wszystkich jej kierunkach - opisywał to później szwoleżer Józef Załuski.

Skala trudności była więc gigantyczna.

Początkowo zresztą atakowała tam napoleońska piechota, która musiała się wycofać.

[Piotr Michałowski, “Bitwa pod Somosierrą”]Image
Aug 23 25 tweets 8 min read
Wczoraj była nitka o inżynierze Erneście Malinowskim, który mając bardzo niewiele zbudował kolej przez Andy. Jeden z inżynieryjnych cudów świata XIX wieku.

Pozwólcie więc, że dziś zabiorę was bliżej i pokażę, jak z wielkimi projektami kolejowymi radzą sobie obecni urzędnicy oraz inżynierowie, którzy mają wszystko.

Zapraszam na stację kolejową Kraków-Bronowice.

🧵👇Image A dokładnie na spacer wokół niej, bo właśnie tam geniusz miejskich projektantów ujawnił się w pełni.

Sama stacja jest całkiem w porządku. A zbudowano ją w miejscu, w którym powinna bez trudu zapewnić transport dla dwóch dużych osiedli mieszkaniowych. I ludzi spod Krakowa, którzy zostawiają auta na P&R.

Oto jedno z tych osiedli.Image
Aug 22 9 tweets 6 min read
Pokutuje u nas przekonanie, że wielkie projekty inżynieryjne to raczej rzecz innych krajów, a my nie potrafimy takich rzeczy robić i jesteśmy skazani na kopiowanie cudzych pomysłów oraz rozwiązań.

Wydaje mi się, że jest tylko jeden powód takiego stanu rzeczy. Taki, że zdecydowanie zbyt mało osób w Polsce zna postać inżyniera Ernesta Malinowskiego.

Polaka, który dokonał niemożliwego.

Zapraszam na 🧵👇Image Malinowski urodził się w 1818 roku na Wołyniu. Gdy był nastolatkiem jego ojciec poszedł do Powstania Listopadowego, po którym musiał uciekać z kraju.

Na cel emigracji - jak wielu innych - wybrał Francję.

Do, której zabrał ze sobą synów. Co - w myśl zasady, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - stało się błogosławieństwem dla nastoletniego Ernesta.Image
Aug 20 6 tweets 5 min read
Zawsze mnie dziwi, że w Polsce historii uczy się tak, że uczeń powinien znać daty wszystkich bitew. Z czego zupełnie nic nie wynika. A jednocześnie nie ma szans dowiedzieć się czegoś o ludziach z naszej historii, od których można się nauczyć czegoś wartościowego.

Takich jak choćby ks. Paweł Brzostowski.

Brzostowski to był facet, który na krótko przed rozbiorami postanowił przeprowadzić fascynujący eksperyment społeczny i gospodarczy. A zrobił to po to, by pomóc zreformować i postawić na nogi kraj.

Eksperyment nazwano Rzeczpospolitą Pawłowską. Pomysł był dość prosty. Brzostowski najpierw zdiagnozował największe problemy I RP, później kupił odpowiedni majątek, a na koniec wprowadził w nim nowe porządki. Takie - nawiasem mówiąc - jakich nie powstydziliby się najwięksi ówcześni reformatorzy.

Zapraszam na 🧵👇Image Było tak, że Rzeczpospolita, miała wówczas kilka wielkich problemów.

Pierwszym było to, że szlachta traktowała chłopów jak bydło i uważała, że jest to naturalny stan rzeczy. Co uniemożliwiało budowę nowoczesnego państwa.

Co zrobił Brzostowski?

Postanowił zacząć od zdobycia zaufania chłopów i po prostu zaczął traktować ich jak ludzi. Wyzwolił chłopów z poddaństwa. Rozmawiał z nimi i tłumaczył, co chce zrobić i jak zrobić. Postanowił zwalczyć pijaństwo, do którego gdzie indziej raczej zachęcano. Po pierwsze dlatego, że z wódki były dochody. Po drugie dlatego, że pijanych łatwiej było wziąć za pysk.

Zwalczył nawet analfabetyzm, który był wówczas powszechny i też był wielkim problemem. Gdy zaczynał, czytać nie potrafiło 90 procent chłopów w Pawłowie. Po kilku latach analfabetów było tam już tylko 50 procent, a czytać uczono wszystkie dzieci.

Te uczono także- w założonej w Pawłowie szkole ludowej - technik rolniczych, a nawet księgowości.

Powstał nawet klub czytelniczy, bo Brzostowski chciał, by chłopi mieli możliwość zaznajamiać się z nowymi ideami. Nawet nie tyle "filozoficznymi", co praktycznymi - np. dotyczącymi uprawy ziemi.

[Na obrazku fragment z historii Rzeczpospolitej Pawłowskiej, którą opisał Paweł Brzostowski]Image
Aug 19 7 tweets 6 min read
Napisałem, że szkoda Chełmka, w którym zakłady obuwnicze wypuszczały w PRL kilka milionów par butów rocznie, a dziś wjeżdżających do miasta wita chiński market z importowanymi butami.

I ruszyła lawina tłumaczeń, że zakłady były deficytowe, nieefektywne, fatalnie zarządzane i na pewno produkowały coś, czego nikt nie potrzebuje. Przez to musiały przegrać konkurencję i paść, więc padły.

Ktoś pisał nawet, że padły przez nieefektywną gospodarkę PRL, choć stało się to dopiero w 2003 roku - 14 lat po tym jak pożegnaliśmy tamten ustrój.

Winnego szukałbym więc raczej w tym, jak "efektywnie" i mądrze zorganizowano ten nowy.

Jest nawet fajna ilustracja, która pokazuje, ile warte są wszystkie te tłumaczenia sierot po Balcerowiczu.

To sanocki Autosan.

Zapraszam na 🧵👇

[Fot. Lowdown, CC BY-SA 3.0/Wikimedia Commons].Image Tradycja Autosanu sięga 1832 roku, kiedy dwóch powstańców listopadowych otworzyło w Sanoku zakład kotlarski. Ten w drugiej połowie XIX wieku został przekształcony w fabrykę wagonów, która już w 1891 roku zaopatrywała Kraków i cesarsko-królewskie koleje. Jej wagony były na tyle dobre, że dostały nawet złoty medal na Wystawie Krajowej we Lwowie.

Robiono wagony zwykłe i luksusowe salonki. Cenione tak bardzo, że rządzący CK Monarchią Habsburgowie zamawiali w Sanoku wagony pogrzebowe.

Jeden z nich wiózł w ostatnią drogę cesarzową Sissi.

Potencjał zakładów dostrzegła odrodzona Rzeczpospolita (ta II, bo do tego co dostrzegła III zaraz dojdziemy) i postanowiła oprzeć na nich odbudowę bazy wagonów Polskich Kolei Państwowych.

Zainwestowano także i rozwinięto między innymi produkcję tramwajów i autobusów, które były w kraju potrzebne. A przy okazji na przykład akumulatorów.

Tak, żeby nie trzeba było ich kupować za granicą.

I wydane na nie pieniądze zostawały w kraju.

[Na zdjęciu produkowany przed II wojną światową tramwaj Sanok SN2. Fot. Zygmunt Put Zetpe0202 - Praca własna, CC BY-SA 4.0/Wikimedia].Image
May 16 9 tweets 6 min read
Po sieci - jak co roku w maju - zaczynają krążyć mapki polskiej suszy. Przyzwyczailiśmy się do tego, że tak jest. Ale czy musi tak być? No właśnie nie musi.

Susze w Polsce są - na razie - przede wszystkim wynikiem tego, co świadomie robimy z polskimi rzekami, mokradłami i rozlewiskami. Niszcząc przy tym ich zdolność zatrzymywania wody w krajobrazie.

Oraz tego, że bobry nie wystawiają faktur.

🧵/👇

[Fot. Vlad G/Shutterstock]Image Zacznijmy więc od pytania, skąd bierze się coroczna susza w kraju, który jeszcze sto lat temu słynął z tego, że był pełen rzek, bagien i mokradeł?

Zakładamy na ogół, że jest to wynik globalnych zmian i ocieplającego się klimatu. Tymczasem jest to susza, za którą odpowiada to, jak traktujemy naszą wodę. I nie chodzi tutaj o to, że za dużo płynie jej z naszych kranów. Bardziej o to, co robimy z polskimi rzekami.

– Nasze melioracje i odwodnienia wciąż znacznie bardziej ważą na naszym negatywnym bilansie wodnym niż wzrost temperatury i związane z nim parowanie – mówił prof. Wiktor Kotowski z Uniwersytetu Warszawskiego, gdy rozmawiałem z nim pracując nad książką „Odwołać katastrofę”.

Podkreślał też, że trzeba pamiętać o tym, że w Polsce najwięcej mówi się o suszy rolniczej, która „jest skutkiem tego, że spuściliśmy wodę z krajobrazu. Uregulowaliśmy małe rzeki i zlikwidowaliśmy mokradła, a przez to kompletnie zniszczyliśmy górną część zlewni. Obniżyliśmy bazę drenażu, więc regionalne poziomy wód opadły o metr albo dwa. Woda szybciej wsiąka w ziemię.” Mamy więc suszę za suszą, choć „na większości terenów w Polsce występują opady, które mogą w zupełności wyżywić uprawy – trzeba tylko mądrze dobierać rośliny.”

Jesteśmy więc w takiej sytuacji, że jednocześnie wciąż mamy dość wody i za mało wody.Image
Apr 27 26 tweets 9 min read
Przez profil przewinęła mi się wczoraj dyskusja o patodeweloperce. Dotyczyła jednego z krakowskich osiedli i nie będę się spierał z wnioskami, bo myślę, że każdy powinien móc sobie sam ocenić, co nią jest, a co nie jest. Ale dyskusja pokazała, jak spadły nam oczekiwania i to jest ciekawe. Padła na przykład sugestia, że nie można mówić o patodeweloperce tam, gdzie w garażu podziemnyn zmieszczono myjnię samochodową, a w przestrzeniach usługowych na parterze jest Żabka. Ktoś inny dodawał, że nieopodal zbudowano tramwaj, więc jest to wzorowe osiedle.

No i ok. Nie będę się kłócił. Może i jest. Dziś. Ale to pokazuje, jak szybko obniżyliśmy oczekiwania odnośnie osiedli mieszkaniowych. By się upewnić, że sobie tej zmiany nie uroiłem, skoczyłem na spacer po okolicy, którą jest typowe osiedle z lat 70. XX wieku. Zbudowane w zatęchłym PRL, gdy nasze PKB "na głowę" było kilka razy niższe niż dzisiaj.

Osiedlu, które zaplanowano na 10 tys. osób.

Do planu dokładając usługi, które uznano za absolutne minimum tego, by taka liczba ludzi mogła w miarę sensownie żyć i korzystać z udogodnień miasta.

🧵👇Image W tym planie minimum dla 10 tysięcy osób mamy więc przedszkole.

(Nowy budynek stanął na miejscu starego). Image
Apr 16 14 tweets 7 min read
Patrzcie kto wrócił! Za plecami @OlekMiszalski dumnie uśmiecha się dyrektor Piotr Kempf (@zielen_krakow). Kontrowersyjny urzędnik, który jest znany przede wszystkim ze swych dokonań. To on postawił w Parku Reduta 135 koszy na śmieci za bagatela 500 tysięcy złotych. A także kupił dla Krakowa motorówkę za 200 tysięcy, by ta mogła obsługiwać tramwaj wodny, którego nie zrobiono, bo okazało się, że nie ma sensu. I był tak skromny, że najpierw sam nazwał się Młodym Papieżem, a później postawił sobie pomnik w parku na Zakrzówku!

Wierne opisanie postaci tego kalibru, a zwłaszcza jej osiągnięć, wymagałoby pióra co najmniej Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Ponieważ jednak jego nie ma już z nami, to zrobię, co potrafię, by ją wam przybliżyć.

Po kolei zatem. 🧵👇Image Z tego śmiała się cała Polska! W 2020 roku Piotr Kempf remontował Park Reduta. W tym oprócz drzew posadził 135 koszy na śmieci. Zmieścił je z trudem, ale za to zapłacił z łatwością. Wydał na to blisko pół miliona złotych. A więc blisko 4 tys. za jeden kosz.

Ale było warto, bo efekt był wyjątkowy:Image
Apr 9 9 tweets 5 min read
Poprosiłem Google o cytaty, w których ktoś mówi, że miarą człowieka są jego wrogowie. Wyrzucił całą stronę mądrych ludzi, którzy powiedzieli coś takiego. Mówił to Winston Churchill. Mówił nasz Stanisław Cat-Mackiewicz. Mówili inni. A dlaczego to zrobiłem? Bo kiedy patrzę na krakowską kampanię wyborczą, to wydaje mi się, że te cytaty pasują jak ulał. I warto zwrócić waszą uwagę, że czasami ważniejsze od tego, CO jest mówione, jest to KTO coś mówi.

Po prostu lepiej pokazuje to, jak jest.

Zobaczcie teraz, co w ostatnim czasie dzieje się w Krakowie.

Mamy @LukaszGibala, który w tych wyborach startuje jako kandydat niezależny i oczywiście można go lubić albo nie lubić i różnie oceniać. Ale trudno nie dostrzec, że (poza @Lukasz_Kmita) był też jedynym liczącym się politykiem na listach wyborczych, który nie ma związków z układem rządzącym Krakowem od ponad 20 lat. @KuligKrakow? Wiceprezydent Jacka Majchrowskiego. @OlekMiszalski? Jak ktoś wie, co krakowska Platforma wyczyniała przez ostatnie lata na miejskim podwórku, może się tylko uśmiechnąć z lekkim politowaniem i przypomnieć fotkę Ekipy Majchrowskiego oraz liczne stanowiska w administracji miejskiej zajmowane przez polityków PO.Image I teraz przez ostatnie miesiące, a może i dłużej, gdy weźmie się pod uwagę choćby magistrackie media, trwa w Krakowie bardzo ostra kampania wyborcza. Która w ostatnich tygodniach jeszcze się zaostrzyła. Na pewno wiecie, jakim gównem się w niej rzuca, więc daruję sobie przypominanie. Ale zwrócę waszą uwagę na jej aktorów.

Mamy więc tak.

Związanego z Warszawą dewelopera, który postanowił zarzucić miasto anonimowymi gazetkami i reklamami atakującymi Gibałę za… bycie deweloperem, choć ten nim nie jest. W których podpisywał się jako "mieszkańcy Krakowa", którzy chcą ratować ratusz.Image
Dec 7, 2022 10 tweets 4 min read
Czytam właśnie, że wiceprezydent Krakowa @KuligKrakow podczas debaty nad budżetem miasta (ten jest w opłakanym stanie) mówił, że wszystkie wydatki z ostatnich lat uważa za uzasadnione.

Na zdjęciu ławka za 228 tysięcy złotych (+VAT). Image Na filmie widać samopodlewające się donice za 150 tysięcy złotych. Dodatkowe25 tysięcy kosztowały rośliny i ich utrzymanie.