Dość powiedzieć, że z Gruzji pochodzi Katie Melua, adżyka i czurczchela.
Adżykę swego czasu robiłem własnoręcznie na dwa sposoby i nawet sprzedawałem w Krakowie pasjonatom kulinarnym.
Była genialna, jadłem ją do wszystkiego: wędlin, mięs, serów, ryb. Mmmm... Muszę sobie w końcu zrobić partię adżyki tutaj, w Manchesterze.
Churczcheli jeszcze nie miałem okazji spróbować. To orzechy włoskie maczane wielokrotnie w soku winogron. Delikates, którego nie da się dostać poza Gruzją.
OK, da się, ale to jednak nie to samo.
Zaś na koncercie Katie Melua z żeńskim chórem Gori miałem ciarki, gęsią skórkę i łzy w oczach.
Wróćmy jednak do tego, o czym miałem tu mówić, czyli nietypowych składników, prastarych receptur i jak zwykle nieoczekiwanych korzyści z korzystania z mediów społecznościowych.
No więc wczoraj fanpage Oblicza Gruzji opublikował film, który zainteresował mnie głównie jako wielkiego fana adżyki.
Bo w Gruzji z mniszka lekarskiego robi się zieloną adżykę!
To oczywiście nie wszystko, bo pączki marynuje się i używa jak kaparów; z kwiatów robi się syropy, nalewki, herbaty, ocet i lemoniadę; a liście trafiają do zup, sałatek, pasztetów, zapiekanek, naleśników, czy wreszcie robi się z nich pesto j wspomnianą adżykę.
A wy nadal mówicie na mniszka lekarskiego mlecz i używacie tylko dmuchawców.
Tak mnie zaciekawiły pesto i adżyka z mniszka, że od razu napisałem o tym na Twitterze.
Oczywiście moi zajebiści obserwujący (tylko mi tu lajkować, żeby nie było) od razu wzbogacili moje życie odpowiedziami, które z kolei przyniosły więcej owoców tej mentalnej wędrówki.
Pesto? Adżyka? O nie! Tu jest Polska i pije się alkohol, drogi panie. Dlatego po zerknięciu w powiadomienia zobaczyłem tego Tweeta.
Widać, że obserwujący mnie rozumieją. Od razu zapytałem, co to za książka, bo mi kolega wzmógł ciekawość.
Człowiek, o którym dowiedziałem się równolegle z kilku źródeł (a to zawsze jest ZNAK). Jednocześnie przeczytałem artykuł Łukasza w Przekroju i ktoś umieścił link do jego porady, z czym nie pomylić czosnku niedźwiedziego.
Taki guru jedzących trawę. Dziką.
Książka nosi tytuł „Dzika kuchnia” i możecie ją kupić w jednym ze sklepów z poniższego linku. Co zresztą sam wczoraj w nocy uczyniłem...
Na tym jednak nie koniec. Bo zaraz pojawił się inny obserwujący z sugestią jedzenia pączków drzew!
Przy okazji dowiedziałem się po raz pierwszy o audycji „Droga przez mąkę” w II Programie Polskiego Radia.
I... No wiecie, musiałem sprawdzić, więc wlazłem na stronę Dwójki i tam była! Była! Zarchiwizowana w odcinkach audycja z ostatnich miesięcy. Tyle wspaniałości!
Dzisiaj przy wyrabianiu ciasta na chleb na zakwasie posłuchałem odcinka o haggis i szkockim wieszczu Robercie Burnsie.
W tym odcinku samo dobro dla osoby, u której zawsze w domu coś fermentuje.
Na przykład eksperymentalnie potwierdzony najlepszy przepis na zakwas z buraków. A także historia zakwasu na chleb, drożdży... No warto posłuchać.
Jaki z tego wszystkiego morał?
Nie wiem.
Może taki, że warto się czymś interesować, a zainteresowaniami dzielić z innymi? Dzięki temu dowiedziałem się, o wspaniałej audycji i książce.
Może taki, że różne kultury mają sobie tylko znane sposoby, tajemnice, rozwiązania... Bo gdy Łukasz Łuczaj pisze, że najlepsze są listki mniszka przed kwitnieniem, bo potem robią się gorzkie, to Gruzini po prostu moczą gorzkie liście pół godziny w słonej wodzie i już!
Co mi przypomina historię grzyba, który w UK i w Polsce jest oznaczony jako niejadalny, bo jest ostry w smaku, a tymczasem we Włoszech szefowie kuchni suszą go, trą i używają jak pieprzu, a na Kaukazie grzyba jedzą po przegotowaniu, bo traci wtedy gorycz.
Kto wie jaki to grzyb?
Nie muszę dodawać, że jadłem tego „niejadalnego” grzyba?
Czego dowiedziałem się dzięki Buniowi i Twitterowi:
- adżyka i pesto z mniszka
- książka Ł. Łuczaja
- audycja Droga przez mękę
- liście mniszka tracą ostry smak w słonej wodzie
- idealny zakwas z buraków
Social media!
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Wiecie, że uwielbiam etymologię. To taka historia ewolucji języka.
Na przykład "palec" w językach słowackim, czeskim i chorwackim to "prst".
Kiedyś po polsku mówiło się "parst" na tę część ciała - stąd słowo "naparstek", coś, co nakłada się na palec.
Słowo "pierścień" też nie wywodzi się z cienia piersi (lol), a właśnie z czegoś nakładanego na pirst/parst.
W czasach, kiedy na palce mówiono pirsty/parsty, na kciuk mówiono palec. Stąd sformułowanie "sam jak palec". Bo był jeden palec i cztery pirsty w dłoni.
To nie wszystko. Paluch, palec, palczik - ten sam jeden w dłoni (słowo "pałka" jest mu pokrewne) - do dziś służy do stawiania znaku krzyża podczas chrztu.
Albo krztu, jak się dawniej także mawiało (a do dziś po wsiach).
Składniki:
320 g ryżu do risotto (arborio może być)
330 ml ciemnego piwa (w tym przypadku porter)
150 g speck (albo dojrzewającej na słońcu niemieckiej szynki)
100 g ricotty
30 g masła
1 mała cebula
2 łyżeczki pietruszki
1 litr bulionu
Pieprz i sól
Siekamy cebulę, kroimy speck w drobną kosteczkę, siekamy pietruszkę.
I zaczynamy. Na masło wrzucamy cebulę, smażymy ok 10 minut na małym ogniu, po czym dodajemy speck.
Składniki na 6 kotletów:
450 g cukinii
100 g sera Scamorza
50 g bułki tartej
30 g startego grana padano
Sól, pieprz, gałka muszkatołowa i oliwa według uznania
Jeśli macie w pobliżu Lidla, to polujcie na oliwki z Kalamaty. Kapary i anchois zwykle są dostępne, tak samo włoskie pomidory w puszkach.
Jak już macie to wszystko, plus ostrą papryczkę i kilka innych składników, to zróbcie sobie spaghetti alla puttanesca.
Składniki dla 4 osób:
320g spaghetti
2 puszki pomidorów
10g kaparów
Pęczek pietruszki
25g anchois
100g oliwek z Gaety (z braku Kalamata będzie ok)
3 ząbki czosnku
2 suche papryczki peperoni
Oliwa i sól
Przygotowanie:
Siekamy kapary
Siekamy pietruszkę
Odcedzamy anchois z oleju
Pestkujemy oliwki
Obieramy czosnek
Kroimy z grubsza pomidory w puszce (jeśli nie są krojone).