„Aida”, reż. Jasmila Žbanić (2020). Są takie filmy, co do których mamy przekonanie o ich wyjątkowej wartości już przed obejrzeniem – tu ważna jest tematyka, twórcy czy nawet „dobre przyjęcie przez krytykę”. Tak jest chyba z „Aidą”- od początku miałem (1)
przekonanie, że to co najmniej film dobry. I moje oczekiwania się spełniły, a przewidywalność mojej opinii tylko potwierdza intuicję. Od „Ziemi niczyjej” Tanovicia z 2001 r. nie widziałem chyba filmu o wojnie w byłej Jugosławii, który zostawiłby we mnie głębszy ślad – „Aida” (2)
jednak wbiła się w moją grubą skórę dość głęboko. Na Bałkanach wciąż jest mnóstwo niezaleczonych ran, a szczególnie chyba bolesnym cierniem są zbrodnie takie jak w Srebrenicy, gdzie wojsko serbskie zabiło w masowych egzekucjach 8 tys. bośniackich mężczyzn i chłopców. (3)
Historię tej masakry widzimy oczami tytułowej Aidy, która jest tłumaczka w obozie ONZ dla uchodźców. Gdy wojska serbskie weszły do miasta, muzułmańska ludność chroniła się w obozie, ale dla większości nie starczyło miejsc i musieli koczować pod bramami. Rozwiązaniem jest (4)
ewakuacja ludności, która przebiega jednak wyjątkowo opornie przez nieudolność i opieszałość holenderskich żołnierzy pod oenzetowska flagą. Obraz nie jest na szczęście jedynie zwykłym oskarżeniem społeczności międzynarodowej, ale stara się zajrzeć głębiej i pokazać przede (5)
wszystkim dramat jednostki w tragedii ogółu. Film, choć rozwija się dość powoli, to znakomicie dozuje napięcie, które rośnie z każda minuta nieuchronnie - sytuacja mocno się zagęszcza, a wiele sygnałów zdradza przerażające plany Serbów pod wodzą Radko Mladicia wobec (6)
bośniackich mężczyzn. Aida, którą znakomicie zagrała Jasna Đuričić (to ona zdecydowanie „dźwiga” ten film na swoich barkach), za wszelką cenę stara się uratować swojego męża oraz dwóch synów – jej zmagania o zdobycie przepustek, wpisanie ich na listę ewakuacyjną to oś (7)
całego filmu, która jest świetnie wygrana i sprawia u widza duży niepokój. Wiemy, że każdy z nas zrobiłby tak samo, że nasi najbliżsi są najważniejsi i dla nich jesteśmy gotowi zrobić wszystko byle nie stała im się krzywda. Do Aidy i jej „egoistycznych” pobudek nie można (8)
mieć żadnych pretensji czy wątpliwości, szczególnie, że ona nie chce uratować swoich mężczyzn za kogoś – nie, ona walczy jedynie z biurokracją wojskową, niedasizmem i strachem Holendrów. Tu nie ma jednak łatwych oskarżeń, Žbanić znakomicie prowadzi postaci, momentami nawet (9)
tak prawdziwie, że mamy wrażenie oglądania dokumentu. Nie ma tu właściwie fałszywej nuty, nie ma prostackich dychotomii, wręcz przeciwnie, świetne są momenty pokazujące wspólnotę tych wszystkich ludzi, którzy przed wojną byli sąsiadami, kolegami, nauczycielami i uczniami w (10)
jednej szkole. Nie ma też tanich chwytów, które w łatwy sposób pokazałyby Serbów jako wynaturzone bestie, wręcz przeciwnie, to są ludzie tacy jak inni, co tym bardziej jest bolesne, a chłód relacjonowania zbrodni jest przez to chyba jeszcze bardziej przez to dojmujący. (11)
Doskonale pokazuje to już powojenna coda, w której dzieci zarówno Serbów jak i Bośniaków grają i tańczą we wspólnym przedstawieniu szkolnym. Jest radość na wielu twarzach, ale inni noszą w sercach przerażający smutek i ból. B. dobry film, który w prosty, ale niezwykle (12)
przemyślany i prawdziwy sposób potrafił opowiedzieć o historii, która wydawać się może już przerobiona i rozpoznana. Žbanić pokazała jednak, że zawsze można o ludzkim losie powiedzieć coś więcej i coś ważnego. Ocena: 8/10 (13)
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
„Weźcie dowolną większą gazetę lub włączcie program informacyjny, w której chcecie sieci. Orientacja polityczna jest tu nieistotna. Możecie wybrać Fox czy MSNBC, „Washington Post” czy „Washington Timesa”. Przekonacie się, że prawie każdy materiał odhacza (1)
określone punkty.
Nazwijmy je dziesięcioma przykazaniami nienawiści. Przez pokolenia robiliśmy co innego, bo jedność i konformizm przynosiły większe zyski, ale teraz wiadomości sprzedają jeden zasadniczy produkt: podziały. Sprzedajemy też treści najzwyczajniej w świecie (2)
głupie, to, co ów mój przyjaciel, producent telewizyjny, nazywa efektem „dziwne, co nie?”. Jednak najprostszy w produkcji wyrób medialny nosi nazwę „Ta Niedobra Sprawa, która się właśnie przydarzyła, to wina Kogoś Innego”. Popyt na niego jest praktycznie nieograniczony. Wiem (3)
#PrzewodzikKsiążkowy
Dzisiaj 89 urodziny obchodzi Lucjan Brychczy– piłkarz i trener, który od 1954 r. jest związany z Legią Warszawa. Kici to po prostu legenda klubu i z tej okazji, jak to u mnie, mały cytat: „Bo ja jestem warszawiakiem ze Śląska. Można tak powiedzieć, bo ze (1)
Śląska pochodzę i moi rodzice byli Ślązakami, a w Warszawie mieszkam już prawie 60 lat. Urodziłem się 13 czerwca 1934 roku w Nowym Bytomiu. To była wtedy dzielnica Rudy Śląskiej. Mój ojciec, Stanisław, walczył o Polskę i polski Śląsk. W latach 1919–1921 był w Polskiej (2)
Organizacji Wojskowej Górnego Śląska i brał udział w I Powstaniu Śląskim. Ojciec walczył w rejonie Goduli i Orzegowa (dzielnice Rudy Śląskiej – przyp. aut.). Niestety, powstanie nie zakończyło się sukcesem, a ojciec musiał się ukrywać, bo groziły mu niemieckie represje. Rok (3)
Jacek Bartosiak „Najlepsze miejsce na świecie. Gdzie Wschód zderza się z Zachodem”. Na początek uwaga- nie mam zamiaru wchodzić w obecne spory wokół autora książki, nie jestem związany z żadną stroną ani instytucjonalnie ani towarzysko i nic mnie to tak (1)
naprawdę nie obchodzi. Książki wysłuchałem z ciekawości, bo uważam, że Bartosiakowi pewnych zasług odmówić nie można– to ona „rozbujał” polską dyskusję o geopolityce i zainteresował sprawami światowymi wielu, szczególnie młodych ludzi. Od pewnego czasu mam jednak wrażenie, że (2)
mamy do czynienia nie ze skromnym ekspertem, który starał się kiedyś wypowiadać na tematy na których jakoś się zna, ale z człowiekiem, który teraz sam już siebie uważa za kogoś, kto powinien nadawać ton nie tylko debacie, ale też po prostu polityce polskiej. Dla mnie taki (3)
A może rzucić to wszystko i wyjechać w Bieszczady…: "Widząc to wszystko, trochę trudno uwierzyć, że chodzenie po tych górach zaczęło się wcale nie tak dawno. Przed wojną zabite dechami bieszczadzkie wsie i pasterskie szałasy nie budziły niczyich (1)
zachwytów. Stolicą Bieszczadów były Sianki (od Sanu, nie od siana!), a z Sianek do Wetliny kawał drogi. Do Sianek dochodziła kolej, w Siankach wczasował się marszałek Piłsudski, w Siankach były pensjonaty i restauracje, ba! – nawet elektryczne lampy uliczne! Do Wetliny można (2)
było dojechać furmanką i mieszkało tu kilkaset osób, przeważnie Rusinów. Kto słyszał o jakiejś Wetlinie! Na rok przed wojną Bieszczady przyciągały latem trzy i pół tysiąca wczasowiczów, jednak prawie wszyscy kończyli podróż w Siankach albo w Komańczy.Tylko nieliczni docierali (3)
„Po trzech dniach jazdy trafia się do najbardziej imponującego i majestatycznego z miast, które dzięki swej świetności, znaczeniu i pięknu zostało nazwane Kinsaj, co oznacza «Niebiańskie Miasto»” - odnotowuje Marco Polo. — „Jest to (1)
najwspanialsze miasto na świecie i można znaleźć tu tyle rozkoszy, że podróżnikowi zdaje się, iż trafił do raju”. Marco miał do czynienia z apogeum chińskiej cywilizacji. Znalazł się w mieście tak postępowym, tak pięknym, tak pełnym zmysłowych przyjemności, że ledwie potrafił (2)
przekonać sceptycznych Europejczyków, iż nie pisze o jakiejś niematerialnej wizji, lecz o miejscu tak prawdziwym jak Wenecja. Podobnie jak miasto rodzinne podróżnika, Kinsaj zbudowano dookoła sieci kanałów, na których tłoczyły się wszelkiego rodzaju łodzie. Hangzhou - bo taką (3)
W 1959 r. chińskie władze zakończyły budowę elektrowni wodnej na rzece Xin'an, tworząc także sztuczne jezioro Qiandao (Tysiąc Wysp) u podnóża góry Wu Shi. Sprawa dość normalna, gdyby nie to, że przy okazji zatopiono dwa niezwykle cenne (1)
historycznie i kulturowo miasta: He Cheng i Shi Cheng, zbudowane za czasów dynastii Han i Tang. Bez żadnych skrupułów komunistyczny rząd pozwolił, by pozostałości, często pochodzące sprzed ponad dwóch tysięcy lat, zniknęły pod wodą. Podczas budowy zatopiono też inne miasta (2)
oraz wsie i w sumie wysiedlono prawie 300 tys. osób, ale to Shi Cheng było najbardziej zabytkowe. Choć niektórzy badacze uważają, że zalanie miasta paradoksalnie… pomogło zachować dawną zabudowę, a budynki stojące teraz kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią wody są w pewien (3)