26 października 1945 r. prezydent Krajowej Rady Narodowej wydał dekret o własności i użytkowaniu gruntów na obszarze m. st. Warszawy (tzw. „Dekret Bieruta”), na podstawie którego dokonano nacjonalizacji wszystkich gruntów stolicy: (1)
„Podbój terytorium oznaczał nie tylko zajmowanie ocalałych obiektów z naruszaniem prawa własności w imię nadzwyczajnej sytuacji, ale wkrótce także systemowe unieważnienie tych praw. Instrumentem był sławetny dekret z października 1945 r. o przejęciu przez gminę warszawskich (2)
nieruchomości. Spadł on na miasto, które spontanicznie się odbudowywało, a służyć miał odbudowie lepszej, bo planowej. Właściciele parceli teoretycznie mogli złożyć wniosek o prawo wieczystego użytkowania, z czego skorzystało ponad 17 tysięcy osób, ale w ciągu 30 powojennych (3)
lat rozpatrzono zaledwie kilka procent. Posiadanie zaś budynku na cudzej, miejskiej ziemi stało się udręką – dekret o rozbiórce i naprawie budynków zniszczonych (1945) pozwalał władzom na wystawianie nakazów remontowych, na ogół niemożliwych do wykonania. Represyjne były też (4)
przepisy kwaterunkowe. Dekret z 8 września 1944 roku wprowadził pojęcie „przydziału przestrzeni mieszkalnej”, którego dokonywać mogły specjalne komisje w miejscowościach szczególnie dotkniętych głodem mieszkaniowym. Dekret z 21 grudnia 1945 roku ustanawiał publiczną kontrolę (5)
gospodarki lokalami. Właścicieli mieszkań pozbawiono swobody w dysponowaniu nimi, a wysokość czynszów zamrożono na poziomie nominalnym z 1939 roku, niewystarczającym do utrzymania budynku, za co właściciel był odpowiedzialny wobec władz publicznych. Dekrety te ustanowiły ład (6)
mieszkaniowy, którego hegemonem była administracja państwowa. Tłumaczyło się to w pewnym stopniu strasznymi warunkami życia, ale wyrażało także zamysł kontroli mieszkalnictwa, wyrównującej dawniejsze kontrasty i ułatwiającej planowanie. Lecz państwo „ludowe” wyróżniało się (7)
lekceważeniem prywatnych relacji własnościowych i uznawaniem za istotne głównie zobowiązań obywateli wobec instytucji państwowych, przy czym zobowiązania państwa wobec obywateli zmniejszano przy pomocy kolejnych dekretów. Przepisy służyły przejmowaniu domów przez całe dekady. (8)
Oto niewielki dom o kilku (...) mieszkaniach przy ulicy Mickiewicza, którego wypalone mury właściciel wyremontował (1947), będący własnością prywatną jeszcze przez ponad 20 lat, które upłynęły pod znakiem zmagań z niekorzystnymi regulacjami podatkowymi i czynszowymi, odebrany (9)
został (1971) wskutek przymusowego remontu. Ogromną sumę za remont miasto wpisało do księgi wieczystej, a właściciel w żaden sposób nie mogąc jej spłacić, musiał oddać nieruchomość". (10)
Błażej Brzostek "Wstecz. Historia Warszawy do początku", Warszawa 2021
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
„Niespełna dwa lata po ich ślubie, 17 marca 1923 roku, na świat przychodzi córka Halina, półtora roku później, 29 października 1924 roku, pod znakiem Skorpiona, rodzi się ważące ponad cztery kilogramy krzepkie niemowlę, któremu podczas chrztu w kościele (1)
Świętego Antoniego nadano imiona Zbigniew Bolesław Ryszard. (…) Kamienica przy Łyczakowskiej miała tylko dwa piętra, ale była dość rozłożysta, stateczna, od tyłu otaczały ją galeryjki, z których można było wchodzić do mieszkań i – mając parę lat – wpatrywać się w niewielkie (2)
podwórze. Tuż obok znajdował się targ, na który z wiklinowym koszem musiała codziennie chadzać służąca Herbertów, obok kościoły – w jednym z nich Zbyś został ochrzczony, w innym będzie ministrantem, i jeszcze szkoła podstawowa, mająca go zapamiętać jako ucznia cichego, (3)
Jarosław Grzędowicz „Pan Lodowego Ogrodu. Księga I”. Zgodnie z Wasza rekomendacją zabrałem się za lekturę polskiego fantasy i tak naprawdę żałuję, że przeczytałem tę książkę teraz. Bo cóż ja mogę napisać? Gdybym przeczytał powieść Grzędowicza 25 lat temu (1)
byłbym pewnie zachwycony, ale jestem tu i teraz, po ćwierć wieku bardzo wielu lektur i to jest jednak po prostu dla mnie zbyt... młodzieżowe. Podejrzewam, że tak już mam niestety z całym fantasy – no zbyt czytelne są dla mnie te toposy, te scenerie, te przygody. Żeby była (2)
jasność – to nie jest zła powieść – autor pisze całkiem ładnie, całkiem sprawnie oraz potoczyście i to się czyta bez szczególnego bólu, a nawet momentami z pewną przyjemnością. Niestety jako całość nie daje więcej niż dłuższy odcinek serialu (no dobra, sezon), a ja od (3)
„Tadeusz Mazowiecki umiera 28 października 2013 r. w warszawskim szpitalu przy ul. Wołoskiej. Zostaje pochowany obok swojej żony Ewy na cmentarzu w Laskach, w miejscu, do którego przez kilka dziesiątek lat wracał w trudnych momentach życia. Są takie (1)
pogrzeby, po których wiemy, że bliscy zmarłego głęboko przeżywają chrześcijaństwo. (...) Przeczuwamy wtedy zwykle, że i zmarły traktował chrześcijaństwo nie jak dodatek do życia, ale jak jego sedno — nie tylko wierzył w Boga, ale i wierzył Bogu, i ufał jego miłosierdziu. Taki (2)
właśnie był pogrzeb Tadeusza Mazowieckiego w Laskach 3 listopada 2013 r. Historia jego życia to historia zmagania się z pokusą instrumentalizacji wiary dla celów politycznych - tak widzę jego czasy paksowskie, potem czasy „Frondy” i wczesnej „Więzi”, aż do odnalezienia pod (3)
Tego dnia w 1993 r. odbyła się premiera filmu „Szwadron” w reż. Juliusza Machulskiego na podstawie opowiadań Stanisława Rembeka „Igła wojewody” i „Przekazana sztafeta”. Ta opowieść o powstaniu styczniowym i zarazem jedyny dramat w (1)
dorobku reżysera, jest filmem nieco zapomnianym i chyba niedocenianym. I fragment wspomnień reżysera: „ Staliśmy przy barze w foyer Teatru Muzycznego w Gdyni. To był dla mnie i dla Jacka bardzo ważny festiwal. Podczas zdjęć do filmu Szwadron mieliśmy nieszczęśliwy wypadek, (2)
którego skutkiem była potężna finansowa wpadka i jakby tego było mało, drugą finansową wpadkę - tym razem zupełnie niezrozumiałą - zaliczyliśmy przy dość łatwym produkcyjnie filmie Psy. Wiedziałem, że tylko główna nagroda na festiwalu mogła uratować moją skórę producenta i (3)
„...Gdziekolwiek jesteś panie prezydencie…”, reż. Andrzej Trzos-Rastawiecki (1978). Dziś rocznica aresztowania przez Niemców prezydenta Warszawy Stefana Starzyńskiego w 1939 r. i z tej okazji postanowiłem sobie (1)
przypomnieć ten film. I muszę przyznać, że po wielu latach, wydał mi się znacznie ciekawszy i przejmujący niż za pierwszym razem. Przede wszystkim swoim beznamiętną, surową narracją. Bo ten film ma charakter niemal dokumentalny – cały zamysł Trzosa-Rastawieckiego to oddać (2)
postać Starzyńskiego i jego otoczenia jak najwierniej. I to się moim zdaniem udało na wielu poziomach – przede wszystkim dzięki świetnym zdjęciom Zygmunta Samosiuka, który tak doskonale dobrał tonację filmu, ziarno i światło, że czasami naprawdę mamy wątpliwości, co jest jego (3)
Dziś 109 rocznica ur. Andrzej Bobkowskiego - pisarza emigracyjnego i modelarza, który po wojnie osiedlił się w Gwatemali. Znany oczywiście głównie ze swojego wojennego dziennika "Szkice piórkiem", ale warto sięgnąć także po inne pozycje: "I myślałem. (1)
Myślałem, że skoro tworzy się dla zwierząt rezerwaty, parki narodowe, że skoro dba się o to, aby choć na ograniczonych terenach nie zniknął żubr, niedźwiedź, jeleń, to byłby już najwyższy czas pomyśleć o stworzeniu jakichś rezerwatów dla ludzi wolnych, rezerwatów wolności. Bo (2)
człowiek, który naprawdę chciałby być wolny, który naprawdę kocha to najniezgrabniejsze ze wszystkich stworzeń – wolność, staje się już tak samo rzadki jak żubr lub jeleń. Wystrzeliwuje się go bez żadnych ograniczeń przy pomocy coraz to doskonalszej broni lub zamyka w (3)