„Przepływy strategiczne potrzebują konkretnych miejsc, w których się dokonują. Stąd bierze się nieustanna potrzeba rozumienia zasad geopolityki i wdrażania wynikającej z nich geostrategii. Pewne miejsca są po prostu ważniejsze dla (1)
przepływów strategicznych niż inne i w szczególności tam należy dokonywać tak zwanej projekcji siły politycznej, czyli budować wpływy i pozyskiwać wsparcie dla realizacji własnych interesów. Aby lepiej zrozumieć, w czym rzecz, można to w uproszczeniu nazwać mechanizmem (2)
tworzenia tak zwanych lewarów. Polityka zyskiwania wpływów w kluczowych korytarzach geostrategicznych, w innych państwach, przynoszące zyski kontakty biznesowe czy dostęp do ważnego rynku wymagają odnajdywania się w konkretnej przestrzeni, posiadania funkcjonujących w realnym (3)
świecie sieci powiązań, wpływów, lobbystów, agentów, partnerów, informatorów, przedstawicieli handlowych, egzekutorów praw i nadzorców interesów. Są oni zawsze zlokalizowani gdzieś w przestrzeni, najczęściej zresztą w najważniejszych jej punktach – służąc w istocie projekcji (4)
siły politycznej niezbędnej do tego, by być sprawczym i móc realizować zadania decydujące o rozwoju państwa.
Ostatecznym lewarem jest oczywiście siła wojskowa. Dlatego to właśnie Stany Zjednoczone dysponują globalną zdolnością do projekcji siły i dlatego Rosjanie chcieli (5)
pokazać swoją dominację w regionie, rozpoczynając „operację specjalną” – jak ją sami nazwali – na Ukrainie. W wypadku Amerykanów zasada jest prosta: im bliżej Oceanu Światowego i zasięgu lotniskowców US Navy, im wyraźniejsza jest zdolność desantowa i uderzeniowa piechoty (6)
morskiej działającej z podstawy operacyjnej okrętów floty na Oceanie Światowym oraz baz wojskowych rozsianych w Rimlandzie Eurazji, tym amerykańska zdolność do projekcji siły jest większa, a oddziaływanie polityki i interesów Waszyngtonu silniejsze. Głębiej w masach lądowych (7)
Eurazji owa zdolność słabnie. Dokładnie odwrotnie jest w wypadku militarnych potęg kontynentu: Chin, Rosji, kiedyś Niemiec kajzerowskich i hitlerowskich. Ukraina znajduje się daleko od amerykańskiej zdolności do projekcji efektywnej siły bojowej, dlatego Rosjanie mogli myśleć,(8)
że będą w stanie poczynać sobie śmiało na prawie „własnym” kontynentalnym podwórku. Pytanie, jak bardzo dzisiaj oddalona od podstawy operacyjnej Oceanu Światowego jest Polska i jak bardzo jest zależna od amerykańskiej siły wojskowej. Im bardziej niepokoimy się, że jesteśmy (9)
daleko, tym bardziej powinniśmy mieć potężne własne siły zbrojne, które będą wspierać nasze samostanowienie przez podwyższanie kosztów, jakie musieliby ponieść Rosjanie w razie ewentualnej agresji. Nazywa się to odstraszaniem, czyli generowaniem wrogowi, który chciałby (10)
narzucić nam swoją wolę, takich kosztów, by odwieść go od jego zamiarów, a nam pozwolić na spokojny rozwój.
Polskie oddalenie od Atlantyku odczuliśmy bardzo mocno, gdy w Teheranie, Jałcie i Poczdamie przypieczętowano nasz los, oddając go w ręce kontynentalnego imperium (11)
sowieckiego. Ówczesny układ sił powodował bowiem, że w 1945 r. zachodni alianci nie zaczęliby przecież wojny o nasze przedwojenne granice i rząd pozbawiony sowieckich wpływów. Sami zaś nie dysponowaliśmy niestety siłą wojskową, która mogłaby temu wszystkiemu zapobiec. Polacy (12)
jako zbiorowość w ostatnich trzydziestu latach nie czuli konieczności myślenia o wojnie i geopolityce ani tworzenia geostrategii, albowiem sprawy „działy się same”. I tak było z prostego powodu – to Amerykanie trzymali naturalną grawitację świata na swoich barkach, niczym (13)
mityczny Atlas, prowadząc od 1991 r. liczne wojny gdzieś na obrzeżach świata Zachodu, jak się wówczas wszystkim wydawało. Przewaga wojskowa, ekonomiczna, technologiczna i dominacja instytucjonalna Waszyngtonu zapewniały podstawowe globalne dobro publiczne, jakim jest (14)
bezpieczeństwo w kluczowych regionach geopolitycznych, na skrzyżowaniach komunikacyjnych świata: na zachodnim Pacyfiku i w Azji Wschodniej, w Europie Środkowej i Wschodniej oraz w Zatoce Perskiej, stabilizując przy tym zasady, na jakich dokonują się przepływy strategiczne (15)
stanowiące kręgosłup globalizacji. Z tego powodu Francis Fukuyama mógł prawić o końcu historii, czyli końcu rywalizacji geopolitycznej, a rozmaici teoretycy pławić się w opisie świata, gdzie wszyscy się kochamy, a geopolityka nie istnieje”. (16)
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
#PrzewodzikArtystyczny (no taki nowy tag się zrobił, choć tu rzeczy takie z pogranicza sztuki raczej będą)
Artysta Mark Wagner od 1999 r. z premedytacja niszczy banknoty jednodolarowe - nie po to, aby udowodnić, że jest taki bogaty, ale żeby tworzyć z nich kolaże. Currency (1)
Collages to cykl obrazków, które polegają na cięciu pojedynczych banknotów jednodolarowych w celu stworzenia niesamowicie szczegółowych kompozycji – trzeba przyznać, że sporo tu wyobraźni. Wagner używa tylko jednodolarówek, bo jak twierdzi jest to jedyny amerykański banknot, (2)
który nie został przeprojektowany od czasu jego finalnej wersji z 1963 r. W dodatku zachował on również swoje "barokowe elementy", a znajdujący się na niej prezydent - George Washington, namalowany przez Gilberta Stuarta - jest jedynym, który nie został poddany aerografowi. (3)
„Noc”, reż. Michelangelo Antonioni (1960). Środkowa część luźnej trylogii Antonioniego („Przygoda”, „Noc”, „Zaćmienie”) to przede wszystkim opowieść o nudzie i atrofii uczuć wśród wyższej klasy włoskiej w połowie XX w. Po seansie miałem (1)
wrażenie, że obraz można podzielić na trzy bardzo nierówne pod względem czasowym części – rozciągnięta do granic możliwości przedakcja, akt dziejący się w nocy oraz finał, który cały ten zamysł spina i domyka. Bez epilogu wszystko, co wcześniej, byłoby tylko ładnie sfilmowaną (2)
skorupą uczuć bez treści, ale końcowa sekwencja wszystko tłumaczy i prostuje. Lydia i Giovanni choć są małżeństwem z krótkim stażem, to jednak widać, że coś jest między nimi nie tak. Odwiedziny u umierającego przyjaciela są pretekstem do pokazania ich oddalenia się od siebie (3)
Ładne zdjęcie Karola Beyera z 1860 r. z widokiem Kościoła Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny na Nowym Mieście. Na pierwszym planie drewniane zabudowania ul. Rybaki – obecnie to jedynie chodnik na skwerze pod skarpą, ale dawniej pełna życia ulica (1)
nadwiślana. W średniowiecznych aktach miejskich zapisywano ją jako Piscatorium (Piscatoria) platea. Pierwotnie była to osada rybacka, która istniała w tym miejscu do XVI w. - nazywano ją Rybaki, ale też „Rybitwia osada” (staropolski rybitw to rybak). Ta ostatnia nazwa (2)
funkcjonowała jeszcze w XVIII w., potem zmieniła się w „Ku Rybakom”. Osiedle składało się głównie z drewnianych domów, szop i magazynów - nie opłacało się tu budować wówczas murowanych budowli, bo Wisła bardzo często wylewała i niszczyła wszystko właściwie do skarpy. (3)
Nie ma pewności czy Skalne Domy w Holy Austin Rock w Staffordshire, w Anglii posłużyły jako inspiracja dla siedzib Hobbitów u Tolkiena, sam pisarz nigdy tego nie potwierdził. Biorąc jednak pod uwagę, że mieszkał w (1)
pobliskim Birmingham i często wspominał, że inspirował się dużą częścią Midlands, wydaje się prawdopodobne, że te niezwykłe siedziby mogły pobudzić jego wyobraźnię. Dawne domy jaskiniowe wykute z piaskowca zostały opuszczone przez ostatnich mieszkańców w latach 60., ale (2)
ludzie żyli w nich co najmniej przez trzy wieki. Pierwszy oficjalny zapis dotyczący Skalnych Domów pojawia się w XVIII-w. książce "Letters on the Beauties of Hagley, Envil and the Leasowes with Critical Remarks and Observations on the Modern Taste in Gardening" autorstwa (3)
„Rząd” to abstrakcyjny rzeczownik oznaczający sztukę oraz proces rządzenia i pisanie go wielką literą, jakby odnosił się do ludzi, powinno być przestępstwem. Gdyby ludzie nauczyli się mówić o „radzie króla (1)
Jerzego, Winstonie i jego bandzie”, przyczyniłoby się to znacznie do oczyszczenia myślenia i zatrzymania przerażającego osuwania się w Ichniokrację. Tak czy owak, właściwym przedmiotem studiów nad człowiekiem na pewno nie jest człowiek; a najbardziej niewłaściwym zajęciem dla (2)
ludzi, nawet świętych (którzy przynajmniej nie chcieli się go podjąć), jest dyrygowanie innymi. Nie jest do tego przygotowana nawet jedna osoba na milion, a już najmniej ci, którzy szukają takiej możliwości. A przynajmniej zdarza się to tylko małej grupie ludzi, którzy wiedzą,(3)
„Tár”, reż. Todd Field (2022). Dawno nie widziałem filmu utrzymanego w tak lodowatej tonacji – piszę tu nie tylko o zdjęciach w chłodnym, szaro-niebieskawym kluczu kolorystycznym, ale także, a może nawet przede wszystkim, o zimnie postaci i ich wzajemnych (1)
relacjach (a wszystko podkreślane geometrycznymi wnętrzami filharmonii i okropnego, betonowego mieszkania bohaterki). To oczywiście w pewnym momencie się zmienia i dochodzi do kulminacji emocjonalnej, ale przez większość filmu widzimy dość surowych uczuciowo ludzi, z główną (2)
bohaterka na czele (scena w przedszkolu!). Jest to obraz rzecz jasna zewnątrzny postaci, bo każda z nich nosi ogromny ładunek wrażliwości w środku. Lydia Tár osiągnęła w muzyce wszystko – największe orkiestry, znakomite nagrania, dorobek badawczy, w tym nawet wyprawa (3)