W 1959 r. chińskie władze zakończyły budowę elektrowni wodnej na rzece Xin'an, tworząc także sztuczne jezioro Qiandao (Tysiąc Wysp) u podnóża góry Wu Shi. Sprawa dość normalna, gdyby nie to, że przy okazji zatopiono dwa niezwykle cenne (1)
historycznie i kulturowo miasta: He Cheng i Shi Cheng, zbudowane za czasów dynastii Han i Tang. Bez żadnych skrupułów komunistyczny rząd pozwolił, by pozostałości, często pochodzące sprzed ponad dwóch tysięcy lat, zniknęły pod wodą. Podczas budowy zatopiono też inne miasta (2)
oraz wsie i w sumie wysiedlono prawie 300 tys. osób, ale to Shi Cheng było najbardziej zabytkowe. Choć niektórzy badacze uważają, że zalanie miasta paradoksalnie… pomogło zachować dawną zabudowę, a budynki stojące teraz kilkadziesiąt metrów pod powierzchnią wody są w pewien (3)
sposób chronione przed uszkodzeniem od wiatru, deszczu i słońca. Zatopione Shi Cheng (po chiń. dosł. „Lwie miasto”) przez 40 lat było zapomniane, do czasu, gdy lokalny urzędnik postanowił uczynić z doliny, leżącej w pobliżu metropolii Hangzhou, obszar turystyczny. Zajmujące (4)
około 573 km2 i usiane różnej wielkości wyspami jezioro szybko zaczęło przyciągać miłośników sportów wodnych. W 2001 roku grupa nurków wyruszyła na eksplorację jeziora i ku swojemu zdumieniu odkryła pozostałości dawnych miast na głębokości od 26 do 40 m. Zbudowane z cegły i (5)
kamienia, miejscami były niesamowicie dobrze zachowane, szczególnie „Miasto lwów”, które przedstawiło zdumionym nurkom widok całych sekcji murów ozdobionych rzeźbami, ornamentami, fantastycznymi zwierzętami i kwiatami. Architektura ta pochodzi głównie z czasów dynastii Ming i (6)
Qing, a mury miejskie datowane są na XVI w. W 2004 r. zbudowano nawet 48-osobową łódź podwodną, która miała zabierać turystów do oglądania ruin, ale nigdy nie została ona uruchomiona, ponieważ chińskie prawo zabrania używana takich jednostek na wodach śródlądowych. Zarządcy (7)
terenu obawiają się również, że turbulencje wokół ruin mogłyby spowodować ich uszkodzenie. Do tej pory więc zarówno urzędnicy lokalni, jak i ci z Pekinu zastanawiają się jak wykorzystać ten niesamowity skarb z przeszłości zatopiony w jeziorze. (8)
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
„Po trzech dniach jazdy trafia się do najbardziej imponującego i majestatycznego z miast, które dzięki swej świetności, znaczeniu i pięknu zostało nazwane Kinsaj, co oznacza «Niebiańskie Miasto»” - odnotowuje Marco Polo. — „Jest to (1)
najwspanialsze miasto na świecie i można znaleźć tu tyle rozkoszy, że podróżnikowi zdaje się, iż trafił do raju”. Marco miał do czynienia z apogeum chińskiej cywilizacji. Znalazł się w mieście tak postępowym, tak pięknym, tak pełnym zmysłowych przyjemności, że ledwie potrafił (2)
przekonać sceptycznych Europejczyków, iż nie pisze o jakiejś niematerialnej wizji, lecz o miejscu tak prawdziwym jak Wenecja. Podobnie jak miasto rodzinne podróżnika, Kinsaj zbudowano dookoła sieci kanałów, na których tłoczyły się wszelkiego rodzaju łodzie. Hangzhou - bo taką (3)
"Życie nocne zamiera w Chinach około godziny dziesiątej, jedenastej i toczy się dalej w zakątkach, gdzie czynne są nocne knajpy, albo w dzielnicach barów, restauracji i klubów nocnych. W Pekinie są trzy takie miejsca. Jedno to Guijie, (1)
czyli Ulica Duchów, gdzie znajdują się dziesiątki restauracji czynnych do nocy. Tak naprawdę większość z nich wyludnia się przed północą, ale dla pekińczyków to i tak bardzo późno. Stamtąd możemy się przenieść na niedalekie Shishahai, inaczej Houhai, gdzie nad brzegami (2)
połączonych stawów leżących na północny zachód od Zakazanego Miasta ulokowało się prawdziwe zagłębie knajpiane. Tam posłuchamy koncertów na żywo w pubach, do których próbują nas wciągnąć hałaśliwi naganiacze. Jeśli nadal nie chce nam się spać, to ratuje nas już tylko Sanlitun,(3)
„Społeczeństwa i narody chętnie uważają się za wieczne. Pielęgnują też opowieści o swoich korzeniach. Szczególną cechą chińskiej cywilizacji jest brak zauważalnego początku. Chiny pojawiają się w (1)
historii nie jako konwencjonalne państwo narodowe, ale raczej jako permanentne zjawisko naturalne. W opowieści o Żółtym Cesarzu, czczonym przez wielu Chińczyków legendarnym władcy i założycielu, Chiny wydają się już istnieć. Gdy (2)
cesarz pojawia się w micie, chińska cywilizacja pogrążona jest w chaosie. Rywalizujący między sobą książęta dręczą siebie nawzajem i nękają ludność, a wyczerpany władca nie potrafi utrzymać porządku. Nowy bohater zaciąga armię, (3)
Sylwia Czubkowska „Chińczycy trzymają nas mocno. Pierwsze śledztwo o tym, jak Chiny kolonizują Europę, w tym Polskę”. Tak naprawdę przeczytałem tę książkę jako swego rodzaju uzupełnienie do „Chiny 5.0”, o której wspominałem (zob. zał.) i (1)
w zasadzie dostałem to, com chciał. Pani Sylwia nawet kilka razy powołuje się na jej autora więc synergia jest dobra, o ile jednak Kai Strittmatter skupiał się jednak na sprawach wewnętrznych Chin, to p. Redaktor postanowiła prześwietlić miękką politykę zagraniczną Państwa (2)
Środka. Bo tu dostajemy przyzwoite śledztwo w jaki sposób Chińczycy próbują, z różnych skutkiem na szczęście, szukać w naszym rejonie świata wpływów, okazji do ekspansji oraz oddziaływania na lokalną politykę i gospodarkę. Czubkowska zabiera nas w podróż po Europie, ale (3)
"Wywiady te mają wartość nie tylko dziennikarską, lecz także literacką – nie są to wierne zapisy spotkań z rozmówcami, lecz ich rekonstrukcje. Ponieważ przeprowadzanie wywiadów wymagało szczególnej wrażliwości i cierpliwości, Liao czasami (1)
rezygnował z używanych zazwyczaj w takich sytuacjach narzędzi, jakimi są dyktafon i notatnik. Niezależnie od tego, czy rozmawiał z kimś w więzieniu, czy na ulicy, zawsze spędzał z daną osobą dużo czasu, żeby przed rozpoczęciem wywiadu zdobyć jej zaufanie. Każda historia (2)
wymagała średnio trzech, czterech osobnych spotkań. Przykładowo, z przedsiębiorcą pogrzebowym Liao rozmawiał podczas siedmiu sesji, a później złożył zgromadzony materiał w jedną całość. W 2001 roku wydawnictwo Yangtse wydało skróconą, ocenzurowaną wersję tej książki i (3)
Na filmiku możemy usłyszeć recytację żartobliwego wiersza napisanego przez Zhao Yuanrena (1892-1982), chińskiego językoznawcę, pisarza i kompozytora. W utworze, który składa się z 10 wersów i 92 znaków, jest tylko słowo „shi” w różnych (1)
tonach. W standardowym mandaryńskim brzmią one niemal identycznie – jako „shi” (pomijając tony). Wiersz jest łatwy do zrozumienia, gdy jest czytany w formie pisemnej w chińskich znakach, ze względu na to, że każdy znak jest związany z innym podstawowym znaczeniem. Jest on (2)
również zrozumiały w formie mówionej w językach chińskich oprócz mandaryńskiego. Gdy jest w formie zromanizowanej lub mówionej formie mandaryńskiej staje się kompletnie niezrozumiały, ze względu na homofonię występującą w chińskim. Tekst w polskim przekładzie: „Poeta Shi Shi (3)