Historyk przyszłości być może za datę graniczną końca dominacji cywilizacji europejskiej (wraz z jej północnoamerykańską delegaturą) uzna dzień, który już przeżyliśmy. Bez wątpienia jednak kończąca się właśnie dekada zapisze się w dziejach jako ostatnia należąca do
cywilizacji białego człowieka – w następnej cywilizacja człowieka żółtego będzie już pierwszoplanowym aktorem.
Oznaki nadchodzącej implozji zostały 150 lat temu zdiagnozowane po raz pierwszy przez Nietzschego, u progu wojny peloponeskiej naszych czasów były już szeroko
opisywane przez Spenglera i Eliota, a że my czasach pełnego upadku mamy dostęp jedynie do nędznych karykatur, to możemy dziś posłuchać, jak o końcu cywilizacji dywagują prof. Roszkowski z red. Warzechą.
Tak, od samego początku była to cywilizacja śmierci, lecz nie w znaczeniu, o którym myślał JPII i które się dziś parodiuje.
Cywilizacja śmierci znaczy cywilizacja nieludzka, nakładająca ciężary, którym nie jest w stanie sprostać żywy człowiek. Śmiercią trącą wszystkie jej filary.
Religią śmierci jest chrześcijaństwo, które stawia przed nami Syna Bożego i mówi: „idź za Nim i rób to, co On robił”. Żaden system religijny w dziejach nie potraktował nigdy człowieka tak poważnie i dojrzale, a więc żaden nie zadrwił z niego w tak okrutny sposób.
Można się oczywiście zasłaniać świętymi i bohaterami, mówić, że człowiek jest zły, ale się stara itd. Nie oszukujmy się jednak. Nikt z nas nie nadstawia drugiego policzka, gdy zostanie uderzony i nikt nie kocha swoich wrogów jak samego siebie. Ta religia nie jest dla nas.
Filozofia zawsze była nihilistyczna. Ani przez sekundę nie udało jej się przebić przez opartą na biologii konstrukcję społeczności ludzkich, które nie mogą być zbudowane na logice i dociekaniu do Prawdy, bo te rozsadzają ich plemienne podstawy.
W gruncie rzeczy przegrała już w momencie, gdy Sokrates wypijał cykutę, cała reszta była tylko grą szklanych paciorków i budowaniem wspólnoty wiedzących w kontrze do dolnych 97%.
Prawo nigdy nie było niczym innym niż wolą silniejszego. Nikt zresztą nie podejmował prób uczynienia z niego czegoś więcej, bo nikt nie miał w tym interesu. Historia prawa to historia maskowania swojej polityczności.
Idea wolności, podział na podmiot i przedmiot poznania, mistycyzm, scholastyka, metoda naukowa – wszystkie tak samo były bezradne w walce z atawizmami hordy pierwotnej.
Jedyna cywilizacja, która chciała odrzucić totalitaryzm, poniosła druzgocącą klęskę, stając się jego symbolem.
Wszystkiemu, co stałe, pozwoliła rozpłynąć się w powietrzu. Wszystko, co w niej mroczne, nazwała Oświeceniem. Ośmieszyła świętości, by na poważnie rozważyć wszystko co śmieszne. Walcząc z religią uczyniła religią wszystko, od ideologii po konsumpcję.
Studia nad wielkimi księgami ludzkości porzuciła na rzecz epoki felietonu. Ponad pogańskie misteria i chrześcijańskie msze od początku stawiała teatr, aż w końcu sama stała się jednym wielkim teatrem. Odrzuciła własne zasady nie mogąc znieść, że sama nie jest w stanie im sprostać
Upodliła swoich najlepszych synów. Starożytnych Greków uczyniła dostawcami intelektualnych półproduktów dla imperialnego Rzymu. Z nowożytnych Niemców zrobiła nadzorców obozów koncentracyjnych i palaczy krematoryjnych pieców.
Tak naprawdę nie trwała długo. Ledwie kilkaset lat dominacji poprzedzonych ponad tysiącletnim rozpędem. Poza Oświeceniem zabiło ją wiele rzeczy: gnoza, kredyt, kultura krytyki, rozum instrumentalny, imperializm, ruch.
Jak każde dzieło człowieka była w gruncie rzeczy igraszką natury. Wyjątkowość Europejczyków, ich idei i sposobów życia, wynikała z przypadkowego połączenia czynników biologicznych, klimatycznych, geograficznych itd. Klimat Europy, jej zwierzęta, patogeny i determinowane nimi
zmiany genetyczne żyjących tu ludzi były podglebiem, z którego wyrosły nieznane innym cywilizacjom idee. Nie były one jednak w stanie pokonać tych atawizmów, które Europejczycy dzielili z resztą przedstawicieli homo defectus.
Otwierająca się właśnie w tej dekadzie dominacja przebranego za marksizm konfucjanizmu nie będzie czasem wolności i traktowania człowieka poważnie. W tym sensie będzie to cywilizacja życia, a ludzkość znów wraca do totalitaryzmu, od którego odeszła tylko na krótką chwilę.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Dogasające już protesty kobiet były, jak napisałem gdzieś wcześniej, katastrofą komunikacji, eksplozją czystych emocji dotykających sfer najgłębszych i najbardziej intymnych.
Domagają się zatem opisania kategoriami myślenia, które stawia sobie za cel eksplorację tych najgłębiej ukrytych i najbardziej mrocznych stron ludzkiej natury – psychoanalizy.
Nie będziemy tu sięgać po klasyków ani bezpośrednio Lacana, a po Pierre’a Legendre’a, a więc myśliciela, który najsilniej wydobywa z psychoanalizy podstawę polityczności – ojcobójstwo.
No dobrze, obiecałem Państwu wątek o fajnopolakach i języku angielskim w związku z wyczynami pani Gotowalskiej, zacznijmy więc bez zbędnych wstępów:
Fajnopolak to w pewnym uproszczeniu człowiek o ujemnym kapitale kulturowym, pozbawiony podstawowej wiedzy i refleksyjności, któremu neoliberalizm kompensuje te braki szeregiem protez: licencjatami bezwartościowych kierunków studiów i ogólnym przekonaniem o własnym wykształceniu,
wszystkimi zaklęciami o umiejętnościach miękkich i certyfikatach. Podsuwa mu się makulaturę w miejsce niebezpiecznych z punktu widzenia władzy książek, moralizatorstwo w miejsce polityczności, Netflix w miejsce obcowania ze sztuką i
CZY JAROSŁAW KACZYŃSKI JEST KONSERWATYSTĄ?
(BONUS: A CZY JANUSZ KORWIN-MIKKE NIM JEST?)
Wersja skrócona dla osób, które nie mają ochoty przebijać się przez ten przydługi i dość męczący wątek: jest (Korwin nie).
Wątek jest w sumie kontynuacją wcześniejszych rozważań o antropologii filozoficznej Gehlena i stosunku konserwatyzmu do katastrofy klimatycznej, zachęcam do zapoznania się z poprzednimi częściami tej trylogii. A teraz cały wywód dla osób należących do górnych 3%:
Rozpoczęty niedawno zwrot ekologiczny PiS-u podsycił narrację o Kaczyńskim, który uległ dyskretnemu urokowi socjalu, złamał się pod presją lewicowych mód Zachodu, albo – w najłagodniejszej z punktu widzenia oskarżeń o herezję wersji –
Katastrofa klimatyczna jest najważniejszym współcześnie potwierdzeniem słuszności konserwatywnego rozpoznania świata. Jednocześnie wiemy wszyscy, że to prawica najbardziej wytrwale pielęgnuje negacjonizm klimatyczny.
Zanim przejdę dalej chciałem zaznaczyć, że rozumiem powody, dla których tak jest. Więcej – byłem tam i sam uległem na pewnym etapie życia przekonaniu, że pod hasłami ekologicznymi kryje się zapewne lewicowa agenda polityczna. Wbrew utrwalonemu stereotypowi to jest bowiem główne
źródło niechęci wielu konserwatystów do uznania antropogenicznych przyczyn zmian klimatu i ich skali. W świecie neoliberalnego systemu ekonomicznego i lewicowych prądów intelektualnych konserwatysta intuicyjnie podejrzliwie traktuje konsensusy autorytetów i powstające dogmaty.
Dwie luźne uwagi natury ogólnej wywiedzione ze sporów ostatnich dni:
1. Jednym ze stałych błędów nędznej polskiej punditerki jest powierzchowne, pseudomatematyczne analizowanie działań politycznych. Sprowadza się ono do ogłaszania, że partia X „przesuwa się” w prawo/lewo,
a przez to straci jakąś część elektoratu, a zyska inną. Potem biorą się z tego wszystkie mityczne centra, miejsca na prawo od PiS, na lewo od PiS, języczki u wagi i inne bzdury. Zgodnie z tym dogmatem polskiej szkoły analizy politycznej, po podniesieniu przez PiS kwestii
zwierzęcych nasi dziennikarze i analitycy wyssali z palca dane ilościowe, pochwycili kalkulatory i zaczęli wyliczać, że akcja ta z pewnością zabierze PiS-owi 5% elektoratu wiejskiego, a da 1% głosów ekologów, więc się nie opłaca (bądź odwrotnie, zależnie od liczącego).