Wraz z Tuskiem wraca cały dorobek mapowania poznawczego, nad którym przed 2015 r. pracowali w pocie czoła kartografowie kompradorskiego neoliberalizmu.
Zanim jednak zakończy się budowa Nord Stream 2 i nasze mieszkania będziemy ocieplać nie gazem, a wyrazami gorącego wsparcia z Zachodu, czeka nas powrót do najważniejszej z siatek pojęciowych fajnych Polaków: anty-polityki.
Przez 6 lat kaczyzm upodmiotawiał kolejne grupy społeczne, demaskował gry interesów i denaturalizował stosunki władzy, żeby Tusk dzień po powrocie mógł powiedzieć: „polityka? Jest dobro i zło, ja jestem dobro, a o programie pogadamy później, teraz strzelcie mi fotkę jak biegam”.
Bitwa Tuska, Pierwszego Kompradora, odpowiedzialnego za rzucanie cieni na ścianę jaskini, w której siedzą przykuci łańcuchami fajnopolacy, z Kaczyńskim, Wielkim Cybernetą zarządzającym bezpośrednio stosunkami społecznymi i zrywającym z teatralizacją władzy,
nie będzie starciem metafizycznym, tylko epistemicznym. Zdecyduje, czy Polacy odważą się wyjść wreszcie z zawinionej niepełnoletności, czy osuną się w nią już do swego końca – który już nie tak znowu daleko.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
„Człowiek zbuntowany” to doskonały tytuł filmu o Jarosławie Kaczyńskim, ale nie powinien opisywać czasów komunizmu.
Bunt przeciw komunie był łatwy, zwłaszcza dla inteligentów w latach 70. i 80. (dobrze wiemy, ile wśród „legend Solidarności” pojebów i idiotów, na czele z ich
szefem, postującym na fb teorie Dänikena i piszącym wiersze o samym sobie).
Bunt Jarosława Kaczyńskiego – ten, który zmienił Polskę – nastąpił później. Był to bunt przeciw temu, czemu sprzeciwić się najtrudniej: niewidzialnym prawom kardynalnym, społecznym konwenansom,
myśleniu potocznemu, powszechnym modom i duchowi czasu.
W krainie samochodozy ostentacyjnie nie robił prawa jazdy. W niedokonsumowanym społeczeństwie polującym na promocje i chwilówki – nie założył nawet konta w banku. W kraju kalek udających ludzi sukcesu nigdy się nie ożenił i
Historyk przyszłości być może za datę graniczną końca dominacji cywilizacji europejskiej (wraz z jej północnoamerykańską delegaturą) uzna dzień, który już przeżyliśmy. Bez wątpienia jednak kończąca się właśnie dekada zapisze się w dziejach jako ostatnia należąca do
cywilizacji białego człowieka – w następnej cywilizacja człowieka żółtego będzie już pierwszoplanowym aktorem.
Oznaki nadchodzącej implozji zostały 150 lat temu zdiagnozowane po raz pierwszy przez Nietzschego, u progu wojny peloponeskiej naszych czasów były już szeroko
opisywane przez Spenglera i Eliota, a że my czasach pełnego upadku mamy dostęp jedynie do nędznych karykatur, to możemy dziś posłuchać, jak o końcu cywilizacji dywagują prof. Roszkowski z red. Warzechą.
Dogasające już protesty kobiet były, jak napisałem gdzieś wcześniej, katastrofą komunikacji, eksplozją czystych emocji dotykających sfer najgłębszych i najbardziej intymnych.
Domagają się zatem opisania kategoriami myślenia, które stawia sobie za cel eksplorację tych najgłębiej ukrytych i najbardziej mrocznych stron ludzkiej natury – psychoanalizy.
Nie będziemy tu sięgać po klasyków ani bezpośrednio Lacana, a po Pierre’a Legendre’a, a więc myśliciela, który najsilniej wydobywa z psychoanalizy podstawę polityczności – ojcobójstwo.
Łysienie. Niezamierzony cel naszej wędrówki. Platon z faktu łysienia wywodził wyższość mężczyzn nad kobietami – te bowiem nie łysieją, a łysienie jest przecież widoczną oznaką wytężonej pracy umysłu.
Łysienie to droga bolesnej męki. Niektórzy są już u jej kresu (Wodeham), inni w połowie (ja), a jeszcze inni dopiero zaczynają przygodę z utratą włosów (Turała). Ludzkość od tysiącleci zajmuje się próbami ukrywania tego zjawiska. Peruki, tupety, maści,
a w epoce industrialnego szczęścia przeszczepy i operacje. Od kilku lat panoszy się również moda na golenie całej głowy, gdy tylko dostrzeże się pierwsze ubytki. Chciałem powiedzieć z całą mocą mojego autorytetu: są to wszystko rzeczy niegodne mężczyzny.
No dobrze, obiecałem Państwu wątek o fajnopolakach i języku angielskim w związku z wyczynami pani Gotowalskiej, zacznijmy więc bez zbędnych wstępów:
Fajnopolak to w pewnym uproszczeniu człowiek o ujemnym kapitale kulturowym, pozbawiony podstawowej wiedzy i refleksyjności, któremu neoliberalizm kompensuje te braki szeregiem protez: licencjatami bezwartościowych kierunków studiów i ogólnym przekonaniem o własnym wykształceniu,
wszystkimi zaklęciami o umiejętnościach miękkich i certyfikatach. Podsuwa mu się makulaturę w miejsce niebezpiecznych z punktu widzenia władzy książek, moralizatorstwo w miejsce polityczności, Netflix w miejsce obcowania ze sztuką i
CZY JAROSŁAW KACZYŃSKI JEST KONSERWATYSTĄ?
(BONUS: A CZY JANUSZ KORWIN-MIKKE NIM JEST?)
Wersja skrócona dla osób, które nie mają ochoty przebijać się przez ten przydługi i dość męczący wątek: jest (Korwin nie).
Wątek jest w sumie kontynuacją wcześniejszych rozważań o antropologii filozoficznej Gehlena i stosunku konserwatyzmu do katastrofy klimatycznej, zachęcam do zapoznania się z poprzednimi częściami tej trylogii. A teraz cały wywód dla osób należących do górnych 3%:
Rozpoczęty niedawno zwrot ekologiczny PiS-u podsycił narrację o Kaczyńskim, który uległ dyskretnemu urokowi socjalu, złamał się pod presją lewicowych mód Zachodu, albo – w najłagodniejszej z punktu widzenia oskarżeń o herezję wersji –