Bardzo lubię sądy rodzinne ponieważ przypominają mi mój ulubiony film, czyli "Unforgiven" Clinta Eastwooda. Nie chodzi o to że sędziowie piją, piją akurat głównie kuratorzy; chodzi o to że nie ma dobrych wyjść. Nie mylcie sądów rodzinnych z innymi sądami; to odrębny świat 👇
Sądy rodzinne są, obok karnych, na pierwszej linii kontaktu z patologią. Taką prawdziwą, nie taką o jakiej czytacie u @Eric00001989.
Rozmawialiście kiedyś z matką która zajebała po pijanemu konkubenta na oczach dzieci a teraz chciałaby je dalej wychowywać? No właśnie.
Kontakt z patologią patologizuje; to dlatego prokuratorzy rozmawiają między sobą grypserą. I znieczula, znieczulica to choroba zawodowa sędziów, podobnie jak lekarzy. Jeżeli dziecko nie jest bite ani gwałcone i ma co jeść to już jest dobrze. A placówka daje to minimum.
Wchodząc w świat sądów rodzinnych, musicie pamiętać że sędzia styka się na co dzień z potworami i zapomniał już, że bidul to miejsce ponure i pełne przemocy, które właściwie nie powinno istnieć. W porównaniu z rodzicami których on(a) widuje, bidul jest lepszy.
Podobny jest punkt widzenia pracowników socjalnych, placówek, psychologów, wszystkich w tej branży. To świat, w którym rodzic z definicji jest podejrzany i niepewny, a mityczne "dobro dziecka" wyryte złotymi zgłoskami w kro jedno ma imię - stabilność. A stabilność to placówka.
Placówka się nie upije i nie pójdzie w tango na tydzień, placówka nie zapomni zażyć leków na schizofrenie, nie pobije 10latka do nieprzytomności za to że kartofle z pola nie zebrane; nie wygna boso na mróz 4latki. Nie chcecie znać pełnej listy rzeczy, których placówka nie zrobi.
Oprócz potworów jest jeszcze to zwykłe pato. Jeżeli potworów łatwo wyobrazić sobie jako tolkienowskie orki, to proste patusy mają coś z Golluma: oślizłe toto, nieporadne, jest w nim coś dobrego ale nic mu nie wychodzi, a jak mu pomożesz i zaufasz to i tak spierdzieli wszystko.
Oni bywają miłymi hobbitami ale przeważnie tylko wtedy, kiedy im się przyśni matka; ta której nigdy nie mieli. Bo tak naprawdę to chlała albo ich zostawiła. Patologię się dziedziczy, to jest karma, która ciągle wraca. I oni to wiedzą, ale ciągle próbują. I ciągle im nie wychodzi.
Zawsze są tacy sami: niekończąca się historia niepowodzeń i spirala trudności, których normalny człowiek nie ma.
I zawsze kłamią, nigdy ci nie powiedzą prawdy, bo kiedyś na samym początku nauczono ich że świat zawsze zdradza i zawsze zawodzi zaufanie. Więc robią to samo.
To są ludzie, których wszyscy chcieliby się pozbyć, Korwin-Mikke ma przynajmniej tyle szczerości, że mówi to otwarcie. Reszta dobrych pań i panów chciałaby po prostu żeby ich nie było widać; niech jakiś system się nimi zajmie żeby nie psuli świata swoją żenująca w nim obecnością
Więc się zajmuje, tak jak umie. Próbuje odróżnić orka od golluma. Zostawić jej to dziecko, czy zabrać, dopilnuje kurator czy nie dopilnuje; ile razy można mieć wszy, aha ma prace, o już 6 miesięcy, ciekawe kiedy ją wywalą, a ta patrz nawet nie pije już dość długo. I tak w kółko.
Wiecie dlaczego to znieczula? Bo to nudne jest jak flaki z olejem, te patusy i ich wieczne borykanie się z życiem; i każdy sędzia rodzinny ma za sobą tę historię że któremuś zaufał i poluzował i oczywiście okazało się że nie warto było, bo jak zwykle kłamali.
Więc normalny człowiek jak trafi do tej menażerii, to musi udowadniać że nie jest wielbłądem, a jego problemy pierwszego świata budzą politowanie. Ojciec, który chciałby widywać dziecko częściej niż raz na 2 tygodnie? Dajcie spokój, niech się gówniak cieszy że w ogóle ma ojca.
Prawda jest taka, że sędziowie rodzinni często mają niski poziom merytoryczny; wiedzy tam wiele nie trzeba, stosuje się w kółko 16 tych samych przepisów na krzyż a wszystkie są kompletnie uznaniowe, z ocennymi formułami ("dobro dziecka", "usprawiedliwione potrzeby", itd).
W tej sytuacji podstawą orzekania są nawyki, robi się tak jak inni. Orłów prawniczych tam nie trzeba i raczej nie orły tam lądują. Żeby orzec, trzeba "trafić" stan faktyczny, ale jak go trafić, jeśli wszyscy kłamią i jedyne co w miarę pewne to te papiery z MOPSU i od kuratora.
Ale kuratorzy i pracownicy socjalni podlegają tym samym schematom co opisane powyżej, tylko N razy bardziej, bo ich pensje są głodowe. Cały system opieki społecznej to - podobnie jak szkolnictwo - jeden wielki dobór negatywny, który jakoś działa dzięki nielicznym pasjonatom.
Normalsi, którzy trafią do sądu rodzinnego, zwykle na kanwie zmiany kontaktów/alimentów, czyli w jakiejś kontynuacji konfliktu post-rozwodowego, też nie przyczyniają się do podniesienia morale. Jaka jest w Polsce kultura sporu i dyskusji to chyba na TT nie muszę tłumaczyć, c'nie?
Więc wyobraźcie sobie, że w ramach odpoczynku od potworów i beznadziejnych patoli dostajecie do rozstrzygnięcia kolejną wersję sporu o majonez, toczoną na śmierć i życie przez parkę, gdzie ona za punkt honoru stawia sobie żeby dziecko widywało ojca jak najrzadziej, bo tak!
a on się zaklina, że przy alimentach > 200 zł niechybnie umrze z głodu, chociaż wszyscy wiedzą że robi w rajchu na czarno, tylko chomikuje u mamusi i nie ma mu jak tego udowodnić. Trzeba by się zdobyć na odwagę, na SWOBODNĄ ocenę dowodów, no ale tego system nie premiuje; uchylą.
Jakbyście tam trafili, to nie zakładajcie że oni wszyscy chcą wam zrobić krzywdę. Nie chcą. Ale mogą. Ze znieczulicy, z głupoty, z przepracowania, ze 100 powodów. Ale, co do zasady - nie chcą tego. Można ich przekonać. Ale trzeba wiedzieć jak, znać te nawyki, a one w dużej mierze
...są, jak cały system polskiego sądownictwa, formalistyczne. Jeżeli nikomu nie można zaufać, to największe zaufanie budzi papier. I przekonująco przedstawiony stan faktyczny, który trzeba zbudować z różnych okruchów dowodowych, a to trzeba wiedzieć jak, więc bez papugi ani rusz
Tu nie ma dobrych wyjść, zwykły człowiek wyjdzie stąd zbrukany bo podeptano jego godność i uczucia; patus wyjdzie z poczuciem krzywdy bo kolejny raz usłyszał że się nie nadaje. Ale najgorzej ma taki w miarę normalny, z ogarnialnym problemem, który ma tylko trochę za uszami
Jego ten system wciągnie w tryby, tłumaczeniom nie da wiary, a na papugę takiego zwykle nie stać; więc zgubi się szybko bo nie rozumie od czego zależy jego wiarygodność; potem puszczą mu nerwy i wybuchnie, no a wtedy to już lot nad kukułczym gniazdem. Chyba że trafi na człowieka.
Żeby nie było tak pesymistycznie: ja sporo tam ludzi spotkałem. System jest nierówny, jak jest słaby wydział to "tak jak wszyscy" oznacza "na odpierdol", ale zdarzają się wydziały przyzwoite. Jak zwykle, młodsi sędziowie są lepsi, bo są wrażliwsi, mniej schematyczni. Jeszcze.
Tylko żeby spotkać tego człowieka, to trzeba dać mu szansę, żeby on zobaczył człowieka w tobie. To może oburzać, ale kontakt z sędzią rodzinną wymaga sporo cierpliwości i wyrozumiałości. Ona z reguły ma dość tego wszystkiego i jest znieczulona, ale kiedyś też była miłym hobbitem
Aha, i jeszcze jedno. Następnym razem, jak zobaczycie w mediach jakiś oburzający news z sądem rodzinnym w roli głównej, to policzcie do 10 zanim skomentujecie. Do 10 milionów, znaczy. A potem, zamiast skomentować, obejrzyjcie "Unforgiven". Nic nie jest black&white.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
#LetsTalkDesign odc. 32: Pecunia non olet
Będzie to wątek osobisty, ponieważ poznałem kiedyś Haralda Müllera. Było to w salonie Porsche w Katowicach, gdzie Harald przejazdem wpadł kupić sobie kolejne Porsche, a ja wpadłem zapytać, czy ktoś nie ma poratować szlugiem (#TAKBYŁO)
Dzięki tej rozmowie mogłem w późniejszym życiu zrezygnować z coachingu i rozwoju osobistego, ponieważ Harald zdradził mi swój sekret: Żeby osiągnąć sukces trzeba po prostu wcześnie odkryć swoją pasję, zarażać nią innych i być konsekwentnym. Pasją Haralda Müllera było gówno.
Już w gimnazjum zatrudnił się jako pomocnik tzw. babci klozetowej na dworcu w Wiesbaden. Babcia okazała się dziadkiem, w dodatku samotnym, w związku z czym po jej śmierci młody Harald odziedziczył interes. Natura interesu dawała mu sporo czasu na myślenie.
Nie lubię założenia o racjonalności aktorów; znacznie więcej wydarzeń politycznych bierze się z głupoty i z przypadku niż z jakichkolwiek planów; w tym jednak wypadku plan Zbigniewa Z. wydaje mi się na tyle prosty że nawet on mógł sobie takowy wymyślić, zapraszam na wąteczek👇
Na mini-wąteczek, bo plan jest nie tylko prosty, ale i krótki. Wszyscy wiemy, czego pragnie minister sprawiedliwości, pragnie on władzy nad PiS; po upokorzeniu przez Prezesa, który odrzucił jego propozycję "fuzji" z ZP musi usunąć delfina, czyli Morawieckiego i zająć jego miejsce
Jak się to robi, najlepiej opisał @Palikot_Janusz: "Jeżeli nie zrobi tego, nie pokaże,(...) to się nie nadaje na przywódcę. Powiem brutalnie, tylko wtedy możesz dać sobie radę, gdy krew i sperma ciekły ci po twarzy". Zizou funduje więc właśnie premierowi odświeżające kąpiele.
Problem ze Zbigniewem Ziobrą polega na jego niepohamowanej żądzy czynienia dobra. Oraz na tym, że zamiast jak Zoltan Chivay, ograniczyć ją do siebie i swego bezpośredniego otoczenia, dąży on do tego, aby uszczęśliwić wszystkich. Za wszelką cenę. Zapraszam na wąteczek 👇
2gą ważną obok Sapkowskiego książką, której nie przeczytał Zizou jest Summa Theologiae św. Tomasza. Dowiedziałby się z niej, że dobro jest bytem i może być pomnażane, zło zaś - jest jedynie brakiem dobra. Tymczasem Zbigniew tkwi w fundamentalnym błędzie, wierząc że jest odwrotnie
... że to zło jest bytem, a dobro polega po prostu na tym, aby zwalczać zło; gdy usuniemy całe zło, pozostanie tylko dobro. To typowy sposób myślenia rewolucjonistów, którzy jak wiadomo do niczego dobrego w ten sposób nie doprowadzili.
#LetsTalkDesign odc. 31: Polski Dürer
Większość z Was miała jego grafiki w rękach, a wielu z Was nawet je oblizywało. Nic dziwnego, łączna liczba egzemplarzy w jakich wydrukowano jego maleńkie arcydzieła, to coś około 25 MILIARDÓW. A jednak... nie słyszeliście o nim. Zapraszam👇
Czesław Słania był komunistą. Chyba nie do końca z przekonania, ponieważ nawiał z komunistycznego raju, kiedy tylko nadarzyła się możliwość; jednak do PPR w 1942 nie wstępowało wielu. Nie wszyscy pchali się też w 1944 do Centralnej Szkoły Oficerów Polityczno-Wychowawczych.
Jednego z największych polskich artystów XX wieku zawdzięczamy więc głównie gruźlicy. To przez nią zwolniono go z wojska, skąd, obdarowany medalami, udał się w 1946 na krakowską ASP (wtedy WSSP). Uznano że się nadaje; w Armii Ludowej zajmował się w końcu fałszowaniem dokumentów
Kochani ja wiem że moje wątki o polityce dość banalne są (za co słusznie gromi mnie Zelig); ten będzie niestety wyjątkowo banalny. Nie piszę go jednak dla Was, wiem że już to wiecie; piszę go dla posłów PiSu, konkretnie dla tych, którzy po wczorajszym orędziu pukali się w głowę👇
...część z nich zostanie przecież w polityce i będzie potrzebowała jakiegoś poręcznego instrumentarium do uwiarygodnienia i rozliczeń winnych; niech ten maleńki syllabus errorum politycznej komunikacji wezmą ze sobą na nową drogę; zapraszam, przecież wiem dobrze że czytacie.
Propaganda totalna nie dopuszczająca żadnych odstępstw i wątpliwości co do obowiązującej linii, jak wszystko co totalne jest prawie doskonała. Prawie, ponieważ aby była totalna wymaga jeszcze dwóch rzeczy: zdolnego do działania aparatu przemocy i pełnej kontroli obiegu informacji
Jaki jest stosunek Jarosława Kaczyńskiego do dzieci nienarodzonych to wszyscy wiemy, ale przypomnę:
+/- taki jak mój do kretów. Milusie stworki, ale nikt nie będzie podpalał państwa w imię ich ratowania. Nikt normalny w każdym razie.
Zapraszam na wąteczek "Kaczyzm na wirażu" 👇
Przypomnę też może, bo to w Polsce pewna egzotyka, że istnienie państwa jako wspólnoty politycznej ma sporą wartość dla ludzi którzy w nim żyją; w Polsce niby się to przyjęło, ale jest spory kłopot jest ze zrozumieniem, od czego to istnienie państwa zależy.
Zagranico nazywają to "racją stanu"; obejmuje ona m. in. przekonanie, że jeśli konflikt społeczny wymknie się spod instytucjonalnej kontroli to rozwali państwo. Dlatego rozsądni politycy nie pozwalają, żeby konflikt rozpalił się ponad miarę. Prezes, co by o nim nie mówić...