W pierwszej części wątku starałem się odtworzyć ramy w jakich funkcjonowała inteligencja PRL jako klasa społeczna; dziś o jej losach podczas reglamentowanej rewolucji i o jej końcu. "Toast za inteligencję", cz. II
Chciałbym tu zwabić @SonikBoguslaw i @romangraczyk, może się uda.
Mamy więc lata 70te. Wśród inteligentów dominuje oportunizm, ale jest to oportunizm coraz bardziej nielubiany. Istnieją grupki nie tylko oporu politycznego (bardzo nieliczne, bo to było nader ryzykowne zajęcie), ale przede wszystkim - w dorosłość wchodzi pokolenie powojenne
Czuje ono przymus Trzeba Żyć dużo słabiej niż ich rodzice. Co owocuje powstaniem kontrkultury: poetyckiej (Wojaczek, Stachura, Bierezin), teatralnej (Teatr Ósmego Dnia), muzycznej (1976 pojawia się John Porter, 1979 Janerka zakłada Klaus Mitffoch); rozwija się ruch hippisowski
Z ciekawostek, wspomnijmy pokolenie Kaskaderów. Nie tych literackich, tylko sportowych. Grupa młodych krakowskich wspinaczy skupionych wokół Ryszarda "Rico" Malczyka dokonała przełomu w polskim wspinaniu, "otwierając" skalę trudności powyżej VI stopnia
ale przede wszystkim była niezwykłym zjawiskiem w PRL-owskiej szarzyźnie, czyniąc swoim znakiem rozpoznawczym berecik z antenką na głowie i butelkę taniego wina w dłoni, porozumiewając się "grą półsłówek" i nadając nowym drogom nazwy takie jak "12 kwachów" czy "Mucha w Rajtkach"
Ale obok tej, umówmy się, niezbyt ryzykownej kontestacji kulturowej, dzieją się też rzeczy poważne. Jerzy Kowalczyk zostaje skazany na karę śmierci, w 1977 ginie Staszek Pyjas i powstaje SKS. W 1979 dochodzi do "zamachu" na pomnik Lenina w N. Hucie. Nie dało się tego nie wiedzieć
To wszystko oddziałuje na naszego archetypicznego Karwowskiego. Nawet jeśli chciał tylko spokojnie żyć, to wciąż natrafiał na ludzi którzy w jakiś sposób socjalistyczną rzeczywistość kontestowali. Niektórzy tylko stylem życia, ale niektórzy - rzucając realne wyzwanie władzy
Oczywiście, ludzi, których stać było na to, żeby wyłamać się z oportunizmu nie było wielu. Ale ci, których stać nie było, po cichu tamtym kibicowali. I po cichu chcieli mieć udział w bohaterstwie tych nielicznych. Co pięknie oddał Mrożek w postaci Lucusia niniwa22.cba.pl/mrozek_ostatni…
Trzeba tu podkreślić, że choć praktycznie wszystkie formacje opozycyjne tego czasu powstały i działały dzięki zaangażowaniu inteligentów, to ani nie miały one poparcia inteligencji jako całości, ani jej nie reprezentowały. Większości inteligentów nie było w PRLu AŻ TAK źle
Oczywiście, mierząc ówczesną miarą. O ile jednak robotnicy buntowali się głównie z pobudek materialnych, o tyle inteligenci (ci którzy się na to zdobyli) robili to głównie w imię przywiązania do tych resztek przedwojennego etosu oraz z pragnienia odgrywania roli politycznej
Dlatego sojusz inteligencji z ludem, zrodzony w '80 okazał się złudzeniem. Inteligenci wsparli "Solidarność" i nadali jej strukturę, bo ziściło się to, o czym skrycie marzyli: stali się wreszcie Głosem Narodu i mogli otwarcie pokazać fucka władzy. Robotnicy chcieli lepiej żyć.
Dokładniej, Głosem Narodu chciała stać się tylko inteligencka elita. Rzesza Karwowskich i Lucusiów chciała raczej wyrwać się z własnego oportunizmu (który w atmosferze narastającego sprzeciwu wobec władzy coraz bardziej ciążył). I chciała wyrwać się z niego bezkarnie.
"Solidarność" oznaczała dla inteligencji, że różni poukrywani dotąd głęboko "husarze" mogli otwarcie poprzeć to, co traktowali jako wyjątkową okazję do wymuszenia na władzy większej swobody. To się zbiegało z oczekiwaniami robotników, ale tylko częściowo.
Masowy akces różnych Lucusiów do "Solidarności" to był ten "owczy pęd", o którym mówił kiedyś, budząc oburzenie, Kwaśniewski. Ze swojej perspektywy miał rację - on, będąc tam gdzie był, widział że do Związku zapisywali się ludzie do niedawna pozostający z władzą w symbiozie
Nie należy tego postrzegać tylko przez pryzmat koniunkturalizmu. Wstąpienie do "S" było buntem przeciw władzy, nawet jeżeli taki bunt był w okresie karnawału "S" dosyć tani. I byli też tacy, którzy zdobywszy się na odwagę dopiero wtedy, nie stracili jej również później.
Dlatego postacią symbolizującą postawę polskiej inteligencji po sierpniu '80 jest redaktor Winkel: człowiek złamany, współpracownik SB, który znajduje w sobie - wreszcie - tę odwagę żeby odmówić. W rewolucji Solidarności - jak w każdej rewolucji - chodziło też o godność.
I dlatego, w stworzonym przez inteligentów (w tym przez znanego inteligenta, Karola Wojtyłę) etosie "Solidarności" godność była tak mocno akcentowana. I jej pojęcie ten ruch spajało. Tylko że dla poszczególnych członków ruchu oznaczała ona bardzo różne rzeczy. Dla robotników
godność oznaczała, przede wszystkim, godne warunki pracy i płacy (choć nie wyłącznie); dla inteligentów - tych którym udało się dotrwać do 1980 z minimalną ilością kompromisów na koncie (byli tacy!) - afirmację wartości nadrzędnych, po prostu triumf Dobra nad czerwonym Złem
Ale dla oportunistycznej większości oznaczała po prostu, że będą mogli o swoim wcześniejszym oportunizmie zapomnieć. Że dołączywszy teraz do bohaterskiego peletonu (na który spływał splendor Reprezentacji Narodu), odkupią swoje grzeszki i świństewka z przeszłości.
Moralne rozliczenia tych życiorysów jest bardzo trudne. W karnawale "Solidarności", a zwłaszcza w tym co stało się po grudniu '81 wszystko się wymieszało - niektórym świniom wyrosły skrzydła, a niektórym aniołom wyrosły ryje. Rzecz jednak nie w ocenie indywidualnych wyborów
...rzecz w procesach społecznych. A potoczyły się one tak, że gdy już prawie wszyscy inteligenci zapisali się do "S" wierząc że odkupują w ten sposób przeszłość, przyszedł Towarzysz Generał i przypomniał im, na czym polega rola inteligencji w komunizmie
Czas po grudniu 1981 był czasem łamania kręgosłupów w pewnym sensie gorszym niż ten stalinowski. Bo bezpośrednio po wojnie można było rozumieć Trzeba Żyć bardzo dosłownie - wyboru właściwie nie było, był realny strach przed bezpieką a na pociechę był jeszcze mit odbudowy kraju.
WRONa zabijała rzadko i głównie robotników, nie obiecywała że coś odbuduje; oczekiwała upodlenia w zamian za pozostawienie w relatywnie uprzywilejowanej pozycji. Ogromna większość Lucusiów musiała pogodzić się z tym, że wraca do oportunizmu i to było doświadczenie formacyjne
Znowu: pewna część odmówiła; pewna część stawiała opór. Był bojkot TVP, było rzucanie legitymacjami PZPR. Było podziemie i emigracja. Ale większość ponownie akomodowała. Liczba tajnych współpracowników SB wzrosła między 1980 a 1989 z 30 tysięcy do ok 100 tys.
Dominującym doświadczeniem inteligencji PRL rozumianej jako klasa stało się po grudniu '81 podporządkowanie systemowi i triumf Trzeba Żyć. "Wedeta robotniczych sag wkłada sukienkę w czarny deseń... Choć przecież na rządowy raut zajeżdża białym mercedesem"
Dlatego kiedy przyszedł 1989, klasa inteligencka rozdarta była pomiędzy dwa pragnienia: ukarania czerwonego, za to że ich upodlił i jednocześnie rozgrzeszenia własnego oportunizmu, zwłaszcza tego niedawnego, z lat 80tych. Inteligenci chcieli znów poczuć się jak za pierwszej "S"
Problem w tym, że nie bardzo dało się ukarać czerwonego, nie rozliczając samych siebie; tkwiła tu wewnętrzna sprzeczność. Czerwony był zły, bo nas upadlał, a my, dając się upodlić, byliśmy... oh wait. Na szczęście znalazł się człowiek, który zaproponował rozwiązanie.
Adam Michnik uwiódł praktycznie całą PRL-owską inteligencję, zaoferowawszy jej 2 rzeczy: zachowanie tożsamości, pomimo upadku jej materialnych i kulturowych podstaw oraz rozgrzeszenie oportunizmu - mało tego, zastąpienie go mitem bohaterstwa. I poniżenie czerwonego przy okazji
Po upadku systemu, zniknęło to, co inteligentów spajało w klasę społeczną: sam system. Do '89 czy byłeś inżynierem, lekarzem, profesorem, czy aktorem - twoja kariera zależała od tego, co myślą o tobie partyjni we właściwym komitecie; wokół tego problemu powstała cała kultura
...która to opisywała, pocieszała Cię i uczyła jak z tym sobie radzić. To wszystko zniknęło i inteligencja jako klasa zaczęła się szybko dezintegrować. Gazeta Wyborcza miała odpowiedź na ten kryzys tożsamości, oferując prosty w sumie zestaw kulturowych artefaktów; sama stała się
najważniejszym artefaktem definiującym inteligenta w nowej rzeczywistości. Śmieszne? Za proste? Ludzie potrzebują przynależeć. Wyborcza była jedynym medium, które oferowało inteligencki język i inteligenckie postrzeganie rzeczywistości. A postrzeganie to było moralizatorskie
...bo w PRL wszystkie inteligenckie problemy sprowadzały się do jednego, moralnego: jak żyć, kiedy Żyć Trzeba. Wyborcza przeniosła to w nową rzeczywistość, przy czym Michnik, zachowując inteligencki paradygmat myślenia, zaoferował rozwiązanie moralnego problemu oportunizmu:
Mit inteligenta opozycyjnego, który złą władze pokonał, a potem jej rozumnie wybaczył. Nie szkodzi, że nie było w tym krzty prawdy ani sensu - właśnie dlatego to zadziałało. Czytając Wyborczą, każdy Lucuś mógł czuć się bohaterem, a odpuszczając komunistom - odpuszczał sobie.
Wiecie kim był peerelowski inteligent w transformacyjnej rzeczywistości? Moim kolegą, który potępiał "polowanie na czarownice" zgodnie z tym, co przeczytał w Wyborczej, ale jednocześnie nie kupował Polityki bo to komunistyczny szmatławiec. True story. Odnaleźli się w tym idealnie
Dodajmy, że Michnikowi bardzo pomogła rodząca się post-solidarnościowa prawica. Która, kompletnie nie rozumiejąc że społeczeństwo buduje się z tego co jest, a nie z tego co wyobrażone, wymarzyła sobie że nową Polskę powinni budować ludzie, którzy się oportunizmem nie zhańbili
Dziwicie się, że wszystkie Lucusie wolały Michnika od Kaczyńskiego? Lucusiów była większość; prawica nie potrafiła sformułować oferty, która dowartościowałaby ich dorobek i momenty ich zaangażowania, odpuszczając im grzeszki i kompromisy. A większość miała w życiorysie i to i to
Inteligentów - tych "zwykłych", tych Karwowskich - Michnik skutecznie przekonał, że jakakolwiek próba rozliczenia PRL i odrzucenia PZPRowskiej nomenklatury będzie próbą rozliczenia ich osobiście i odrzucenia ich dorobku. A zwłaszcza rozliczenia ich choćby najmniejszych świństewek
To był największy błąd post-solidarnościowej prawicy, że nie umiała oddzielić pytania o to kim byłeś w PRL, od pytania o to, co w tym PRL robiłeś. Odrzuciła w ten sposób od siebie 80% inteligencji i całą nomenklaturę niższego szczebla (zwłaszcza administrację gospodarczą)
A bez tych warstw, co by o tym nie myśleć, nie dało się ani rządzić państwem, ani go budować. I dlatego zręby III RP zbudowała Unia Demokratyczna. Ale Unia Demokratyczna mogła się poruszać tylko w granicach metapolitycznego pola, które wyznaczał Michnik
...choć wbrew temu co dziś się wydaje, wielu jej politykom było z Michnikiem nie po drodze. Ale to Wyborcza kontrolowała w l. 90 rząd dusz nad polską inteligencją, a Unia Demokratyczna byłą par excellence partią peerelowskich inteligentów, ze wszystkimi ich wadami i zaletami.
I dlatego zniknęła. Bo zniknęła inteligencja, która w ciągu 10 lat transformacji rozpuściła się w wolnych zawodach, sub-klasach specjalistów, trochę poszła w biznes. Zniknęły zresztą wszystkie klasy, które tworzyły społeczeństwo PRLu: zniknął proletariat przemysłowy,
nomenklatura po krótkim okresie budowy nowej klasy oligarchicznych przedsiębiorców przegrała z wolnym rynkiem; chłopi trzymali się aż do wejścia do UE i znikają na naszych oczach teraz. Stajemy się społeczeństwem zachodnim, co jest jednak tematem na osobny wątek.
Michnik zaoferował PRL-owskiej inteligencji "zbawienie" od jej głównego transformacyjnego problemu, ale okazało się ono przejściowe. Nie zrozumiał, że inteligencja jako klasa nie przetrwa, a wraz z nią zniknie jego metapolityczna władza. Została garstka celebrytów. I coś jeszcze
Duża część Polaków, choć dysponowali niższym kapitałem kulturowym niż czytelnicy GW, była w stanie dostrzec, że cała ta michnikowska opowieść o inteligentach, którzy pokonali komunizm a potem komunistom wybaczyli to ściema i że stoi za nią gigantyczna hipokryzja.
Wielu ludzi po prostu chciało rozliczenia komunistów. Lata 80-te przyniosły nie tylko oportunizm, one przyniosły też bohaterstwo. A to bohaterstwo drożej kosztowało związkowego lidera, którego SB mogła wywieźć do lasu bez obawy że powiedzą o tym w "Wolnej", niż inteligenta
I tak się złożyło, że w latach 80-tych więcej oportunizmu było po stronie inteligenckiej a więcej bohaterstwa - po stronie robotniczej. I ten inteligencki oportunizm raził zwłaszcza po karnawale "Solidarności", podczas którego artystom łatwo tak przyszło wzywać lud na barykady.
Kaczmarski to rozumiał, pisząc w 1983 tę piosenkę: chodziło właśnie o Wajdę, który w Paryżu z wronim paszportem kręcił Dantona, zamiast - zgodnie z etosem, który sam przecież kreował - dać świadectwo tam gdzie "Adam, druty, tortury, obozy". Tak TEN Adam
Ale dekadę później, Adam wytłumaczył Jackowi, że ta piosenka była niesprawiedliwa; nie uwzględniała, wiecie-rozumiecie, takich pewnych uwarunkowań. Adam zbawiał w ten sposób inteligencję i przy okazji realizował swój projekt polityczny: wprowadzić postkomunistów do polityki
Wyobrażał sobie, że będą wygodnym słabszym partnerem, bo sądził że zawsze będą od niego - zbrojnego w etos moralnej wyższości i panującego niepodzielnie nad umysłami inteligencji - zwyczajnie słabsi. Pomylił się, a przy okazji wykopał przepaść między "ludem" a inteligencją
Bo przekonanie o "zdradzie klerków" wrosło w Polaków głęboko i czekało na skuteczne zagospodarowanie. Na kogoś, kto wyrazi politykę w prostych kategoriach moralnych, dostępnych prostemu człowiekowi.
I dlatego właśnie polityka PiS została ufundowana tak mocno na kompleksie antyinteligenckim i antyelitarnym. Nie dlatego - jak chcą wierzyć post-inteligenci, wzdychający za "etosem" - że Kaczyński żeruje na najniższych instynktach ciemnego ludu.
Dlatego, że pomysł Michnika okazał się mieć wysoką cenę: było nią sklejenie w popularnym odbiorze archetypu inteligenta z hipokryzją. Chyba już nieodwracalne, do czego w ostatnim czasie Krystyna Janda się walnie przyczyniła. Czego osobiście bardzo żałuję.
"Inteligencja" nie oznacza dziś Grotowskiego, Kantora, Nowosielskiego, Telakowskiej, Bierezina ani nikogo z tych ludzi, o których piszę czasem w #LetsTalkDesign. Tylko tę nieszczęsną Jandę w jej aktualnej wersji. I może jeszcze Adasia Miauczyńskiego.
Wolałbym nie pamiętać Jandy jako rozhisteryzowanej, pazernej Chytrej Baby. Chcę ją pamiętać jako Agnieszkę, chcę ją pamiętać w tej sukience w czarny deseń. Nawet jeżeli to był tylko teatr; jakież piękne to było przedstawienie. Wypijmy za inteligencję, wypijmy ten ostatni raz.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Krystyna Jandy w roli Chytrej Baby z Radomia jest ostatnim, mocno spóźnionym akordem w historii peerelowskiej inteligencji. Której dwuznaczny etos dogorywa właśnie na śmietniku twitterowej pogardy. "Toast za inteligencję", zapraszam na wąteczek 👇
"Inteligencję" każdy definiuje inaczej; była zjawiskiem złożonym i niejednorodnym. Inteligentami byli i Jan Olszewski i Jerzy Urban. Inteligencja budowała stalinizm; inteligencja stworzyła "Solidarność". Ale inteligentem był też inżynier Karwowski. Czym więc była, do cholery?
Była specyficzną klasą społeczną; z inteligencją przedwojenną miała trochę wspólnego, ale niewiele; skupmy się więc na inteligencji PRLowskiej. Pojęcie klasy społecznej też zresztą wymaga wyjaśnienia; Weber narzucił nam pojęcie klasy jako kategorii czysto ekonomicznej...
#LetsTalkDesign odc. 33,5 #bonusik: Przeżyjmy to jeszcze raz
Wszyscy jesteśmy dziś, nieprawdaż, krzynkę zmęczeni; w związku z tym będzie mało tekstu, a dużo obrazków. Zapraszam na subiektywny i dość przypadkowy przegląd fotografii dokumentujących miniony rok. Rok 2020 👇
Rok ten zaczął się od erupcji wulkanu Taal (powyżej, Ezra Acayan), a potem były pożary w Australii. Już o nich nie pamiętacie ponieważ zaraz przykryło je wiadomo co; ale lasy płonęły dalej, nie tylko w Australii (Matthew Abbott, Robert Gauthier, Sam Mooy, Adam Ferguson)
Pożary są bardzo fotogeniczne, w związku zrobiono im bardzo dużo zdjęć; dorzucam jeszcze 4 (Tracey Nearmy, Adek Berry, Sean Davey, nieustalony)
#LetsTalkDesign odc. 33: Ciało kobiety, ciało Chrystusa
Ikonoklaści w gruncie rzeczy mieli rację. Przedstawianie Boga prowadzi do neopogaństwa, gdyż łatwo może przerodzić się w przekonanie że Bóg rzeczywiście obecny jest obrazie. A przecież obraz - to przedmiot, a więc idol.
Bóg zakazał wszak oddawania czci idolom.
Dlatego pierwsi chrześcijanie mieli raczej wrogie podejście do wizerunków, preferując symbole. Jednak po wejściu nowej religii do mainstreamu, procesy syntezy z kulturą antyczną okazały się nie do powstrzymania
W VI wieku pojawiają się ikony z klasztoru Św. Katarzyny na Synaju, które śmiało określić można jako nową - całkowicie chrześcijańską! - sztukę. Czerpiącą z antyku, ale przekształcającą go w coś radykalnie nowego.
#LetsTalkDesign odc. 32,5 Francuski łącznik
Niedocenianym wkładem generała Jaruzelskiego w polską historię jest to, że dzięki niemu ponownie polubili nas Francuzi. Jeden z nich postanowił nawet nas odwiedzić, czemu zawdzięczamy niezwykły portret. Portret Polski lat 80tych.
Kiedy Bruno Barbey pakował swoją rodzinę do campera, by wyruszyć do Polski w przededniu karnawału "Solidarności", Francją rządził ciągle Valéry d’Estaing, niezłomnie przywiązany do polityki détente. Ale miłość Francuzów do ZSRR stawała już pod znakiem zapytania.
Bruno czuł, że w Polsce dzieje się coś ważnego - dla Polski też, ale przede wszystkim dla świata. A zawód Bruna polegał na tym, aby być tam, gdzie dzieje się TO - i uchwycić TO w obrazach. To były czasy największej chwały fotografii prasowej, a on był w jej ścisłej czołówce
Bardzo lubię sądy rodzinne ponieważ przypominają mi mój ulubiony film, czyli "Unforgiven" Clinta Eastwooda. Nie chodzi o to że sędziowie piją, piją akurat głównie kuratorzy; chodzi o to że nie ma dobrych wyjść. Nie mylcie sądów rodzinnych z innymi sądami; to odrębny świat 👇
Sądy rodzinne są, obok karnych, na pierwszej linii kontaktu z patologią. Taką prawdziwą, nie taką o jakiej czytacie u @Eric00001989.
Rozmawialiście kiedyś z matką która zajebała po pijanemu konkubenta na oczach dzieci a teraz chciałaby je dalej wychowywać? No właśnie.
Kontakt z patologią patologizuje; to dlatego prokuratorzy rozmawiają między sobą grypserą. I znieczula, znieczulica to choroba zawodowa sędziów, podobnie jak lekarzy. Jeżeli dziecko nie jest bite ani gwałcone i ma co jeść to już jest dobrze. A placówka daje to minimum.
#LetsTalkDesign odc. 32: Pecunia non olet
Będzie to wątek osobisty, ponieważ poznałem kiedyś Haralda Müllera. Było to w salonie Porsche w Katowicach, gdzie Harald przejazdem wpadł kupić sobie kolejne Porsche, a ja wpadłem zapytać, czy ktoś nie ma poratować szlugiem (#TAKBYŁO)
Dzięki tej rozmowie mogłem w późniejszym życiu zrezygnować z coachingu i rozwoju osobistego, ponieważ Harald zdradził mi swój sekret: Żeby osiągnąć sukces trzeba po prostu wcześnie odkryć swoją pasję, zarażać nią innych i być konsekwentnym. Pasją Haralda Müllera było gówno.
Już w gimnazjum zatrudnił się jako pomocnik tzw. babci klozetowej na dworcu w Wiesbaden. Babcia okazała się dziadkiem, w dodatku samotnym, w związku z czym po jej śmierci młody Harald odziedziczył interes. Natura interesu dawała mu sporo czasu na myślenie.