#LetsTalkDesign odc. 34: Historia pewnego nawrócenia.
Do malarstwa religijnego artyści dojrzewają powoli. Jacques Joseph Tissot, znany bardziej jako James Tissot, namalował "Ce que voyait Notre-Seigneur sur la Croix" będąc już dobrze po pięćdziesiątce. Tak, to jest Ukrzyżowanie.
Nawrócił się dzięki wizji, którą zesłał mu Bóg w kościele Saint-Sulpice w Paryżu. Złośliwi powiedzą, że równie dobrze mógł mu ją zesłać absynt; Tissot jako artysta zadawał się z impresjonistami, pointylistami i w ogóle z ludźmi którym lepiej nie podawać ręki. Wizja wyglądała tak:
Tezę o absyncie może też potwierdzać to, że w 1885 Tissot nie był w najlepszym stanie psychicznym. 3 lata wcześniej zmarła na gruźlicę jego muza, kochanka i towarzyszka życia, Kathleen Newton.
Historia życia Kathleen, "la ravissante Irlandaise", zasługuje na dygresję. Córka Irlandczyka w służbie brytyjskiej, urzędnika Kompanii Wschodnioindyjskiej, urodziła się w Lahore w 1854. W przeciwieństwie do Mary Lennox, bohaterki Tajemniczego Ogrodu, dorastała szczęśliwie
...i jako 11-latka powróciła z rodzicami do Albionu. 5 lat później tatuś wydał ją zdalnie za kolegę z Civil Indian Service i wsadził na statek płynący do Indii. Traf chciał, że na tym samym statku znalazł się młody, przystojny kapitan Strzelców Bengalskich, wracający na placówkę
Reszty się oczywiście domyślacie, ale nie całej; otóż Kathleen, jak przystało na pobożną Irlandkę, poszła do spowiedzi - ale dopiero po ślubie z wybrankiem swojego taty. Spowiednicy w tych czasach nie zadowalali się paroma zdrowaśkami, więc Kathleen musiała wybrać:
Ujawnienie romansu mężowi, albo brak rozgrzeszenia. Wybrała mądrze, to znaczy rozwiodła się, dzięki czemu - jak mi się wydaje - zachowała szansę na życie wieczne (give it a thought; przypominam że w czwartki dyżurujemy w kancelarii do 18tej, chociaż promocje już się skończyły)
W epoce wiktoriańskiej, wbrew obiegowym opiniom, kobieta nie miała problemu z byciem tzw. mistress. O ile oczywiście nie obnosiła się z tym statusem. Kathleen nigdy więc nie ożeniła się z przystojnym kapitanem, ale urodziła mu córkę. 4 lata później poznała Tissota, w Wenecji.
Był wtedy u szczytu swej dobrze zasłużonej, burżuazyjnej sławy. W Londynie pojawił się po raz 1szy w 1862, jednak jego kariera nabrał rozpędu po wystawieniu Jeune Femme en bateau w paryskim Salonie w 1870. Obraz, jak to byśmy dziś powiedzieli, mocno podniósł mu wyniki sprzedażowe
Tissot odkrył prostą prawdę sztuki użytkowej, sztuki przez małe "sz": ludzie nie chcą obrazów i przedmiotów niepokojących. Nie chcą się wysilać, chcą mieć trochę przyjemności i coś dekoracyjnego. Dobrze widać to w zestawieniu Le Partie Carrée z 1870 ze Śniadaniem na Trawie Maneta
Tylko wariat chce mieć życie jak bohaterowie "Cyganerii". Takie życie nadaje się co najwyżej do oglądania z operowej loży; dlatego też Tissot pił z impresjonistami, ale z nimi nie wystawiał. Pomimo to lubili go, Degas machnął mu nawet portrecik. On sam namalował się korzystniej
Tissot nie chciał się buntować ale słusznie uznał, że z akademizmu nic już nie będzie; rosnące w siłę mieszczaństwo Drugiego Cesarstwa (które ze chwilę miało stać się III Republiką) chciało sztuki wyrażającej jego aspiracje; sztuki w której odbijałoby się życie bourgeoisie.
W pewnym sensie, można uznać go za ojca duchowego secesji. Stylistyka którą zaproponował była pusta i nieprawdziwa, przedstawiała mieszczan tak, jak oni sami chcieli widzieć siebie, nie mówiąc o nich nic głębszego. Ot, ówczesna wersja Instagrama. I była bardzo dekoracyjna.
Nie jest, jak sądzę, przypadkiem, że Tissot był synem pary rzemieślników: ojciec produkował draperie, a matka - kapelusze. Właściwego wyrazu dla mieszczańskiej dekoracyjności Jaques poszukiwał od początku swojej drogi artystycznej, gdy fascynowało go jeszcze Średniowiecze
W 1870 wszystko jest więc na najlepszej drodze. Nasz bohater zmierza ku dojrzałości artystycznej, odnosząc niebagatelny sukces finansowy. I akurat wtedy Napoleon III musiał popełnić ostatni błąd swojego życia: wypowiedzieć wojnę Królestwu Prus.
Skutki znamy: Sedan, upadek Cesarstwa, Komuna Paryska. Tissot bierze udział w obronie stolicy i przyłącza się do komunardów. Złośliwi mówią, że głównie w celu ochrony własnego majątku przed rabunkiem (szanuję!). Jednak po jej upadku musi uciekać; bez grosza ląduje w Londynie.
Nie było wtedy Patronite, więc musi po prostu wziąć się do uczciwej pracy: zostaje ilustratorem Vanity Fair (tego brytyjskiego, istniejącego od 1868). Przynosi mu to rozpoznawalność, zaczyna wystawiać i pojawiają się zlecenia. Szybko wchodzi do sosjety
Żeby już tak nie jeździć po patronajcie, dodajmy, że z samej uczciwej pracy oczywiście by nie wyżył. Szybkie odbicie artystyczne i finansowe zawdzięczał networkowi znajomych, którzy znaleźli mu pracę i klientów - ale też własnej zdolności zaprzyjaźniania się właściwymi ludźmi.
Poza tym, nawet jeśli stracił rzeczywiście cały majątek podczas Komuny (jak lubił opowiadać), to miał jeszcze rodziców. A Marcel i Marie Tissot tak się dorobili na tych draperiach i kapeluszach, że już w 1845 kupili sobie zamek. Mały co prawda, ale zawsze
W ten sposób, właśnie w Anglii, dopracował ostatecznie swój styl portretowania młodych kobiet, z którego stał się sławny. Już 1873 przyjęto go do The Arts Club. A wkrótce potem - poznał Kathleen.
Kathleen była jego modelką, jego muzą i jego wielką miłością. Malował ją w kółko. I - czy tylko mi się tak wydaje? - obrazy przedstawiające Kathleen są najlepszymi jego dziełami.
Miał już tyle pieniędzy, że nie musiał przejmować się opinią, ani popularnością. Zamieszkał z ukochaną i dwójką jej nieślubnych dzieci (drugie, co prawda - najprawdopodobniej - było jego własne), rozkoszując się życiem rodzinnym i niewiele przejmując wykluczeniem towarzyskim.
A 9 listopada 1882 Kathleen zmarła na gruźlicę. Miała 28 lat, to jej ostatni portret. Tydzień po jej śmierci, James Tissot zamknął drzwi do ich domu w St John’s Wood, pozostawiając w nim wszystko - farby, pędzle, obrazy i meble - i wyjechał do Paryża. Na zawsze.
W Paryżu poznał niejakiego Williama Eglingtona, spirytystę. Podczas jednego z seansów ujrzał dwa duchy, z których jeden - jak wierzył - był duchem Kathleen. Uwiecznił go w obrazie L'apparition médiumnique
Wizja religijna w Saint-Sulpice z 1885 mogła więc mieć wytłumaczenie racjonalne. Ale Tissot nie pragnął racjonalności. Zdecydował, że odtąd poświęci życie malarstwu religijnemu, co więcej - że będzie to malarstwo realistyczne (no, na tyle, na ile potrafił).
Wyruszył w tym celu do Palestyny, którą odwiedził łącznie trzykrotnie, szkicując ludzi, stroje i krajobrazy. Jest w tym coś wzruszająco - absurdalnego: niegdysiejszy bon-vivant, bywalec salonów, dziś gruby i postarzały, na osiołku podąża śladami Jezusa.
Rezultatem kilkuletniej pracy była seria 350 gwaszy, wydanych następnie w formie książkowej jako La Vie de Notre Seigneur Jesus Christ. I - co nie powiecie - odniosła ogromny sukces finansowy. Tylko na wydaniu francuskim Tissot zarobił milion franków.
Oryginały nabyło @brooklynmuseum za $60,000. Ówczesnych. Trudno mi te obrazki nazwać dziełem sztuki. To są ilustracje, bardzo dobre, owszem, ale nic poza tym. A jednak... spodobały się (mało powiedziane). Na pewno w tamtym czasie były szokująco nowatorskie, ale czy coś poza tym?
Złośliwiec Degas miał na ten temat własne zdanie. Ostatnie dwie dekady XIX wieku to czas ofensywy katolicyzmu, który po latach antyklerykalnej polityki III Republiki odzyskuje popularność. Tissot dobrze wybrał moment na swoje nawrócenie. Ale czy to dowód że nie było autentyczne?
Życie tego malarza krąży w swoistych pętlach: Paryżanin w Londynie i Londyńczyk w Paryżu, dekoracyjność kapeluszy projektowanych przez jego matkę i kapeluszy malowanych przez niego. Czy ten - bardzo opłacalny - powrót do chrześcijaństwa nie był kolejną pętlą, powrotem do korzeni?
Czy w jego quasi-prerafaelickich obrazach z młodości nie było tęsknoty za duchowością? Jego matka, Bretonka z rojalistycznej rodziny musiała być chyba bardzo religijna. A pęd do dekoracyjności? Cóż, najwyraźniej wyssał go również z kapelusza matki, czy jak to się tam mówi.
EOT
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Słowo się rzekło, dziś na dobranoc historia o tym, jak zostałem prawnikiem. Było to dawno temu, chociaż pociąg z Wrocławia do Warszawy już jeździł.
Był październik, tatrzańskie babie lato po pierwszym śniegu, który właśnie zdążył się roztopić; ten ostatni ciepły dzień w górach 👇
Siedzieliśmy pod otworem Wielkiej Śnieżnej i gotowaliśmy kolejne zupki, bo nikomu nie chciało się wchodzić do zimnej, mokrej dziury. Miało to być takie przejście edukacyjno-rekreacyjne, do 1szego biwaku i z powrotem: 2 najfajniejszych dziadków z Klubu zabrało 3 młodych po kursie
Jaskinia Śnieżna to, oprócz innych atrakcji, przede wszystkim Wielka Studnia - 65 metrów, z czego większość w swobodnym zjeździe bez kontaktu ze ścianą; patrzysz jak światło z miksta na kasku wypełnia krasowy dzwon nad twoją głową, a w dole ciemność. Ale i tak nam się nie chciało
Nie tylko wejście z tlenem się nie liczy; tak naprawdę to wchodzenie na ośmiotysięczniki w ogóle nie jest wspinaniem. No, może czasem. Ale wtedy to nie trzeba być na szczycie. Liczy się styl. Nie, liczą się przeżycia. It's complicated. Zapraszam na wąteczek 👇
Nie wiem czy potrzebnie, ale just in case wyjaśnię, jak to wspinanie w ogóle wygląda. We wspinaczce klasycznej, poruszamy się w pionie do góry, chwytając się tylko skały. Nie obciążamy liny - ona służy tylko do asekuracji. Jeśli odpadniemy, lina wyhamowuje lot dzięki przelotom
...oraz dzięki przytomności umysłu naszego partnera, który asekuruje nas, przesuwając linę do której końca jesteśmy przywiązani, przez specjalny przyrząd. Jak widzi że lecimy, to musi ją umiejętnie zablokować. Tu dobrze widać o co chodzi, od 1:35
W pierwszej części wątku starałem się odtworzyć ramy w jakich funkcjonowała inteligencja PRL jako klasa społeczna; dziś o jej losach podczas reglamentowanej rewolucji i o jej końcu. "Toast za inteligencję", cz. II
Chciałbym tu zwabić @SonikBoguslaw i @romangraczyk, może się uda.
Mamy więc lata 70te. Wśród inteligentów dominuje oportunizm, ale jest to oportunizm coraz bardziej nielubiany. Istnieją grupki nie tylko oporu politycznego (bardzo nieliczne, bo to było nader ryzykowne zajęcie), ale przede wszystkim - w dorosłość wchodzi pokolenie powojenne
Czuje ono przymus Trzeba Żyć dużo słabiej niż ich rodzice. Co owocuje powstaniem kontrkultury: poetyckiej (Wojaczek, Stachura, Bierezin), teatralnej (Teatr Ósmego Dnia), muzycznej (1976 pojawia się John Porter, 1979 Janerka zakłada Klaus Mitffoch); rozwija się ruch hippisowski
Krystyna Jandy w roli Chytrej Baby z Radomia jest ostatnim, mocno spóźnionym akordem w historii peerelowskiej inteligencji. Której dwuznaczny etos dogorywa właśnie na śmietniku twitterowej pogardy. "Toast za inteligencję", zapraszam na wąteczek 👇
"Inteligencję" każdy definiuje inaczej; była zjawiskiem złożonym i niejednorodnym. Inteligentami byli i Jan Olszewski i Jerzy Urban. Inteligencja budowała stalinizm; inteligencja stworzyła "Solidarność". Ale inteligentem był też inżynier Karwowski. Czym więc była, do cholery?
Była specyficzną klasą społeczną; z inteligencją przedwojenną miała trochę wspólnego, ale niewiele; skupmy się więc na inteligencji PRLowskiej. Pojęcie klasy społecznej też zresztą wymaga wyjaśnienia; Weber narzucił nam pojęcie klasy jako kategorii czysto ekonomicznej...
#LetsTalkDesign odc. 33,5 #bonusik: Przeżyjmy to jeszcze raz
Wszyscy jesteśmy dziś, nieprawdaż, krzynkę zmęczeni; w związku z tym będzie mało tekstu, a dużo obrazków. Zapraszam na subiektywny i dość przypadkowy przegląd fotografii dokumentujących miniony rok. Rok 2020 👇
Rok ten zaczął się od erupcji wulkanu Taal (powyżej, Ezra Acayan), a potem były pożary w Australii. Już o nich nie pamiętacie ponieważ zaraz przykryło je wiadomo co; ale lasy płonęły dalej, nie tylko w Australii (Matthew Abbott, Robert Gauthier, Sam Mooy, Adam Ferguson)
Pożary są bardzo fotogeniczne, w związku zrobiono im bardzo dużo zdjęć; dorzucam jeszcze 4 (Tracey Nearmy, Adek Berry, Sean Davey, nieustalony)
#LetsTalkDesign odc. 33: Ciało kobiety, ciało Chrystusa
Ikonoklaści w gruncie rzeczy mieli rację. Przedstawianie Boga prowadzi do neopogaństwa, gdyż łatwo może przerodzić się w przekonanie że Bóg rzeczywiście obecny jest obrazie. A przecież obraz - to przedmiot, a więc idol.
Bóg zakazał wszak oddawania czci idolom.
Dlatego pierwsi chrześcijanie mieli raczej wrogie podejście do wizerunków, preferując symbole. Jednak po wejściu nowej religii do mainstreamu, procesy syntezy z kulturą antyczną okazały się nie do powstrzymania
W VI wieku pojawiają się ikony z klasztoru Św. Katarzyny na Synaju, które śmiało określić można jako nową - całkowicie chrześcijańską! - sztukę. Czerpiącą z antyku, ale przekształcającą go w coś radykalnie nowego.