Nie wiem czy już doczytaliście, ale w Rozporządzenie 2020/2092 (to od warunkowości) przewiduje, że wstrzymanie środków unijnych na skutek naruszenia zasad praworządności przez państwo członkowskie nie zwalnia tego państwa z obowiązku wypłaty środków beneficjentom. Będzie zabawnie
Co więcej, ukarane państwo członkowskie ma co trzy miesiące raportować Komisji, jak wywiązuje się z obowiązku wypłaty środków; zaś beneficjenci którzy ich nie otrzymali będą mogli się skarżyć na specjalnym portalu. Co do zasady, będzie też można pozywać państwo o wypłatę środków
..do sądów krajowych. Będziemy więc mieli rząd, niewypłacający pieniędzy (bo ich nie dostał z Unii) i walczący z sądami, które będą zasądzały Skarb Państwa na ich wypłacenie. Nie wydaje mi się, żeby miało to prowadzić do Polexitu; raczej do czegoś całkiem innego.
Oczywiście! Ale właśnie wtedy wszyscy którzy nie dostali pieniędzy, namacalnie doświadczą, jakie są skutki tego prymatu konstytucji nad prawem unijnym. W zw. z czym dzisiejsze orzeczenie TK może być rzeczywiście historyczne, choć nie tak jak to sobie p. minister wyobraża.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Wynika z tej historii pewien morał, niekoniecznie pesymistyczny. Oraz kilka refleksji z gatunku "kajak a sprawa polska", które postaram się przedstawić w poniższym, wakacyjnym wąteczku, zapraszam 👇
Po pierwsze - facet i dziecko się wyratowali. A dlaczego? Bo on był trzeźwy, a oboje mieli kamizelki. Czyli - spełnili minimum wymogów bezpieczeństwa, których wiele osób wsiadając na kajak nie spełnia.
Give it a thought zanim zaczniecie go hejtować że jak tak można-co-za-debil
Nie wyratowali się sami, chociaż autoratownictwo po wywrotce to dość prosta sprawa. Wyłowiono ich w trzcinach, czyli byli blisko brzegu, mimo to musieli czekać na nadejście pomocy. A dlaczego? Bo nikt ich nie nauczył jak się ratować. A dlaczego? To przez społeczeństwo pszepana!
Kochani, nie mam niestety czasu, ponieważ pochłania mnie praca naukowa, w związku z czym dzisiaj tylko mały wąteczek, poświęcony tejże.
Jedną z najważniejszych rzeczy, które należy ustalić, pisząc artykuł naukowy - każdy! - jest DEADLINE.
Deadline'y naukowe mają swoją specyfikę👇
...i nie należy ich absolutnie utożsamiać z deadline'ami korporacyjnymi, czy - nie daj Boże - z terminami sądowymi (które też są formą deadline'u, z naciskiem na dead).
Wyróżniamy kilka rodzajów podstawowych deadline'ów naukowych i zjawisk im towarzyszących.
1. Deadline Zaplanowany. On, jak wszystko co zaplanowane, nie istnieje. Nie ma więc powodu, by zwracać na niego uwagę.
Deadline'y zaplanowane mogą, a nawet powinny nakładać się na siebie. Czym więcej, tym lepiej, ponieważ tłumaczymy wszystkim, że nie możemy pisać A, bo piszemy B
#LetsTalkDesign odc. 34: Historia pewnego nawrócenia.
Do malarstwa religijnego artyści dojrzewają powoli. Jacques Joseph Tissot, znany bardziej jako James Tissot, namalował "Ce que voyait Notre-Seigneur sur la Croix" będąc już dobrze po pięćdziesiątce. Tak, to jest Ukrzyżowanie.
Nawrócił się dzięki wizji, którą zesłał mu Bóg w kościele Saint-Sulpice w Paryżu. Złośliwi powiedzą, że równie dobrze mógł mu ją zesłać absynt; Tissot jako artysta zadawał się z impresjonistami, pointylistami i w ogóle z ludźmi którym lepiej nie podawać ręki. Wizja wyglądała tak:
Tezę o absyncie może też potwierdzać to, że w 1885 Tissot nie był w najlepszym stanie psychicznym. 3 lata wcześniej zmarła na gruźlicę jego muza, kochanka i towarzyszka życia, Kathleen Newton.
Słowo się rzekło, dziś na dobranoc historia o tym, jak zostałem prawnikiem. Było to dawno temu, chociaż pociąg z Wrocławia do Warszawy już jeździł.
Był październik, tatrzańskie babie lato po pierwszym śniegu, który właśnie zdążył się roztopić; ten ostatni ciepły dzień w górach 👇
Siedzieliśmy pod otworem Wielkiej Śnieżnej i gotowaliśmy kolejne zupki, bo nikomu nie chciało się wchodzić do zimnej, mokrej dziury. Miało to być takie przejście edukacyjno-rekreacyjne, do 1szego biwaku i z powrotem: 2 najfajniejszych dziadków z Klubu zabrało 3 młodych po kursie
Jaskinia Śnieżna to, oprócz innych atrakcji, przede wszystkim Wielka Studnia - 65 metrów, z czego większość w swobodnym zjeździe bez kontaktu ze ścianą; patrzysz jak światło z miksta na kasku wypełnia krasowy dzwon nad twoją głową, a w dole ciemność. Ale i tak nam się nie chciało
Nie tylko wejście z tlenem się nie liczy; tak naprawdę to wchodzenie na ośmiotysięczniki w ogóle nie jest wspinaniem. No, może czasem. Ale wtedy to nie trzeba być na szczycie. Liczy się styl. Nie, liczą się przeżycia. It's complicated. Zapraszam na wąteczek 👇
Nie wiem czy potrzebnie, ale just in case wyjaśnię, jak to wspinanie w ogóle wygląda. We wspinaczce klasycznej, poruszamy się w pionie do góry, chwytając się tylko skały. Nie obciążamy liny - ona służy tylko do asekuracji. Jeśli odpadniemy, lina wyhamowuje lot dzięki przelotom
...oraz dzięki przytomności umysłu naszego partnera, który asekuruje nas, przesuwając linę do której końca jesteśmy przywiązani, przez specjalny przyrząd. Jak widzi że lecimy, to musi ją umiejętnie zablokować. Tu dobrze widać o co chodzi, od 1:35
W pierwszej części wątku starałem się odtworzyć ramy w jakich funkcjonowała inteligencja PRL jako klasa społeczna; dziś o jej losach podczas reglamentowanej rewolucji i o jej końcu. "Toast za inteligencję", cz. II
Chciałbym tu zwabić @SonikBoguslaw i @romangraczyk, może się uda.
Mamy więc lata 70te. Wśród inteligentów dominuje oportunizm, ale jest to oportunizm coraz bardziej nielubiany. Istnieją grupki nie tylko oporu politycznego (bardzo nieliczne, bo to było nader ryzykowne zajęcie), ale przede wszystkim - w dorosłość wchodzi pokolenie powojenne
Czuje ono przymus Trzeba Żyć dużo słabiej niż ich rodzice. Co owocuje powstaniem kontrkultury: poetyckiej (Wojaczek, Stachura, Bierezin), teatralnej (Teatr Ósmego Dnia), muzycznej (1976 pojawia się John Porter, 1979 Janerka zakłada Klaus Mitffoch); rozwija się ruch hippisowski