Znam nawet państwo, które od lat próbuje taką politykę prowadzić. Jak mu idzie, czy wciąż postrzega to jako korzystne, jakie płyną z tego wnioski dla nas? O tym dzisiejsza nitka 👇
Zacznijmy od podstaw: co to jest ta wielowektorowa polityka zagraniczna? W #Turcja definiuje się ją jako utrzymywanie dobrych stosunków z wieloma partnerami z różnych kierunków. Z reguły dokleja się do tego jakieś zasady, np. Ahmet Davutoğlu - architekt polityki
zagranicznej prowadzonej przez AKP od 2015 r., choć echa jego myśli są w niej obecne do dziś - mówił, że Turcja powinna utrzymywać "komplementarne", a nie "konkurencyjne" relacje z różnymi partnerami, zwłaszcza z mocarstwami.
Wielowektorowa polityka zagraniczna oznacza zatem
w istocie - uwaga, zapnijcie pasy, będzie niespodzianka - prowadzenie aktywnej polityki zagranicznej na różnych kierunkach. Ot i cała filozofia.
Dlaczego więc mówimy o wektorach, a nie kierunkach? Wiadomo, brzmi mądrze, bardziej naukowo i zasadniczo #studentyszanujo 😎
Przy okazji dorobi się do tego jakieś "hola, hola, przecież wektor to nie jest zwykły kierunek, ma zwrot i w ogóle wagę", żeby magia mądrych słów działała jeszcze lepiej, no ale jak zaczniemy sprowadzać sprawę do "najmniejszego wspólnego mianownika", to nie ma siły - dojdziemy do
aktywnej polityki zagranicznej prowadzonej na różnych kierunkach.
I tutaj wrzucę przy okazji radę: w politologii naprawdę wiele da się sprzedać, używając fancy słów (czasem fancy zdań). Dlaczego tak się dzieje, to temat na odrębną nitkę. Ale zasadniczo: im coś bardziej fancy
brzmi, tym bardziej trzeba pytać, co tak naprawdę się pod tym ukrywa, bo tym większe ryzyko, że jest to po prostu ładnie opakowana pustka, która w najlepszym przypadku powoduje, że poświęcamy jakiejś kwestii nadmierną uwagę.
I tak właśnie jest z tą wielowektorową polityką zagr.
Dlaczego? Teoretycznie każdy z nas powinien być zwolennikiem takiej polityki. Zależy nam, żeby państwo się rozwijało - wzrost pozycji międzynarodowej państwa, jego prestiżu czy potęgi to podstawowe cele polityki zagranicznej (!) - a żeby to było możliwe, to państwo po prostu musi
systematycznie poszerzać swą aktywność polityczną, gospodarczą, kulturalną itd. Jakby tego było mało, większość państw prowadzi taką politykę (nawet jeśli jej tak nie nazywa), a poszczególne wektory mają po prostu inną wagę, bo np. państwo jest członkiem sojuszy, organizacji
międzynarodowych, innych struktur integracyjnych czy - najzwyczajniej w świecie - ma położenie geograficzne, które powoduje, że taki a nie inny kierunek będzie ważniejszy. Wszystkie te wymienione przeze mnie czynniki nazywa się uwarunkowaniami polityki zagranicznej, które są
fundamentem przy "projektowaniu" polityki zagranicznej danego państwa (tych uwarunkowań jest więcej, można do nich dodać np. postrzeganie innych aktorów międzynarodowych). Trzeba je uwzględniać, bo stanowią obiektywne wytyczne - politykę, która ma przynosić rezultaty,
należy budować na dobrym rozeznaniu rzeczywistości (nie tylko zresztą politykę, zejdźmy niżej, bo równie dobrze tyczy się to strategii dla firmy, taktyki dla biegacza czy wyciskania na ławeczce).
Proste? No proste, nie ma o czym gadać. A jednak wciąż o tym rozprawiamy
, jakby ta wielowektorowość rzeczywiście była czymś znacznie więcej i miała głębszy sens. No to przyjrzymy się może, jak to działa w praktyce, oczywiście na moim ulubionym poletku.
1. Zacznę od anegdotki. W 2014 r., po aneksji Krymu przez #Rosja, miałem okazję być w tureckim
MSZ. Wtedy panowała tam atmosfera nabożnego uniesienia wobec wielowektorowości czy konieczności zachowania równowagi w polityce zagranicznej. W efekcie Turcja mówiła, że nigdy nie uzna aneksji Krymu, ale - ku zdumieniu sojuszników z NATO - była niechętna sankcjom na Rosję.
Zadałem pytanie, czy Turcy nie obawiają się, że przez taki przekaz sojusznicy z NATO zaczną powątpiewać w wiarygodność sojuszniczą Turcji, co ostatecznie może negatywnie wpłynąć na ich chęci do obrony Turcji w razie zagrożeń dla jej bezpieczeństwa?
Odpowiedź była jasna: Turcja
nie może sobie pozwolić na inną politykę, musi zachować równowagę w polityce zagranicznej.
Efekt? Piękna i zupełnie przez Turków nieprzewidziana katastrofa na odcinku natowskim, np.: powątpiewanie w tureckie pomysły na Syrię, permanentne podawanie w wątpliwość wiarygodności
sojuszniczej Turcji, które z czasem przerodziło się wręcz w hasła o konieczności "wyrzucenia" państwa z Sojuszu, hasła - dodam - jeszcze dekadę temu znajdującego się w takiej sferze abstrakcji, że głoszący je analitycy zostaliby uznani za trędowatych.
Czy było warto? Raczej nie
gdy uwzględni się, że bezpieczeństwo Turcji wciąż wisi na NATO - bez niego wikłanie się w tę kooperatywno-konkurencyjną relację z Rosją byłoby samobójstwem. I zanim ktoś z Szanownych Państwa zacznie gardłować "ale drony! ale duma! ale walka!", rzucę: gdy z Rosją robi się naprawdę
gorąco, jak np. w trakcie eskalacji w Idlibie w lutym 2020 r., Turcja natychmiast zwraca się o pomoc do NATO i dopytuje USA, czy aby na pewno wciąż uważają, że art. 5 odnosi się również do niej.
Jaka płynie z tego lekcja? Nie dać się uwieść źle pojmowanej wielowektorowości, bo
zaprzeczanie faktom - temu, co pisałem o wadze poszczególnych wektorów i uwarunkowaniach polityki zagranicznej - nigdy nie wychodzi na dobre. Często przybiera formę walki z wiatrakami, dodatkowo toczonej nie wiadomo po co (oczywiście, w przypadku Turcji, poza wew. względami
politycznymi, bo przekaz o wielowektorowości rozochocony dumą narodową elektorat kupił z prędkością światła).
2. Wielowektorowość miała przyczynić się również do wzrostu pozycji międzynarodowej Turcji i poszerzenia jej możliwości oddziaływania w stosunkach międzynarodowych,
zwiększenia liczby partnerów. I częściowo się to udało - chyba najlepszym przykładem jest wzrost zaangażowania Turcji w Afryce, który też wymagałby odrębnej nitki. Ale tutaj uwaga - przyczyniło się do tego po prostu prowadzenie bardziej aktywnej polityki zagranicznej i
dostrzeżenie innych kierunków, a nie jakieś zrównoważenie wektora zachodniego, bo tutaj rezultaty są mieszane. Nie da się zaprzeczyć, że Turcji udało się doprowadzić do intensyfikacji stosunków handlowych np. z państwami bliskowschodnimi, ale: a) ani nie jest to
wzrost stabilny; b) ani wciąż nie doprowadziło to do detronizacji UE jako największej partnerki handlowej (i największego źródła inwestycji zagranicznych) Turcji (dla chętnych dodaję dwa źródła: mei.edu/publications/t…; dailybrief.oxan.com/Analysis/GA214…).
Dlaczego? Tu znów kłaniają się
uwarunkowania polityki zagranicznej - Turcja jest członkiem europejskich struktur integracyjnych (unia celna z UE), a do tego dochodzi kwestia bliskości geograficznej, która powoduje, że rynek turecki jest często postrzegany jako "brama" do szerszego zaangażowania poza UE.
3. Dobrze, to teraz pomówmy o tym, co się Turkom nie udało, i o kosztach ich polityki. Wspomniałem, że wielowektorowość miała doprowadzić do poprawy pozycji międzynarodowej państwa. Ambicje były ogromne – do 2023 r., a więc stulecia istnienia republiki, Turcja miała być w gronie
dziesięciu największych gospodarek świata, a także nowych „centrów” wyłaniającego się wskutek słabnięcia pozycji Zachodu, przede wszystkim Stanów Zjednoczonych, nowego porządku międzynarodowego.
Te wszystkie argumenty o konieczności zachowania równowagi w polityce zagranicznej
miały służyć właśnie temu. Jaki mamy efekt? Marny – i to mało powiedziane. Turcja jest w tej chwili bliżej wypadnięcia z grona 20 największych gospodarek na świecie niż wskoczenia do pierwszej 10. Partnerzy – już nie tylko zachodni – nie traktują jej jako wiarygodnego aktora,
część inwestorów wycofuje swój kapitał, ponieważ nie są pewni kierunku, w którym Turcja zmierza, a turecka waluta leci na łeb na szyję, pogarszając sytuację gospodarczą społeczeństwa. Jak bardzo? Rzucę zaledwie jeden wskaźnik – PKB per capita, które jest na poziomie mniej więcej
tego z 2009 r. To jest realny koszt, o którym bardzo często zapominamy, gdy chwalimy napinanie się Turcji na arenie międzynarodowej, i mówimy, że powinna ona stanowić dla nas wzór.
Jasne, to nie jest tylko wina uwierzenia w miraż „wielowektorowości” i nie sposób zważyć
wszystkich czynników, które doprowadziły do tej sytuacji. Jeśli jednak wezmą Państwo pod uwagę to, że w pogarszaniu stanu gospodarki rolę odegrały nierealistyczne aspiracje, które kończyły się wyrzucaniem pieniędzy w błoto (zakup, wciąż niedziałającego, S-400 od Rosji,
m.in. po to, aby ograniczyć zależność w sektorze zbrojeniowym od USA, co doprowadziło do wyrzucenia z konsorcjum tworzącego F-35 i odmowę sprzedaży myśliwców), hasła – doprawdy trudne do zrozumienia w tych okolicznościach – o konieczności zmniejszenia
uzależnienia od kapitału zachodniego, którym nie towarzyszyły wystarczające działania w tym kierunku, bo też towarzyszyć nie mogły, choćby ze względu na – jeszcze raz – obiektywne uwarunkowania polityki zagranicznej, to nie sposób nie zauważyć, że źle pojmowana „wielowektorowość”
przyczyniła się do tej pięknej katastrofy.
Dobra, czas kończyć, bo wątek i tak o wiele za długi. Jakie lekcje dla nas? 👇
1. Uwaga z tą wielowektorowością – zaprowadzi nas na manowce, jeśli będziemy ją źle rozumieć i lekceważyć uwarunkowania polityki zagranicznej. Trzeba też
wyraźnie pytać, co kto ma na myśli, gdy mówi „wielowektorowość”, bo możliwe, że pod tym hasłem ukrywa się nie postulat prowadzenia aktywniejszej polityki zagranicznej, ale właśnie niebezpieczna dla państwa próba prowadzenia polityki z lekceważeniem podstawowych uwarunkowań lub
po prostu zawoalowany postulat ich zmiany. Najgorzej, gdy mamy kombo – tzn. gdy zmianę (która sama w sobie nie jest zła, pod warunkiem że jest wymuszana obiektywnymi okolicznościami) postuluje się bez świadomości potencjału, ograniczeń, pomysłu uwzględniającego rzeczywistość
międzynarodową taką, jaka ona jest, a nie jaką próbuje się wykreować przez narrację.
2. Tym bardziej zastanówmy się, czy problemem polskiej polityki zagranicznej jest aby na pewno „brak wielowektorowości” – ostatnimi czasy debata na temat stosunków międzynarodowych została
znacznie uproszczona. Z jednej strony to dobrze, bo i rośnie zainteresowanie społeczeństwa sprawami międzynarodowymi. Z drugiej kicha, bo wielu zaczęło myśleć, że polityka zagraniczna to błahostka, a to nieprawda, to wciąż działka, do której trzeba mieć poziom skilla over 9000.
3. Uczmy się na błędach Turcji – zwłaszcza tego, że granie powyżej potencjału i z pominięciem realiów po prostu będzie miało swój koszt, który zapłaci społeczeństwo. Turcja pokazuje, że miraże są po prostu mirażami – nie są realne. Koszty są. A myślicie Państwo, że zapłacą je
tureccy politycy czy też badacze, którzy pomogli zakorzenić tę wizję w umysłach elektoratu 😎?
4. Pewnie warto przy okazji pamiętać, że nie jesteśmy Turcją – choć są elementy, które są podobne, np. położenie na flankach czy między Wschodem a Zachodem, mamy inną kulturę
strategiczną, doświadczenia historyczne czy potencjał. Ot wspomnę choćby o tym, że u nas nie ma amerykańskich atomówek czy baz, z których Amerykanie „odwiedzają” myśliwcami Bliski Wschód.
I dopłynęliśmy do brzegu, na dziś koniec. Tradycyjnie dziękuję za uwagę.
No dobrze, jeszcze jedno, bo zapomniałem, ale to bardziej ciekawostka. Co się robi, gdy jakaś etykieta - w tym przypadku - "wielowektorowość" zawodzi?
No jak to co? Wymyśla się inną! W tym przypadku jest nią "kompartmentacja", która ma opisywać zdolność
Turcji do zarządzania licznymi problemami w stosunkach z różnymi aktorami (i USA, i Rosją, i UE) w taki sposób, aby te stosunki się ostatecznie nie zawaliły (takie szufladkowanie problemów). I w ten ładny - i równie mądrze brzmiący - sposób ukrywa się przy okazji trudności w
rozwiązaniu problemów i - tak, zgadza się - przeniesienia stosunków z partnerami na poziom wyżej.
Tym razem to już naprawdę koniec, znikam.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Czy będzie, jaka będzie, czy powinniśmy się cieszyć z jej nadejścia, jak - i czy w ogóle - możemy się na nią przygotować?
Zapraszam do lektury nitki 👇
Zacznijmy od kontekstu: Tayyip Erdoğan i jego Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) słabną. Sondaże coraz częściej pokazują, że w uczciwych wyborach ani obecny prezydent, ani jego partia nie mieliby większych szans na utrzymanie się u władzy (uwaga: utrzymanie się u władzy, bo
w zdecydowanej większości sondaży AKP nadal zajmuje pierwsze miejsce, miałaby więc najwięcej mandatów). To efekt wielu czynników, ale w skrócie: olbrzymie problemy gospodarcze, postrzeganie przez społeczeństwo systemu prezydenckiego jako nieefektywnego, niezdolność ugrupowania
Bank centralny pompuje pieniądze w obronę liry, a chwilę później Tayyip Erdoğan ponownie zabiera głos i lira już zdecydowanie traci na wartości (gdy to piszę, dolar kosztuje 13,26 TL).
Co się dzieje i czy leci z nami pilot? Obóz rządzący przekonuje, ze tak 👇
Trochę to trwało, ale władzom udało się wypracować "oficjalną narrację", która teraz jest powtarzana - zapewne przypadkiem, hehe - przez środowiska (media, analityków itd.) prorządowe. W całym tym ambarasie wokół tureckiej liry chodzi, rzecz jasna, o to, że ci, którzy zwracają
uwagę na jej niestabilność i mówią o konieczności podniesienia stóp procentowych, to krótkowzroczni przedstawiciele starego porządku, można by rzec - poddani dyktatowi mitycznych rynków (albo imperium, jak kto woli).
Tymczasem tureckie władze, na czele z Tayyipem Erdoğanem,
An informative/explanatory thread on the situation on the border between #Poland and #Belarus and how #Turkey got entangled in the situation. I feel the need to write this cause I can see that many of my Turkish and Western friends find the situation
difficult to understand, even bizzare, and it's normal that it is on us, the Poles, to explain.
Ok, let me start with the basics. We have a really specific migrant crisis on our border with Belarus. Why is it so unique? Because it is a mixture of two trends. Firstly, we have a
"natural" migration where people want to migrate from the ME & Africa due to various push factors (conflicts, famine, climate etc.). Secondly, we have Belarusian dictator, Lukashenka, who decided to make use of this trend and of people willing to migrate to realise his
Turkey had no reasons to involve itself in this, and yet it did. The number of flights from Istanbul to Minsk grew significantly during the crisis from 7 to 28 per week and Istanbul became one of the most important hubs for migrants recruited by the Belarusian regime.
Warsaw was not that quick in accusing Turkey, if you take under consideration the facts that the problem arised in July and that it was raised during meetings between Poland and Turkey's ministers of foreign affairs in October.
Just to clarify: I am not saying that Turkey did this consciously, the situation might have been a product of many reasons (legal doubts, bad signaling, different perception of Turkey, a country which proudly hosts 4 mln refugees). Thus I do not support accusations towards Turkey
It will be really hard to build a strong relationship between #Poland and #Turkey, if the latter chooses to stay indifferent to the events on Polish-Belarusian border.
While there may be a genuine will to enhance partnership on the side of decision-makers, the rationale for
this may be harder and harder to explain to the public. Looking at Twitter (yup, I know this is not the best survey company), I can see two patterns of reaction (and here I am not speaking of anonymous accounts which are likely trolls): first is a growing outrage that our treaty
ally seems to be doing nothing to stop the migrants flow by limiting the number of flights from Istanbul to Minsk, second is along the lines of "ha, I told you that this is not a reliable partner".
Moreover, more and more Polish politicians seem to be suggesting that third
Tayyip Erdoğan przyjechał do USA, aby wystąpić przed ZO ONZ (i rozdać swoją nową książkę "Bardziej sprawiedliwy świat jest możliwy"). To dobry moment, żeby przyjrzeć się stosunkom #Turcja i #USA. Co w nich nowego? Czy Stany Zjednoczone nadal traktują Turcję jako "tak zwanego
partnera strategicznego", jak jeszcze niedawno mówił o Turcji sekretarz Blinken? Co zmiany w stosunkach turecko-amerykańskich mówią nam o nowej administracji USA? Co wynika z tego dla #NATO i #Polska?
Długi wstęp, czyli będzie długa nitka 👇
W czerwcu doszło do spotkania na szczycie - prezydent Biden rozmawiał z Erdoğanem. Mało było retoryki z czasów kampanii, gdy Biden nazywał Erdoğana autokratą, sekretarz Blinken też jakoś zamilkł ze swoją krytyką Turcji. Wszystko dlatego, że USA miały do Turcji nie byle jaki