Syryjczyk przebywający w Libanie: „Migracja to nie tylko pieniądze, rozpoczęliśmy syryjską rewolucję, wzywając do szacunku, a tutaj tego szacunku nie otrzymaliśmy”
„Moi rodzice nie wiedzą, że moja siostra przebywa w lesie w Białorusi. To starsi ludzie, nie chcę ich martwić” – wyjaśnia Syryjczyk, gdy siedzimy w kawiarni w Bejrucie.
Pokazuje nam kilka filmów, na których widać grupę ludzi ukrytych w lesie. – „Siostra wysłała mi dzisiaj te filmy” – dodaje. Pytamy go, czy się o nią martwi: „Pójdzie przed siebie, nie ma tutaj nic do roboty”.
Jego siostra ma 30 lat, studiowała inżynierię, ale nie ma dla niej pracy. Kiedy więc dowiedziała się że w Bejrucie jest biuro podróży oferujące zorganizowaną podróż do Białorusi, nie wahała się i wyjechała.
Kryzys w kryzysie, czyli syryjscy uchodźcy w Libanie
Ta syryjska rodzina przybyła do Libanu w 2013 r. Setki tysięcy Syryjczyków, którzy uciekają ze swojego kraju, trafiają do Libanu, do centrum kryzysu finansowego, politycznego i zdrowotnego.
Nie mają jednak nic do stracenia. Według Wysokiego komisarza Narodów Zjednoczonych do spraw uchodźców pod koniec 2020 r. w Libanie, w kraju liczącym mniej niż 7 mln ludzi, przebywało ok. 865 531 syryjskich uchodźców.
Według Banku Światowego Liban przeżywa jeden z najpoważniejszych kryzysów na świecie – w 2020 r. realny PKB skurczył się o 20,3%., a PKB per capita spadł o ok. 40%.
Dlaczego w lesie na Białorusi są rodziny z dziećmi, które ryzykują życiem?
„Głównym powodem jest to, że jeszcze przed kryzysem uchodźcy syryjscy w Libanie mogli pracować tylko w trzech dziedzinach: rolnictwie, robotach budowlanych i wywozie śmieci, a jeśli myślimy o ich przyszłości, to nie ma szans na rozwój” – wyjaśnia badaczka pracująca...
w Dolinie Bekaa, godzinę drogi od Bejrutu.
Przez ostatnie miesiące słyszała historie o przyjaciołach koleżanki, która zna kogoś, kto podróżował do Białorusi. Część z tych wyjazdów zakończyła się sukcesem i ludzie są obecnie w Niemczech. Część podróży nie udała się i migrujący są uwięzieni na granicy białorusko-polskiej.
Jednak niektórzy wciąż próbują tej niebezpiecznej podróży.
„Myślę, że tylko połowa uczniów w wieku szkolnym chodzi do szkoły, a ci, którzy chodzą do szkoły, chodzą po południu. Nie uczą się z dziećmi libańskimi” – kontynuuje badaczka.
„Jeśli jesteś więc rodzicem i nie możesz zagwarantować przyzwoitego życia, edukacji i przyszłości dla swojego dziecka, próbujesz” – kontynuuje.
Badaczka wyjaśnia, że obecne warunki życia Syryjczyków podczas kryzysu w Libanie są jednym z powodów, które skłaniają ich do podróży. „Kolejny powód to fakt, że podróż po prostu jest możliwa, nie jest tania, ale 2 tys. dol. to suma, którą rodziny mogą zebrać”.
„Ludzie uważają też, że las nie jest tak niebezpieczny jak morze, nawet jeśli to nieprawda”.
Jest jeszcze inny powód. Ta badaczka wyjaśnia, że kiedy sytuacja na granicy białorusko-polskiej znacznie się pogarszała, porozmawiała z przyjacielem, syryjskim lekarzem.
Zapytała go – „Jeśli ci ludzie mają 2 tys. dol., to dlaczego nie zostaną? Mogliby przeżyć kilka miesięcy w Libanie.” Lekarz odpowiedział – „To kwestia ludzkiej godności i szacunku. Nie chodzi o pieniądze; rozpoczęliśmy syryjską rewolucję nie z powodu pieniędzy.
Zaczęliśmy domagać się wolności, godności i szacunku, a tego szacunku tutaj nie dotarliśmy, więc niektórzy ludzie są gotowi zaryzykować swoje życie, aby znaleźć miejsce, w którym byliby traktowani z szacunkiem”.
Kiedy rozmawialiśmy z Syryjczykiem, którego siostra znajduje się obecnie na białoruskiej granicy, jedynym światłem na ulicy były lampy restauracji. System elektroenergetyczny Libanu załamał się w sobotę, ponieważ rząd miał problemy z opłaceniem rachunków za paliwo.
Dobiegający z ulic dźwięk to dźwięk generatorów prądu w hotelach i u tych szczęściarzy, których na to stać. Reszta miasta pogrążona jest w ciemności.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Ponad setka - tyle par przestraszonych, niepewnych, a może tylko zmęczonych oczu rozgląda się niepewnie w kolejce do wejścia B4 na terminalu 3 w Dubaju zaplanowanym na 18.50 przez FlyDubai.
To głównie mężczyźni w bardzo różnym wieku, ale przede wszystkim młodzi. Są też rodziny z dziećmi. Patrzę na trzymane w rękach paszporty z kartami pokładowymi (głównie Emirates). W ostatnim czasie Outriders nauczyli się je poznawać po okładkach.
Na tym locie przeważająca większość to Irak, Jemen i Syria. Ale nie widzę wszystkich. Mężczyzna w niebieskim swetrze kieruje ruchem. Oni stoją w długiej kolejce, do drugiej, krótszej, ten w swetrze kieruje Białorusinów. Patrzy na mnie.
Gdyby nie ta #choroba nie wyjechalibyśmy z naszego kraju, ale trwające od 2011 roku działania wojenne sprawiły, że straciliśmy dostęp do leczenia i stan naszego zdrowia się pogarszał. Dowiedzieliśmy się od znajomych o szlaku do #Europy przez #Białoruś.
Cała nasza rodzina musiała się złożyć na ten wyjazd, który kosztował 7000 USD (po 3500 USD na osobę). Mieszkaliśmy w Doumie niedaleko #Damaszku, stamtąd ciągle wypychał nas #reżim.
Pod koniec września w #Wilnie otwarto ośrodek dla #migrantów. Jako miejsce wybrano dawne schronisko dla bezdomnych w Naujininkai, dzielnicy Wilna, położone bardzo blisko dworca kolejowego.
Obiekt jest ogrodzony wysokim murem. Początkowo przyjęto tu 80 osób. Kolejnych 200 osób, głównie rodzin z dziećmi, ma trafić w październiku. „Wczoraj [26.09.2021] pierwsi #migranci dotarli na miejsce.
W #obozie jest około 80 osób, w tym 32 #dzieci i dziewięcioro niemowląt” – mówiła #dziennikarzom#minister ubezpieczeń społecznych i pracy Monika Navickienė.
Wybraliśmy się z Bejrutu do obozu dla uchodźców w dolinie Bekaa w Libanie, aby zrozumieć, dlaczego ludzie, a nawet pary z dziećmi, ryzykują życie w zimnym lesie na Białorusi, próbując przedostać się do Europy.
W wypełnionym kurzem obozie, w białym namiocie przykrytym czarnymi oponami przebywa rodzina, której syn Ibrahim i sąsiad Hassan w najbliższych dniach wyruszą na Białoruś. Ibrahim ma 25 lat, dziesięć z nich spędził w tym właśnie obozie dla uchodźców w Libanie.
Mówi, że nie ma nic do stracenia. Obok niego siedzi jego matka. – „Moja rodzina niepokoi się, ale rozumie sytuację” – tłumaczy Ibrahim, który nie chodził do szkoły, odkąd dziesięć lat temu przybył do Libanu. Wtedy w jego kraju wybuchła wojna domowa.
Skąd jesteś?
- Z Warszawy.
- Jak się masz - zagaja ładnym polskim steward FlyDubai. - Latamy tam od września, a jeszcze nie miałem okazji zobaczyć miasta, a podobno jest piękne - dodaje.
FlyDubai, low cost Emirates od niedawna lata z polskiej stolicy do Dubaju. Z Warszawy mimo planowych 6 godzin dolatujemy w 5.
Samolot jest obłożony w około 40 procentach, pasażerowie to głównie Polacy.
Ale na gigantycznym lotnisku w Dubaju jest już totalna wieża Babel.
Ja ląduję na terminalu 3, więc nie mogę sprawdzić samolotów Belavii z Mińska, a takie dwa przylatują do południa, ani odlotu jednego z nich o 13 do stolicy Białorusi, ale po przylatujących na mój terminal lotach mogę się domyślać obłożenia w obu kierunkach.
“Nazywam się M., jestem z Jemenu. Mam dwadzieścia lat.
Mieszkałem w Jemenie do 2018 roku, potem wyjechałem do Malezji, tam pracowałem przez jakiś czas, ale potem nie mogłem już przedłużyć pobytu. W Jemenie trwa wojna. Nie masz na nic wpływu, po dziewiątej klasie zabierają cię do wojska. Albo to, albo zabiją cię lub aresztują.
Możesz uniknąć armii, ale to kosztuje 10 tys. dolarów.