“Nazywam się M., jestem z Jemenu. Mam dwadzieścia lat.
Mieszkałem w Jemenie do 2018 roku, potem wyjechałem do Malezji, tam pracowałem przez jakiś czas, ale potem nie mogłem już przedłużyć pobytu. W Jemenie trwa wojna. Nie masz na nic wpływu, po dziewiątej klasie zabierają cię do wojska. Albo to, albo zabiją cię lub aresztują.
Możesz uniknąć armii, ale to kosztuje 10 tys. dolarów.
O szlaku dowiedzieliśmy się z mediów społecznościowych. Facebook, Twitter. Zaczęło się od zaproszenia do Białorusi, zorganizowanie tego trwało jakieś dziesięć dni. Potem przyjechałem do Mińska, tam spędziłem kolejne trzy dni i potem powiedzieli, żebym wziął taksówkę.
Kierowca miał mnie zostawić blisko granicy, ale tego nie zrobił. Zażądał 300 dolarów ekstra za dowiezienie we właściwe miejsce, a kiedy nie chciałem mu ich dać kazał mi i pozostałym wysiadać.
Szliśmy jakieś 20 kilometrów, ja i jeszcze dwie osoby, zanim zatrzymali nas Białoruscy żołnierze. Krzyczeli na nas. Moi towarzysze nie mówili po angielsku, za tłumacza robiłem ja.
Zabrali nam papierosy, spytali czy chcemy dostać się na granicę. Kazali czekać na ciężarówkę, która ma nas tam zabrać. Ale ciężarówka nie przyjechała. Po półtorej godziny bezczynności po prostu zaczęliśmy iść. Wyruszyliśmy o 18, o 22 zatrzymał się przy nas czarny samochód.
Wypadło z niego pięciu mężczyzn w kominiarkach. Złapali pozostałych dwóch, ja zacząłem uciekać. Jeden z zamaskowanych mężczyzn dogonił mnie, zaczęliśmy się szarpać.
Potem dobiegł drugi. Bili mnie i kopali, ciągnęli po ziemi. Zabrali nam wszystkim pieniądze i połamali karty SIM, jedzenie i telefony zostawili. Kazali wracać do Mińska.
Nie wiem, skąd byli. Wydaje mi się, że mówili między sobą po rosyjsku. Jeden z nich uderzył mnie w twarz. Nie rozumiałem, co do mnie mówi, więc w pewnym momencie… Wyjąłem telefon i użyłem translatora, żeby go zrozumieć.
Tłumaczył z rosyjskiego. Wróciliśmy do lasu i schowaliśmy się, poszliśmy spać. Wrócili o drugiej w nocy. Nie mam pojęcia, skąd wiedzieli, gdzie jesteśmy. To chyba była armia, ale byli ubrani jak wy, dżinsy, bluzy. Znowu nas bili, znowu mówili, żebyśmy wracali do Mińska.
Jednej z osób, z którymi byłem złamali nogę.
Zadzwoniliśmy na policję. Przyjechali po 20 minutach, zabrali nas na posterunek i przesłuchali. Pokazaliśmy nasze obrażenia, tę złamaną nogę też, ale nie chcieli nas słuchać.
Zamknęli nas na noc w areszcie. Rano, kiedy nas wypuścili, powiedzieli, że jeśli chcemy iśc do Polski, mamy nie dzwonić więcej na policję. Powiedzieli: białoruska armia i straż graniczna pomoże wam dostać się do Polski.
Spróbowaliśmy jeszcze raz. Znowu spotkaliśmy białoruską armię, wzięli od nas po 600 dolarów i pokazali, którędy mamy iść. Poszliśmy. Było nas dwunastu. Zabrali nas ciężarówką do obozu po stronie Białorusi. To było gdzieś za Brześciem.
Tam spotkałem nowe osoby, moja grupa liczyła ich już 22.
W samym obozie było ponad 300 osób, może 400. Były dzieci, kobiety. Wiele płakało. Nie dawali tam wody ani jedzenia, ludzie mieli tylko to, co wzięli.
Powiedzieli, że możemy iść tylko do Polski. Że będziemy próbować znowu i znowu, ale do Mińska nie możemy zawrócić.
W nocy zebrali wszystkich z obozu i wzięli an granicę. Kazali być cicho, nie palić, a jeśli zobaczymy światło, paść na ziemię.Tak zrobiliśmy. Białorusini przecięli drut na granicy i puszczali nas, grupa za grupą.
Byliśmy w tym lesie cztery dni. Skończyła nam się woda i jedzenie. Słyszeliśmy ludzi z psami, może polską straż graniczną, ale schowaliśmy się przed nimi.
Potem zadzwoniliśmy na numer „taksówki”. Żeby dostać ten numer, musieliśmy zapłacić 2000 euro. Za osobę. Każda z 22 osób musiała zapłacić 2000 euro [za transport spod białoruskiej granicy po polskiej stronie- przyp. Outriders].
Ludzie, którzy to organizują to Syryjczycy i Jemeńczycy.
Kierowca kazał nam iść do jednego punktu, a potem do następnego. Wiedzieliśmy jak iść dzięki GPS, użyliśmy opcji „share location”, żeby on wiedział, gdzie jesteśmy.
Kiedy się spotkaliśmy, kierowca spytał, gdzie chcemy jechać. Powiedzieliśmy „Berlin”. Podróż trwała jakieś 7 godzin. Wyrzucił nas przy moście na Odrze. Powiedział, że za dowiezienie do Berlina musimy zapłacić jeszcze 1750 euro od osoby.
Nie mieliśmy takich pieniędzy, chcieliśmy żeby zabrał nas i tak, ale nie zgodził się. Z całej grupy tylko dwie osoby zdecydowały się zapłacić. One pojechały, nas wysadził.
• • •
Missing some Tweet in this thread? You can try to
force a refresh
Ponad setka - tyle par przestraszonych, niepewnych, a może tylko zmęczonych oczu rozgląda się niepewnie w kolejce do wejścia B4 na terminalu 3 w Dubaju zaplanowanym na 18.50 przez FlyDubai.
To głównie mężczyźni w bardzo różnym wieku, ale przede wszystkim młodzi. Są też rodziny z dziećmi. Patrzę na trzymane w rękach paszporty z kartami pokładowymi (głównie Emirates). W ostatnim czasie Outriders nauczyli się je poznawać po okładkach.
Na tym locie przeważająca większość to Irak, Jemen i Syria. Ale nie widzę wszystkich. Mężczyzna w niebieskim swetrze kieruje ruchem. Oni stoją w długiej kolejce, do drugiej, krótszej, ten w swetrze kieruje Białorusinów. Patrzy na mnie.
Gdyby nie ta #choroba nie wyjechalibyśmy z naszego kraju, ale trwające od 2011 roku działania wojenne sprawiły, że straciliśmy dostęp do leczenia i stan naszego zdrowia się pogarszał. Dowiedzieliśmy się od znajomych o szlaku do #Europy przez #Białoruś.
Cała nasza rodzina musiała się złożyć na ten wyjazd, który kosztował 7000 USD (po 3500 USD na osobę). Mieszkaliśmy w Doumie niedaleko #Damaszku, stamtąd ciągle wypychał nas #reżim.
Pod koniec września w #Wilnie otwarto ośrodek dla #migrantów. Jako miejsce wybrano dawne schronisko dla bezdomnych w Naujininkai, dzielnicy Wilna, położone bardzo blisko dworca kolejowego.
Obiekt jest ogrodzony wysokim murem. Początkowo przyjęto tu 80 osób. Kolejnych 200 osób, głównie rodzin z dziećmi, ma trafić w październiku. „Wczoraj [26.09.2021] pierwsi #migranci dotarli na miejsce.
W #obozie jest około 80 osób, w tym 32 #dzieci i dziewięcioro niemowląt” – mówiła #dziennikarzom#minister ubezpieczeń społecznych i pracy Monika Navickienė.
Wybraliśmy się z Bejrutu do obozu dla uchodźców w dolinie Bekaa w Libanie, aby zrozumieć, dlaczego ludzie, a nawet pary z dziećmi, ryzykują życie w zimnym lesie na Białorusi, próbując przedostać się do Europy.
W wypełnionym kurzem obozie, w białym namiocie przykrytym czarnymi oponami przebywa rodzina, której syn Ibrahim i sąsiad Hassan w najbliższych dniach wyruszą na Białoruś. Ibrahim ma 25 lat, dziesięć z nich spędził w tym właśnie obozie dla uchodźców w Libanie.
Mówi, że nie ma nic do stracenia. Obok niego siedzi jego matka. – „Moja rodzina niepokoi się, ale rozumie sytuację” – tłumaczy Ibrahim, który nie chodził do szkoły, odkąd dziesięć lat temu przybył do Libanu. Wtedy w jego kraju wybuchła wojna domowa.
Skąd jesteś?
- Z Warszawy.
- Jak się masz - zagaja ładnym polskim steward FlyDubai. - Latamy tam od września, a jeszcze nie miałem okazji zobaczyć miasta, a podobno jest piękne - dodaje.
FlyDubai, low cost Emirates od niedawna lata z polskiej stolicy do Dubaju. Z Warszawy mimo planowych 6 godzin dolatujemy w 5.
Samolot jest obłożony w około 40 procentach, pasażerowie to głównie Polacy.
Ale na gigantycznym lotnisku w Dubaju jest już totalna wieża Babel.
Ja ląduję na terminalu 3, więc nie mogę sprawdzić samolotów Belavii z Mińska, a takie dwa przylatują do południa, ani odlotu jednego z nich o 13 do stolicy Białorusi, ale po przylatujących na mój terminal lotach mogę się domyślać obłożenia w obu kierunkach.
O 7.10 lokalnego czasu na lotnisku w #Stambule, w którym spędziłam noc, miał rozpocząć się pierwszy lot do #Mińska, liniami #Turkish Airlines.
Pod bramką zgromadziła się kolejka na tzw. boarding. Na pierwszy rzut oka pasażerowie wydawali się być #Słowianami. Dopiero później wszyscy, kto siedzieli dookoła mnie, udali się w stronę korytarza. Byli to przeważnie młodzi mężczyźni arabskiej urody. Trochę #Afrykańczyków.
Dziesięć minut przed wylotem pozostają tylko puste krzesła, a pod jednym z nich - biały różaniec.
Następny rejs był mniejszy. O 13.20 startowałą #Belavia. Kolejki na pokład prawie nie dało się zauważyć.