Kryzys migracyjny nie jest teraz - to co dzieje się na polsko-białoruskiej nie spełnia takich kryteriów. Jednak sześć lat temu - wtedy można było o tym mówić.
Wtedy przez kilka miesięcy do Europy docierali uchodźcy - najwięcej tzw. drogą bałkańską, która wiodła przez Grecję, Macedonię, Serbię, Węgry albo Chorwację, Słowenię do Austrii i Niemiec.
Na początku września 2015 - świat obiegły zdjęcia z Węgier i Budapesztu. Rząd węgierski już od dłuższego czasu prowadził anty-migrancką kampanię na billboardach w całych krajach.
Nie przewidział jednak, że mieszkańcy na widok ludzi w potrzebie, aż tak mocno się zorganizują. W Budapeszcie powstawały punkty z jedzeniem, z ubraniami, wiele miejsc do spania.
Ponad setka - tyle par przestraszonych, niepewnych, a może tylko zmęczonych oczu rozgląda się niepewnie w kolejce do wejścia B4 na terminalu 3 w Dubaju zaplanowanym na 18.50 przez FlyDubai.
To głównie mężczyźni w bardzo różnym wieku, ale przede wszystkim młodzi. Są też rodziny z dziećmi. Patrzę na trzymane w rękach paszporty z kartami pokładowymi (głównie Emirates). W ostatnim czasie Outriders nauczyli się je poznawać po okładkach.
Na tym locie przeważająca większość to Irak, Jemen i Syria. Ale nie widzę wszystkich. Mężczyzna w niebieskim swetrze kieruje ruchem. Oni stoją w długiej kolejce, do drugiej, krótszej, ten w swetrze kieruje Białorusinów. Patrzy na mnie.
Gdyby nie ta #choroba nie wyjechalibyśmy z naszego kraju, ale trwające od 2011 roku działania wojenne sprawiły, że straciliśmy dostęp do leczenia i stan naszego zdrowia się pogarszał. Dowiedzieliśmy się od znajomych o szlaku do #Europy przez #Białoruś.
Cała nasza rodzina musiała się złożyć na ten wyjazd, który kosztował 7000 USD (po 3500 USD na osobę). Mieszkaliśmy w Doumie niedaleko #Damaszku, stamtąd ciągle wypychał nas #reżim.
Pod koniec września w #Wilnie otwarto ośrodek dla #migrantów. Jako miejsce wybrano dawne schronisko dla bezdomnych w Naujininkai, dzielnicy Wilna, położone bardzo blisko dworca kolejowego.
Obiekt jest ogrodzony wysokim murem. Początkowo przyjęto tu 80 osób. Kolejnych 200 osób, głównie rodzin z dziećmi, ma trafić w październiku. „Wczoraj [26.09.2021] pierwsi #migranci dotarli na miejsce.
W #obozie jest około 80 osób, w tym 32 #dzieci i dziewięcioro niemowląt” – mówiła #dziennikarzom#minister ubezpieczeń społecznych i pracy Monika Navickienė.
Wybraliśmy się z Bejrutu do obozu dla uchodźców w dolinie Bekaa w Libanie, aby zrozumieć, dlaczego ludzie, a nawet pary z dziećmi, ryzykują życie w zimnym lesie na Białorusi, próbując przedostać się do Europy.
W wypełnionym kurzem obozie, w białym namiocie przykrytym czarnymi oponami przebywa rodzina, której syn Ibrahim i sąsiad Hassan w najbliższych dniach wyruszą na Białoruś. Ibrahim ma 25 lat, dziesięć z nich spędził w tym właśnie obozie dla uchodźców w Libanie.
Mówi, że nie ma nic do stracenia. Obok niego siedzi jego matka. – „Moja rodzina niepokoi się, ale rozumie sytuację” – tłumaczy Ibrahim, który nie chodził do szkoły, odkąd dziesięć lat temu przybył do Libanu. Wtedy w jego kraju wybuchła wojna domowa.
Skąd jesteś?
- Z Warszawy.
- Jak się masz - zagaja ładnym polskim steward FlyDubai. - Latamy tam od września, a jeszcze nie miałem okazji zobaczyć miasta, a podobno jest piękne - dodaje.
FlyDubai, low cost Emirates od niedawna lata z polskiej stolicy do Dubaju. Z Warszawy mimo planowych 6 godzin dolatujemy w 5.
Samolot jest obłożony w około 40 procentach, pasażerowie to głównie Polacy.
Ale na gigantycznym lotnisku w Dubaju jest już totalna wieża Babel.
Ja ląduję na terminalu 3, więc nie mogę sprawdzić samolotów Belavii z Mińska, a takie dwa przylatują do południa, ani odlotu jednego z nich o 13 do stolicy Białorusi, ale po przylatujących na mój terminal lotach mogę się domyślać obłożenia w obu kierunkach.
“Nazywam się M., jestem z Jemenu. Mam dwadzieścia lat.
Mieszkałem w Jemenie do 2018 roku, potem wyjechałem do Malezji, tam pracowałem przez jakiś czas, ale potem nie mogłem już przedłużyć pobytu. W Jemenie trwa wojna. Nie masz na nic wpływu, po dziewiątej klasie zabierają cię do wojska. Albo to, albo zabiją cię lub aresztują.
Możesz uniknąć armii, ale to kosztuje 10 tys. dolarów.